2012-09-27

"Garnitur na każdą okazję" czyli Sylvia Plath o marzeniach


Sylvia Plath popełniła samobójstwo w wieku trzydziestu lat. Nawiązując do poprzedniego posta, być może, cześć rodziców przekreśli jej twórczość dla dzieci na dźwięk samego nazwiska. Co mogła chcieć przekazać dzieciom przyszła samobójczyni, od szkolnych lat zmagająca się z depresją, a właściwie żyjąca z fatum we krwi, bo zarówno babka, matka, jak i siostra, zmagały się z chorobami? Zapewne nic szczególnie ważnego. Jakże mylne. Ale to nie moment na głębsze analizy biografii tej słynnej poetki. Stało się tak, a nie inaczej, rankiem 11 lutego 1963 Sylvia podała dzieciom chleb i dwa kubki mleka, szczelnie zamknęła pokój w londyńskim mieszkaniu i odkręciła w kuchni gaz. Dzieci przeżyły, niestety - wówczas roczny - syn w późniejszych latach nie dał rady uwolnić się od stanów depresyjnych. Był biologiem, specjalizował się w badaniu ryb. Powiesił się w swoim domu na Alasce czterdzieści sześć lat po tym, jak życie odebrała sobie jego matka. 

Sylvia Plath zapisała się w kanonie literatury głośną powieścią autobiograficzną "Szklany klosz", pięcioma tomikami poetyckimi, a także obszernymi zbiorami listów i Dzienników. Większość jej twórczości, włącznie z czterema książkami dla dzieci, została wydana już po jej śmierci. W Polsce dotąd była nieznana jako autorka historii dla najmłodszych. Dziś poznajemy tę jej odsłonę dzięki Wydawnictwu Dwie Siostry, i ich wspaniałej serii "Serio", w której planowane jest wydawanie unikalnych dzieł pióra najwybitniejszych twórców światowej literatury, w dużej, bogato ilustrowanej formie, wyróżniającej się na tle innych książek dla dzieci. Nie tylko dla dzieci, przyznam szczerze, bo zarówno "Garnitur na każdą okazję" Sylvii Plath, jak i "Wrony i wąż" Aldousa Huxley'a podczytywałam ukradkiem nim jeszcze je dzieciom podarowałam. Być może znalazłaby się w tym gronie też "Niebieska zasłona" Virginii Woolf, jednak książka ta została już wydana przez Wydawnictwo Znak, więc mało prawdopodobne by trafiła do "Serio".



Tytułowy garnitur na każdą okazję to marzenie małego Maxa Nixa. Siedmioletni chłopczyk mieszka z Mamą i Tatą Nixami oraz szóstką braci w małym miasteczku położonym na zboczu góry. Każdy mijany przez chłopca mieszkaniec miasta nosi jakiś jednolity strój, niektórzy posiadają eleganckie garnitury, inni stroje robocze, jeszcze inni kombinezony. Niepokoi go ta różnorodność, ta potrzeba ciągłej zmiany ubioru w zależności od wykonywanych czynności. Dlatego też pragnie bardziej niż czegokolwiek na świecie własnego garnituru, takiego szytego na miarę, przydatnego cały boży rok. Pewnego dnia, kiedy Mama Nix upiekła placuszki morelowe do drzwi zapukał listonosz i dostarczył niezaadresowaną do konkretnej osoby z rodziny Nixów przesyłkę. Po rozpakowaniu brązowego papieru oczom wszystkich ukazał się wełniany, włochaty, nowiuteńki, musztardowożółty garnitur, z wielkimi mosiężnymi guzikami. Max milczał, był najmłodszym, a że wychowano go w dobrym domu, wiedział, że pierwszeństwo w przymiarce mają Tata Nix i bracia. Czy zdoła cierpliwie wyczekać swojej przymiarki? Czy w ogóle będzie brany pod uwagę? Czy spełni się jego marzenie?

Sylvia Plath napisała piękną przypowieść o sile marzeń, o cierpliwości w dążeniu do ich spełniania. Czytając tę książkę dziecko uczy się tej cierpliwości razem z małym Maxem, bo musi razem z nim doczekać momentu, kiedy marzenie ma szanse stać się rzeczywistością. Do samego końca nie ma pewności, ale dopinguje, wierzy i zaciska kciuki. Cała historia ma pewien swój rytm, melodyczną powtarzalność, co sprawia, że dziecko (przynajmniej tak zareagowała moja córka) kończy zdania i uprzedza do pewnego momentu kolejną stronę, z wielką satysfakcją, że potrafi przewidzieć co się wydarzy. Że jego wiara ma moc, jest wynagradzana i krok po kroku zbliża się do marzenia razem z bohaterem. To też książka o tym, jak bardzo dzieci (ludzie) różnią się od siebie, jak odmienne może być rodzeństwo i postrzegany przez nich świat. A także o tym, jak pełni jesteśmy wątpliwości i obaw co powiedzą inni, jak nas widzą i odbierają. Ciągła niepewność i strach przed byciem sobą blokuje drogę do szczęścia. Zachowanie Maxa przekonuje, że nawet te małe, nietypowe marzenia warto spełniać, bo satysfakcja jaką po spełnieniu osiągamy sprawia, że nic co wydawało się problemem nie ma już znaczenia.

Książkę zilustrowała Agnieszka Skopińska. Oczami dziecka, pędzlem trzymanym w jego rękach, przedstawiła rodzinę Nixów z perspektywy życia jakie toczy się wokół nich. Mamy tu grube warstwy farby, momentami nieregularne mazy, kreślenie ołówkiem i psa czy kota wymykającego się kolorem poza linie. Ta forma ilustrowania, niezwykle bliska dziecku, sprawia, że jest ono jeszcze bliżej marzeń o których mowa w tekście. 



Tytuł oryginału: The It-Doesn't-Matter-Suit
Tytuł: Garnitur na każdą okazję
Autor: Sylvia Plath
Ilustracje: Agnieszka Skopińska
Tłumaczenie: Jadwiga Jędryas
Wydawnictwo: Dwie Siostry, Warszawa 2012



2012-09-22

jak już czytać dzieciom to co czytać


Często jako rodzice wybieramy swoim dzieciom książki bardzo pospolite, poprawne i wydaje nam się właściwe. Pytanie tylko czy to co nam takie się wydaje bywa właściwe dla naszych dzieci? W jaki sposób to zweryfikować i nie poddać się obawom, że życiowe znaczy gorsze i nieodpowiednie. Skąd w nas przekonanie, że wyrazistymi postaciami, prostym przekazem i wynikającymi z tekstu ilustracjami spełniamy dzieci indywidualne potrzeby? Dlaczego nie dopuszczamy do głębszego sięgnięcia w wyobraźnię, do zastanawiania się skąd na ilustracji pies, skoro mowa o kocie. Dlaczego omijamy obrazy czarno-białe, brudną kolorystykę, trudne tematy, chorobę, śmierć, wojnę, problemy dorastania czy na przykład historię miasta Torunia. Tutaj nawiązuję do cudownej książki o Toruniu - "Cztery strony czasu" - którą napisała i zilustrowała Iwona Chmielewska, ale polskie Wydawnictwa ją odrzuciły, bo to nieopłacalne, a kiedy nieopłacalne to i nic nie warte. W Korei za to cieszy się ona dużym zainteresowaniem, mimo iż nie musiałaby wcale. Tak samo ma się zapewne podejście do książki "Królestwo dziewczynki", tej samej autorki, o jakże ważnej i pięknej przemianie dziewczynki w kobietę, temacie już zupełnie tabu, bo w jakim miejscu w polskiej księgarni należałoby położyć książkę ilustrowaną o menstruacji (więcej o tej pozycji można przeczytać na blogu Poza rozkładem ). W Korei nie mają z tym problemu. 
Takich naznaczonych książek nie pozwalamy dzieciom brać do rąk. Są zbyt wymagające i peszące. Nie dzieci, które do tematów nieznanych podchodzą w sposób naturalny, a zazwyczaj rodziców. Takie pozycje zmuszają nas do rozmów i być może  powrotów do tych rozmów, bo taka książka w domu na półce grozi tym, że dziecko poprosi o jej czytanie kilka razy. Choć niekoniecznie, czasem coś co w głowie dorosłego ciąży jak kamień uczepiony szyi, dla dzieci trwa tu i teraz, po czym znika wyparte przez inne ważne sprawy.
Widziałam jak na Targach Książki w Katowicach niektóre mamy czuły się niewygodnie w sytuacji, kiedy ich dzieci chwytały do rąk książki o wojnie ( serię Wydawnictwa Literatura - "Czy wojna jest dla dziewczyn" Pawła Beręsewicza, "Asiunia" Joanny Papuzińskiej czy "Bezsenność Jutki" Doroty Combrzyńskiej-Nogali). Momentalnie wzrok tych kobiet próbował wyłapać szybko coś na podmiankę, "ooo, patrz jaki słodki misiu, jaki uroczy króliczek, jaka rumiana dziewczynka z owocami w koszyczku". I dziecko chwytało do rąk podsuniętą przez mamę kolorową książeczkę, taką którą bez wysiłku, bez potrzeby rozmawiania o niej, przeczyta się na dobranoc i odbębni akcję "czytaj dziecku codziennie - 20 minut dziennie". Kto w ogóle wymyślił, że książki czyta się tylko na dobranoc? Wiadome jest, że wówczas czytamy coś naprawdę lekkiego, przyjemnego i odprężającego. Jednak w ciągu dnia czytajmy dzieciom te książki, którym okazują faktyczne zainteresowanie, same od siebie, nawet jeśli to jest temat dla nas wymagający większego zaangażowania i odpowiedzi na trudne pytania.
Najlepiej by było, gdyby dziecko poza księgarnią, w której rodzice mają często wyżej wspomniane blokady zakupowe, mogło samo z półki brać książkę odpowiednią dla swojego nastroju, swoich potrzeb i zainteresowań. To jednak niemożliwe patrząc na ceny książek, by zwyczajny człowiek mógł od urodzenia dziecku uzupełniać biblioteczkę o różne nowości wydawnicze i książki na różne tematy. Nie robimy tego, bo wydaje nam się, że dziecko z książek wyrośnie tak samo szybko jak z ubrań. Poniekąd to prawda, ale ja zauważam, że moje dzieci częściej wracają do tych samych książek, niż robię to ja. Nie przeszkadza im, że czytamy coś drugi, bądź trzeci raz. Nie ma też znaczenia wiek. Dwunastolatek słucha książek sześciolatki, i na odwrót, sześciolatka prosi by brat czytał swoje książki na głos. Wszystko zależy od dnia, pory i nastroju. 
Pisząc to, nie mam na celu namawiania na siłę do książek trudnych, to indywidualna sprawa każdego z rodziców czy odważy się przeczytać dziecku na przykład unikatowy, przejmujący "Dym" Antona Fortesa, z ilustracjami jednej z moich ulubionych ilustratorek - Joanny Concejo. Jednak pamiętajmy, że dziecko też jest indywidualnością, być może ma inne od nas zapotrzebowanie na literaturę, być może ciekawi go inny świat, który my z obawy przed trudnością tematu przed nim ukrywamy. A za kilka lat wszystko spadnie na niego jak grom z jasnego nieba. Zupełnie bez przygotowania, za co będziemy mieli być może do siebie żal, że nie czytaliśmy, nie rozmawialiśmy, nie uświadamialiśmy. 

Do końca życia będę wdzięczna za to, że mam chęci, czas i potrzebę by czytać dzieciom. I że one chcą mnie słuchać. To dla mnie naprawdę wielkie szczęście. 

A jutro napiszę o dzisiejszym naszym wspólnym czytaniu:


2012-09-19

nutella ze śliwek

 
dziękuję Ewciu :)
Nadeszła jesień. Zmusiła mnie do założenia skarpet i opróżnienia słoiczka z nutellą ze śliwek w dwa dni. Cytryna schodzi siatkami. Miód słojami. Książki stosami. Znowu więcej czytamy, uczymy się, więcej dziur w dresach robimy i więcej budyniów gotujemy. Charlie, ten maleńki Charlie, prawie mnie przerósł. Piąta klasa zobowiązuje mamo do innych zwyczajów. Ale kiedy jest już w domu, kiedy opuści tłum innych wysokich, to tyle jeszcze ciepła z niego wynika, tyle wspólnego. Nie wiem na jak długo jeszcze, ale cieszy mnie to jeszcze. A niespełna sześcioletnia Lola jest u szczytu radości, nie nadążam za nią, ma pasje do wszystkiego. Zaczęła piętnastominutowe lekcje pianina, zarażona brata zdolnościami i za wszelką cenę pragnie nauczyć się czytać. Oczywiście koniecznie w warkoczach ala Pipi. Więc składamy słowa codziennie zamiast składać ubranka od lalek. Daję jej wybór niczego nie wymagając, ale kiedy widzi mnie codziennie z książką mam świadomość tego, że coś narzucam własnym zachowaniem. Wielki wpływ mamy na swoje dzieci, trzeba mieć to na uwadze, bo widzi się zazwyczaj jedynie te plusy podchwycone. 
Kiedy ja tak szybko jeżdżę samochodem i mało sypiam.