2012-10-20

"Szymborską jesień się zaczęła"




Notatka

Życie - jedyny sposób,
żeby obrastać liśćmi, 
łapać oddech w piasku,
wzlatywać na skrzydłach;

być psem,
albo głaskać go po ciepłej sierści;

odróżniać ból
od wszystkiego, co nim nie jest;

mieścić się w wydarzeniach,
podziewać w widokach,
poszukiwać najmniej między omyłkami.

Wyjątkowa okazja,
żeby przez chwilę pamiętać,
o czym się rozmawiało
przy zgaszonej lampie;

i żeby raz przynajmniej
potknąć się o kamień,
zmoknąć na którymś deszczu,
zgubić klucze w trawie;
i wodzić wzrokiem za iskrą na wietrze;

i bez ustanku czegoś ważnego
nie wiedzieć.

Wisława Szymborska


Obejrzałam ten film już dwa razy. Obejrzę jeszcze wielokrotnie. Zbliża on bardzo do poetki. Holendrowi, Johnowi Albertowi Jansenowi udało się coś co wydaje się wręcz niemożliwe w tak krótkim czasie. Zatrzeć granice pomiędzy bohaterem dokumentu a jego odbiorcą, zminimalizować dystans do zera i praktycznie natychmiast, po kilku minutach, dopuścić widza bardzo blisko osobowości nawet tak wybitnej, ponadczasowej jakim jest Wisława Szymborska. Jedno jest pewne, takiego efektu nie da się osiągnąć jednostronnie, wiele zawdzięczamy naszej Noblistce. To Wisława Szymborska swą naturalnością, ciepłą kokieterią, podejściem do własnej osoby, sprawia że film ten staje się dokumentem wymykającym się poza zwykły dokument. Chyba nikt poza Wisławą Szymborską nie potrafi w tak szczery, otwarty sposób zaprosić własną postawą do swojego intymnego świata. Zachwyca dystansem do życia i własnych słabości. Nagłą potrzebą zażartowania, podzielenia się anegdotą czy zadziwieniem. Tak, Wisława Szymborska umie się najpiękniej zadziwiać ze wszystkich znanych mi osób. Nie unika jednak też spraw istotnych, niejednokrotnie trudnych, zawartych w swojej wieloletniej twórczości. Wszystko to dzieje się tak jakby nie istniał między bohaterką tego dokumentu a jego odbiorcą, żaden szklany ekran, żadna różnica wieku, jakby zatrzymał się czas. Jakby wszystko działo się tuż obok. Na kanapie, przy stole, wśród papierosowego dymu i ciepłego głosu, z tak charakterystyczną Noblistce dykcją. Można słuchać i patrzeć bez ograniczeń, wyczekując uśmiechu, który pojawia się zamiast kropki na końcu zdania. Uśmiechu, który jest niczym czułe dobranoc mamy szeptane dziecku do ucha.

Nadal żałuję, że nie dotarłam do Krakowa, gdzie w Centrum Manggha świętowano inaugurację działalności Fundacji Wisławy Szymborskiej i wyświetlano "Koniec i początek", chyba po raz pierwszy na dużym ekranie. Tam musiała być wyjątkowa atmosfera, która jeszcze bardziej wpływała zapewne na odbiór tego filmu. Podobno długo nie milkły brawa. Nie dziwię się. To bardzo wzruszający film, kiedy pomyśli się, że już Jej wśród nas nie ma. Ona w piękny sobie sposób, z lekkością, bez ustanku czegoś ważnego nie wiedziała. Zachwycała, zadziwiała i odkrywała. Jak dla mnie robi to nadal i dzięki Niej nauczyłam się zwalniać i dostrzegać.


2012-10-16

Są dni kiedy mniej czytam


wolne chwile spędzam wówczas na cięciu, szyciu i zabawie papierem. Coraz rzadziej, i nie zapowiada się by to miało ulec polepszeniu, ale lubię to robić i na dobre stolika roboczego nie zdemontuję. Styl vintage od zawsze mnie fascynuje, lubię nawiązywanie do poprzednich epok w różnych dziedzinach. Nawet takich prozaiczno-notesowych, choć to typowy vintage nie jest. Ale ma klimat, którego nie wzniecą notatki na monitorze. Jednak papier to papier, notes to notes, pióro to pióro. Sama bez notatnika nie ruszam się z domu. Nie tego akurat, bo ten zrobiłam na prezent, ale dla siebie kiedyś taki też zrobię. Wywołał wzruszenie, więc warto było się kłócić z maszyną do szycia i zjeść torebkę galaretek w czekoladzie na wagę. I nie ważne ile ich było na tej wadze :)




więcej na jego temat tutaj www.virginia-scrap.blogspot.com

2012-10-12

Piątek o trzynastej


Od jakiegoś czasu piątek nie jest wyczekiwany. Piątek zaskakuje. Nagle wyrasta z szeregu tygodnia i zgodnie z zasadą wypada odpocząć, ale głowa nie pozwala zapomnieć o tym co w trakcie. Sporo tego. Powinnam z czegoś zrezygnować, ale problem w tym, że wszystko w odpowiednim momencie sprawia mi przyjemność.

Tyle ostatnio przeczytałam. Między innymi wspaniałe eseje "Praski elementarz" Aleksandra Kaczorowskiego, które mnie coraz bliżej stawiają wobec eseju. Fascynuje mnie ta forma literacka, zresztą nie od dziś, Virginia Woolf zaszczepiła we mnie tę miłość po zbiorze "Pochyła wieża". "Praski elementarz" polecił mi Grzegorz Kozera, poeta, prozaik, zakochany w Czechach i lekturach doskonałych. Sama mieszkając na granicy mam słabość do tego kraju. Do Kafki, Hrabala, Kundery, Pavly, Pragi, czeskiej kolei, pewnego wojaka i czeskiego języka. Wszystkie te postaci odnalazłam w "Praskim elementarzu", i jeszcze kilka innych. Niezwykle to dla mnie ważne spostrzeżenia, przybliżenia, odkrycia. Sama sceneria do lektury wprawiła mnie w odpowiedni nastrój. Usiadłam przy kawie na tarasie kawiarni "Avion" umiejscowionej na Moście Przyjaźni, z której widziałam czeski deptak nad Olzą i polskie Wzgórze Zamkowe. Tam zaczęłam tę lekturę. Skończyłam szybciej niż planowałam, i pozostaje mi już jedynie do niej wracać. Co będę czynić zapewne wielokrotnie.

Myślę o pewnym panu po sześćdziesiątce. Dziś zatrzymałam nagle samochód, kiedy ktoś spał na przystanku, z ręką bezwładnie zwisającą, i drugą na wysokości piersi. Już miałam odjechać, minąć go jak wielu przede mną, ale jednak cofnęłam, bo ta lewa dłoń z zaciśniętą pięścią nie pozwalała mi tak po prostu przejechać obok niego o trzynastej. Jak się okazało nie spał. Zapytałam jak się czuje, nie mógł złapać oddechu. Chwycił mnie za rękę i prosił bym nie puszczała. Zabrało go pogotowie, bo moja ręka w niczym by nie pomogła. Miał zawał, bądź ostry stan przedzawałowy. Zdążył mi powiedzieć, że przyjechał oczyścić groby rodziców. Sam. Miał niemiecki dowód i strach w oczach. 
Czasem mijamy kogoś w potrzebie. Pośpiesznie. Dokądś spóźnieni, ślepi, zlęknieni.
W tym samym czasie los odznacza fajkę i ktoś nie wraca do domu.
Ktoś inny być może teraz czeka na telefon od niego.

I już zupełnie nie interesuje mnie fakt, że miałam dzisiaj coś innego napisać.

2012-10-05

nowy numer kwartalnika literacko-artystycznego "sZAFa"


To już trzeci numer kwartalnika literacko-artystycznego "sZAFa", w którym mam swoje miejsce. Niezmiernie mi miło, że to akurat "sZAFa", bo  Redaktor Naczelny - Damian Cielepa spaceruje tymi samymi ulicami miasta co ja (choć jeszcze na siebie nie wpadliśmy, bo chyba za dużo pracuje : ), a Kierownik Redakcji - Małgorzata Południak ma w sobie więcej wiary we mnie niż ja sama i służy wsparciem nie tylko od święta redakcyjnego. Sama w składzie Redakcji jestem czemu dotąd nie wierzę. Pomagam na tyle na ile to czuję, i każdego dnia sporo się uczę. Poznaję nowych ludzi, spoglądam z różnych perspektyw, smakuję innego, jeszcze bardziej intensywnego życia literackiego i artystycznego, niż robiłam to do tej pory. Ten rok jest dla mnie bardzo udany i bardzo ważny, będę go niezwykle miło wspominać, z wielu powodów... a jednym z nich jest właśnie współpraca z "sZAFą", której stary numer niedawno znalazłam w formie drukowanej w jednym z cieszyńskich antykwariatów.

nr 22/ wrzesień 2006

piosenki Jaromira Nohavicy

Obecnie "sZAFa" dostępna jest jedynie w sieci, co oczywiście nie umniejsza jej wartości i zawartości. Wszyscy tam robią co robią z głębokiej miłości do słowa, obrazu, fotografii czy sztuki, wypełniając jej wnętrze różnorodnością barw i emocji. Prezentują się z głębokim przekonaniem, że warto utrzymywać przy życiu to wszystko co zadeptujemy w bieganinie dnia codziennego. Warto się zatrzymać, warto poznawać, warto nocą zamykać oczy i myśleć o konkretnym obrazie, wierszu, zdaniu, nowo poznanym artyście. Wielu ich wokół, czasem zaniedbanych, zapomnianych, często samotnych, wielu też znanych, ale jedynie w niewielkim artystycznym kręgu. „sZAFa” tym właśnie mnie przyciągnęła do siebie. Jest odkrywaniem. Zatrzymaniem się. Myśleniem. Nie ma tam słów niepotrzebnych, nieważnych. Trafiam na nie, kiedy wydaje mi się, że już na nic dobrego trafić nie mogłam. Wyciągam z tekstów fragmenty, dopowiadam sobie myśli, milczę na widok obrazów, pojedynczych wersów i zastanawiam się ile jeszcze takich pokrewnych mi dusz krąży po sieci, i ile jeszcze zdołam się od nich nauczyć. To pokrzepiające, że ludziom się chce robić coś więcej poza tym co konieczne. 

 A 44 numer "sZAFy" prezentuje się tak:





 POEZJA
Bożena Barda, Tomasz Bąk, Aldona Borowicz, Kamil Brewiński,  Roma Jegor, Małgorzata Kowalska, Mariusz Kusion, Łukasz Kuźniar, Kamil KwidzIński, Paweł Łęczuk, Izabela Wageman, Ewa Włodarska, Marcin Włodarski, Bohdan Wrocławski
 PROZA
Jacek Durski, Tomasz Graczykowski, Sławomir Hornik, Lech M. Jakób,  Kamil Kwidziński, Karol Maliszewski, Marta Obuch, Wiktor Orzeł, Małgorzata Południak, Joanna Plesnar, Klaudia Raczek, Teresa Radziewicz, Arkadiusz Siedlecki, Joanna Storczewska-Segieta, Viola Wein, Bartosz Wokan
 
 FOTOGRAFIA-GRAFIKA-MALARSTWO
Marzena Ablewska-Lech, Andrzej Brzegowy, Dominika Dobrowolska,  Justyna Jabłońska, Piotr Król, Andrzej Markiewicz, Piotr Mosur, Maciej Ratajczak, Małgorzata Sajur,  Katarzyna Tchórz, Barbara Trzybulska
 
 sZAFa Presents
Paweł Łęczuk - Kolędnicy
Jakub Sajkowski & Teresa Radziewicz - W p/oszukiwaniach z Izabellą Wageman
Mariola Sznapka -  "Bo mówić i rozmawiać to nie to samo” - Mariola Sznapka o Januszu Korczaku
 
 
ESEJ-FELIETON-RELACJE
Jacek Durski - Fotorelacja z promocji książki Czekając na Malinę M.Południak
Mariola Konieczna - Zapiski z wizyty w "Zakładzie pracy chronionej"
Sylwia Kubryńska - Apokalipsa w bańce
Magda Krytykowska - Z Kalisza do Warzywniaka, O spotkaniu Izabeli Fietkiewicz Paszek w gdańskiej Galerii Warzywniak  *  Zwierszeni w biały dzień. O spotkaniu z twórczością Teresy Nietykszy i Bogdana Zdanowicza.
Klaudia Raczek - Octavio Paz. Ta chwila to ja sam
Małgorzata Południak - Literatka na wyspie
Teresa Radziewicz - Czekając na Malinę Małgorzaty Południak [relacja]
Jurek Szukalski - No to lecim na Szczecin. Relacja ze spotkania promującego debiutancką książkę poetycką Teresy Rudowicz pt. Podobno jest taka rzeka * Donkiszoteria w sprawie Abramowicza i innych
Ivo Świątkowski - Relacja z wystawy Lustra [22.08.2012]
Spotkanie Sztuki Niezależnej [Lanckorona10-12.08.2012]
Beata Wincza - Malinowe wariacje czyli relacja ze szczecińskiej promocji książki Małgorzaty Południak Czekając na Malinę
 
TEATR, FILM
Marcin Baran - Wkraczając w pustkę
Izabella Bartnicka - Proste jak drut i puste jak bęben czyli cep, cepa cepem pogania…
Michał Krzywak - Spokojnie to tylko uśmiech
 
KRYTYKA LITERACKA-RECENZJA
Paweł Brzeżek - Kobieca postać – o tomiku Odliczanie poetki-terapeutki Anety Gajdy-Boryczko
Jarosław Czechowicz - Rana Dasgupta Solo * Dominika Dymińska Mięso  * Jack Melchior XXL. Tragikomedia erotyczna
Rafał Derda  - Czas wesołej śmierci zaczyna się codziennie, czyli na temat Ciuciubabki Marcina Jurzysty * Czułe gesty zamknęły nas w zręcznych obrożach, czyli na temat Karmageddonu Pawła Podlipniaka
Sławomir Hornik - List do Pawki Podlipniaka spod granicy małego miasta niedaleko Krakowa *  Wiersze na wodzie (Paweł Łęczuk, Delta wsteczna)
Joanna Mieszkowicz -  Pięćdziesiąt cztery sonety Cezarego Sikorskiego
Małgorzata Południak - Pamięć - Tereso - pamięć jest tworzywem - - Podobno jest taka rzeka - Teresy Rudowicz * Popiół, a raczej czym i gdzie jesteśmy - Popiół Krzysztofa Niewrzędy
Teresa Radziewicz - Po cóż się rodzić – wędrówka Deltą wsteczną Pawła Łęczuka * Wycieka ze mnie dziś wczoraj i pojutrze czyli Punkty przecięcia Doroty Ryst
Teresa Rudowicz - Każde takie spotkanie to połówka świata – o przebierance Bogdana Zdanowicza
Jakub Sajkowski - Sezon arktyczny? Ciepło, coraz cieplej. O debiucie Kamila Kwidzińskiego *  W cień jak w gryzące ubranie. Tomasz Pietrzak Rekordy.
Karol Samsel - Amtidotum. Marcin Orliński, Płynne przejścia * Dziwka pośród dam.O tomie poezji Andrzeja Jopowicza pt. Czerwona winnica * Na rynku apokalipsy
Bogdan Zdanowicz - Raport z końca świata * Kolekcja – wszystkich moich bliskich (o zbiorze wierszy Elżbiety Tylendy Kolekcja)
 
WYWIAD
Robert Rutkowski -  Jeszcze zdarzają się wiersze: Tomasz Bąk Kanada
Marcin Włodarski z Tomaszem Białkowskim
 
MULTIMEDIA
LUGOZI - Nowhere
SBB - Follow my dream

Miałam przyjemność i zaszczyt napisać do tego numeru słowo wstępu oraz tekst o Januszu Korczaku. Poniżej zamieszczam owy wstęp i jednocześnie zapraszam do lektury całego numeru, życząc przy okazji wszystkim tak pięknego października jak u mnie!!! Cóż za jesień!!!

Skończył się czas beztroskiego stąpania po tarasowym drewnie, milknie. Ciało odbiera ostatnie bukoliczne sygnały lata z osłabioną euforią, coraz głębiej przekonane o potrzebie zmiany pozycji i ubarwienia. Ostatkiem wspomnień popadam w krzykliwe kontrasty, by w godzinach popołudniowych ze zrozumieniem ocierać się już jedynie o pastelowe pledy i gorący kubek. Percepcja wariuje, skacze po kalendarzu, podmuchem przewraca noce i trzaska drzwiami, kiedy prześpię drzemkę. Stopniowo złagodnieję. Odbiór sensoryczny się poprawi, melancholia stanie się przyjazna, a meandryczne dygresje znikną. W dzień założę wełniany szal, tuląc się do siebie - jesień. Cenię ten czas. Krótki moment skulenia się z dala od zgiełku, w głębokim fotelu, pod abażurem nocnej lampki. Wszystko spowalnia, obrazy na dłużej zatrzymują się i nie muszą zadowalać myśli porywczymi pomysłami. Spoglądam uważniej, wybaczam sobie marudzenie i częściej czytam w wannie, czego i Wam życzę tej jesieni.

 M.SZ. :)

 

2012-10-02

raz jeszcze Blumka


Pozostając w tematyce obozowej przypomniała mi się praca, która na zawsze pochłonęła kilka moich łez. Farba akrylowa nie wykazała sprzeciwu, wręcz przeciwnie, wchłaniała je rozjaśniając błękit niezapominajek. Pierwszy raz tak bardzo przeżywałam to co wytwarzam, bo temat niezwykle dla mnie ważny. Zagłada. Dwieście dzieci z Domu Sierot Janusza Korczaka wraz z nim, Stefanią Wilczyńską i pozostałymi pracownikami, zginęło w Treblince, prawdopodobnie zaraz po wyjściu z wagonów, 5 sierpnia 1942. Blumka, z książki autorstwa Iwony Chmielewskiej, choć jest postacią fikcyjną, mogła być wśród nich. Dzieci przecież pisały pamiętniki, których już nie ma, ale pamiętamy...

Więcej o książce "Pamiętnik Blumki" pisałam tu i tu.

Pracę zrobiłam w ramach podziękowań za mój ulubiony picture book dla pani Iwony Chmielewskiej.

Więcej o Januszu Korczaku napisałam do nowego 44 numeru kwartalnika literacko-artystycznego "sZAFa" , który ukaże się już na dniach.







2012-10-01

"A nad tym niebem niebo dymami zasnute (...)"








Niebo października

Październik był przepiękny. Tak jak dziś pamiętam.
Niebo dziwnie przejrzyste i dziwnie głębokie
drżało w żarze południa, jak drży liść na wietrze,
próżne i niedosiężne. Dziwnie jestem smętny,
kiedy ci o tym mówię, bo cóż znaczą słowa?
Widziałem smugi dymu, które wiatr rysował
na niedosiężnym niebie, i czekałem chwili,
gdy niedosiężne niebo ku nim się pochyli,
by je w siebie pochłonąć. Potem nic już nie ma, 
tylko smutek poety i do wiersza temat.

A raz widziałem niebo przez okienne szyby.
Właśnie okna kazano pootwierać w bloku,
a ja, przechodząc mimo, ujrzałem w szkle niebo,
niebo niespodziewane, przedziwne, jak gdyby
było wielkim obozem. Słupy spięte drutem,
drogi tak mi znajome, a teraz powietrzne, 
i zieleń trawy ciemna, jakby z dna jeziora,
mieniła się w szkle szyby. Przez niebo szedł płomień
i rdzawo lśnił na trawie rudą strugą rzeczną.
A nad tym niebem niebo dymami zasnute,
inne niebo wisiało przejrzyste i próżne
i dym pierwszego nieba w drugim niebie tonął...

I wtedy pomyślałem, że nic nie wiem jasno,
że ziemia i to wszystko, co się dzieje wokół,
jest tylko szybą szklaną dla cudzego wzroku.
Gdy wtem ktoś obraz zmącił i okno zatrzasnął.
Chwila dawno miniona. Ziemia jest prawdziwa
i wiem już, jak prawdziwe jest ludzkie cierpienie.
Lecz jak fala do brzegu, tak chwila zwątpienia
wraca do mnie dziś jeszcze, jeszcze mnie przenika,
i zawsze, kiedy patrzę na grudniowe chmury,
widzę nad nimi niebo, niebo października.

Tadeusz Borowski






 

Słońce Oświęcimia

Pamiętasz słońce Oświęcimia
i zieleń łąk daleką, lekko
ptakami w chmury podniesioną,
lecz nie zieloną już, a w chmurach
seledynowobiałą. Razem
staliśmy patrząc w dal i czując
daleką zieleń łąk i chmur
biały seledyn jakby w sobie,
jak gdyby barwa łąk odległych
była krwią naszą albo pulsem,
który w nas bije, jakby świat
był tylko przez nas i nie mijał
wcale, póki jesteśmy. Uśmiech
pamiętam twój tak nieuchwytny
jak odcień barwy wiatru, który
liściem się chwieje na krawędzi
słońca i cienia, ale wiecznie
przemija i zostaje. Tak ty
dziś jesteś dla mnie: przez seledyn
nieba, przez zieleń i przez wiatr,
który się liśćmi chwieje. Jesteś
krwią moją i mym pulsem. Czuję
cię w każdym cieniu, w każdym ruchu
i tak mnie światem w krąg otaczasz
jak ramionami, tak świat czuję
jak twoje ciało, całym światem
patrzysz mi w twarz i wołasz mnie...

Tadeusz Borowski





Tak mi się twoja twarz rozpływa
i niknie we mnie jak widnokrąg,
z którego odejść trzeba. Głos twój,
twe oczy, uśmiech tak przelotny
jak wiatr, gdy się o twarz ociera,
jeszcze drży we mnie i jak ptak,
który tak lekko i ostrożnie
w powietrzu waży się, jak gdyby
oddechem był - ulata ze mnie,
rozpływa się i niknie. Próżno -
ty wiesz, że w szyby nocnej czerń
jak w życie swoje dawne patrzę,
lecz ciebie tam już nie ma. Tylko
mgła, która w górę się podnosi...



Odwiedziłam Auschwitz-Birkenau tydzień temu, i nadal nie mogę przestać o tym miejscu myśleć... o maleńkich fragmentach kości, które tkwią ciągle w ziemi widoczne gołym okiem... o torach, które tak nagle się kończą jak nagle skończyło się półtora miliona istnień... brak słów.

Wiersze Tadeusza Borowskiego pochodzą z tomu "Poezje. Borowski", PIW, Warszawa 1974.