2011-09-26

Finałowa siódemka NIKE


Każdego roku przyglądam się NIKE, i chyba pierwszy raz ze wstydem przyznaję, że tylko jedną książkę z finałowej siódemki przeczytałam... jedynie "Dziennik pisany później" Stasiuka. Ignacy Karpowicz nie jest mi obcy, bo w każdym numerze "Bluszcza" z ciekawością go podczytuję. Joannę Bator zresztą też. Poza tym miło wspominam jej książkę "Piaskowa góra". Ale jakoś wypadłam z rytmu czytania nominowanych i nagradzanych książek. Bokiem przemykam. Aktualnie czeskimi szlakami... Ale może warto coś z tej siódemki przeczytać?
Czytał ktoś "Balladyny i romanse", bo chyba ta książka mnie najbardziej intryguje.

1) "Obsoletki" - Justyna Bargielska, Czarne, Wołowiec (opowiadania)
2) "Chmurdalia" - Joanna Bator, W.A.B, Warszawa (powieść)
3) "Balladyny i romanse" - Ignacy Karpowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków (powieść)
4) "Dziennik, tom 1, 1962-1969" - Sławomir Mrożek, Wydawnictwo Literackie, Kraków (dziennik)
5) "Dno oka. Eseje o fotografii" - Wojciech Nowicki, Czarne, Wołowiec (esej)
6) "Pióropusz" - Marian Pilot, Wydawnictwo Literackie, Kraków (powieść)
7) "Dziennik pisany później" - Andrzej Stasiuk, Czarne, Wołowiec (esej)

Najlepszą książkę roku po raz piętnasty poznamy w niedzielę 2 października.

Poprzedni Laureaci Nike to: Wiesław Myśliwski (1997), Czesław Miłosz (1998), Stanisław Barańczak (1999), Tadeusz Różewicz (2000), Jerzy Pilch (2001), Joanna Olczak-Ronikier (2002), Jarosław Marek Rymkiewicz (2003), Wojciech Kuczok (2004), Andrzej Stasiuk (2005), Dorota Masłowska (2006), Wiesław Myśliwski (2007), Olga Tokarczuk (2008), Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki (2009), Tadeusz Słobodzianek (2010).


"tam gdzie pasą się mgły o poranku"...


Czas. Stał się tak rozległą i rozlaną materią, że nie jestem w stanie dotrzeć do żadnego brzegu, by w suszy i spokoju pojąć jego zamiary. Wymyka się mi tak wiele, na co jeszcze rok temu wędki zarzucałam, że zastanawiam się czy prowadzenie tego bloga ma jeszcze jakikolwiek sens. Jestem tu chaotyczna, nieregularna i nadmiar tematów sprawia, że skupienie tylko wierci się we mnie bezradnie, z czego wychodzi psinco. A wypośrodkować mnie jest trudno. Rezygnacja przychodzi z trudem, w kilku jednak warstwach trudno się poruszać. Oddychać swobodnie bez napinania i tak wszechobecnego biegu. Pisanie nocami odpada... dzień kończę na lekturze w wannie, od lat bez zatopienia książki ku zdziwieniu mojemu, ale pisać o nich już mi trudno, bo wychodzę delikatnie mówiąc niewyraźna. Trafiam do łóżka (albo i nie), układam plan dnia następnego i zasypiam zwykle na etapie ustalania południa, zupełnie niezdolna do tego by śnić. Budząc się rano czasem nie wiem jaki mamy dzień i do której pracy się wybieram, jak mam się ubrać, i czy wkładać papierosy do torebki czy aparat fotograficzny. Dopiero po pierwszej kawie i przeanalizowaniu kalendarza napływa upragniona równowaga. Czy to przemęczenie? Czy normalność wpisana w nasze czasy? Nie tracę kontroli nad drobiazgami, pasją mam szczęście się otulać jak skrzydłami anioła, ale całość życia mojego i innych doprowadza mnie do refleksji mało pozytywnych. Ludzie tracą kontrolę nad sobą. Wszystko dzieje się poza obrębem wewnętrznych potrzeb, uprzedzamy dusz własnych zamiary, które pozostają w cieniu przeciętnych dni. A przecież powinno być na odwrót. To dusza jest naszą latarnią. Znacznie lepiej człowiek się czuje działając w jej blasku. Ilu było to dane historia kiedyś zapyta?

Charlie zaczął czwartą klasę. Kto ma dzieci w szkole ten wie, że nie kończy się na sześciokilogramowym plecaku. Nadmiar nauki, zadań, nowych wyzwań, prześciganie się niektórych nauczycieli we własnych ambicjach sprawia, że kolejne pięć kilo strachu zbieramy każdego tygodnia, po kilogramie dziennie. Nie jest źle, Charlie daje radę, ale zarówno fizyczna jak i psychiczna pomoc dziecku w momencie zmian, wymaga minimum dwóch godzin dziennie. Najpierw odstresowanie, dojście do ładu z czterema czasem ocenami dziennie, potem spięcie ciał i umysłów, i praca do dziewiętnastej. W tym czasie młodsza o sześć lat Lola musi dojrzewać szybciej. Wsłuchuje się w powtórkę z historii, pomaga bratu ułożyć zdania o sobie do wypracowania z polskiego, wie co to kierunki świata, biega okrążenia wokół boiska szkolnego i wie kim jest Colin z "Tajemniczego ogrodu". Mając niespełna pięć lat. Chciałabym momentami zatrzymać to wszystko...bo umyka mi zbyt wiele. Nawet słów nie dosięgam odpowiednich.

Tymczasem jestem chora. Jak każdej jesieni o tej porze krtań mi atakuje, i może bredzę trochę w gorączce, co wybaczcie moi mili. Porzucam więc miasto i idę... ach, jak mi ta płyta spasowała.

Tam gdzie wślizguje się źdźbłem złotym ostatnim - pole w las
tam gdzie pasą się mgły o poranku rosa lśni
tam gdzie leżę cicho na wznak tam ślizga się po mnie wiatr
łopatki znaczą w mchu ślad
porzuć miasto i chodź...
musisz tu przyjść


szeleszczą liście
gałęzie skrzypią
oddycham szybciej
czuję że idziesz
opady szyszek
w skroniach dudnienie
musisz tu przyjść
słyszysz jak wołam?

Kasia Nosowska "O lesie"

2011-09-22

"Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli"

Więc się dzielę...
Znalazłam przed furtką.
Na ten ostatni dzień lata, bym mogła je w kalendarzu zatrzymać.
A w kieszeni płaszcza kasztan.

2011-09-13

Budzi się dzień...

                                                                                                                                                                                                                                                                       
Zaczęłam dzień o 5.30... jak mi dobrze.
Zdążyłam tyle zrobić.
O poranku ze słońca skorzystać, choć już rosa na stopach. Ale nadal bosych.
Jeszcze przed deszczami sarnom się przyglądnąć, które tracą pomału intensywny brązowy odcień.
Wypić trzy kawy z pianką, zjeść pistacjowe trzy kostki czekolady.
W spokoju zebrać myśli, z dystansem wspomnieć miniony dzień, z uśmiechem zacząć kolejny.
Przeczytać kilka stron Kundery "Życie jest gdzie indziej", spojrzeć na czeskie góry.

Niewiele... właściwie nic konkretnego. Ale jakże potrzebnego, by pięknie wstać.

Miłego dnia Kochani. Jak się cieszę z tego ciepła wrześniowego i błękitnego nieba.
Pora wyjść do pracy.
Tej drugiej. Lepszej. Bliższej szczęściu mojemu.

                                                               

2011-09-05

Paula


Uwielbiałam jej zdjęcia, miała w sobie wielką siłę. Była Kimś.
Długo szła pod prąd, z ciągłą nadzieją i dobrym słowem na koniec dnia.
A Śmieciuch zrolował jej życie, zmielił nadzieje, zgasił Ją wraz z kolejnym swoim postępkiem.
Nie ma już Pauli... i choć u mnie sporo dobrego, to w pełni cieszyć się nie potrafię.
Miała dopiero 26 lat.
Nie sposób szczęście za rękę prowadzić, kiedy na każdym kroku śmierć kłania się wpół.
Parzy mnie każdy jej niecny plan zagłady.
Ucieka ze mnie wiara.
Zasysa mnie żal.
Nienawidzę siebie za to, że dopiero w takich chwilach doceniam w pełni to co mam.
Zdrowie rodziny i swoje.
I boli mnie myśl, że za dużo tego dobrego mam...
A Pauli i Innych już nie ma.