tag:blogger.com,1999:blog-1295359617964767442024-02-08T01:11:06.750+01:00Karuzela kobiecego życiaVihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comBlogger520125tag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-12144012438792925812016-01-24T23:59:00.000+01:002016-01-25T00:52:14.726+01:0070. urodziny Jerzego Kronholda<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHyo38TQYKz6vk62OQWUikAWJLjrFNAU3788PtwcA9KM8fazhqbEwK5i5d4AJtp2JVbdWJAu8zZ4kKHe1DrRALuf00UGmMW4WaZV36CaE3sXBMATre1QLAfE0uUsVc5zjc5F5JDoAMlw/s1600/kronhold2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHyo38TQYKz6vk62OQWUikAWJLjrFNAU3788PtwcA9KM8fazhqbEwK5i5d4AJtp2JVbdWJAu8zZ4kKHe1DrRALuf00UGmMW4WaZV36CaE3sXBMATre1QLAfE0uUsVc5zjc5F5JDoAMlw/s320/kronhold2.jpg" width="213" /></a></div>
<br />
<br />
<i>Kieszeń</i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i>Do miasta wjeżdża pociąg. Wsuwa się w kieszeń wieczoru pachnącą
lebiodą a może w rozdęty rękaw dziurawego surduta. Ten zgrabny,
błyszczący guzik, który tak ufnie chrapie na dnie kieszeni jest dworcem,
a ta chuda panna, która sprzedaje watę cukrową na peronie to olcha.
Ludzie śpią. Odpoczywają pomarszczone trotuary, z tłoczonymi
kwadracikami, rebusami na grzbiecie. Na niektórych widnieje pieczęć
zakładu kamieniarskiego Karola Prochaski. Zdarza się też odciśnięta
ręka, albo płytka płetwa podeszwy z podkówką na obcasie. Przez otwarte
na parterze domów lufciki wylewa się, bulgoce świeży moszcz snu. Miasto
śni o rodzynkach, o dymiącej kicie cielęcej, a często też o cesarzu,
leżącym w krypcie kapucynów. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwielbiam głos Pana Jerzego. Dziś Jego urodziny i z tej okazji czyta dla mnie swoje wiersze. Płyta cd zaczyna się, kończy i znów zaczyna. Bardzo mroźno, ale to mi o dziwo dziś nie przeszkadza. Popijam jeżynową herbatę, krążę wokół okna. Gdyby wyburzyć kilka domów widziałabym okna ulubionego Poety. Być może zapalił w kominku, pod nogami położyła się Mucha; może czyta Edwarda Hirscha, albo słucha duetu Gigi Gryce - Clifford Brown. Zdrowia, spełnienia marzeń i wielu twórczych dni Drogi Sąsiedzie. Ja sobie jeszcze do snu posłucham kilku wierszy i raczej szybko nie zasnę. Ten głos i słowa sprzyjają rozmyślaniom. Dziękuję.<br />
<br />
<br />
<i>Horoskop</i><br />
<br />
<i>Na szczęście nie wiem co będzie</i><br />
<i>jutro pojutrze za miesiąc</i><br />
<i>domyślam się tylko przypuszczam</i><br />
<i>że włożysz kapelusz słomkowy</i><br />
<i>i krótką sukienkę khaki</i><br />
<i>w której tak ci do twarzy</i><br />
<i>podejrzewam zgaduję</i><br />
<i>twój uśmiech gdy dojrzewa</i><br />
<i>nad ust łupiną drobną</i><br />
<i>jak suchy płatek jaśminu</i><br />
<i>wrzucony do herbaty</i><br />
<br />
<br />
wiersz "Kieszeń" i "Horoskop" pochodzą z tomu "Niż" (1990)<br />
<i> </i><br />
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-63852530601213653492015-12-26T00:35:00.001+01:002015-12-26T00:35:34.933+01:00Dobrych ludzi i miłych słów<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdDu1GbKoRRPLRsOY_852D-4-UWV_jf2Ey8LbVdzWsuf26yuJgTI9Z1R1f91desl_ziI5OuOATdbWAXHwswOqum73WQugxtEJNGUyutBMZ_jV_Qncw2tVX9exfrUqK5c3jupCClcJdaw/s1600/IMG_5127.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdDu1GbKoRRPLRsOY_852D-4-UWV_jf2Ey8LbVdzWsuf26yuJgTI9Z1R1f91desl_ziI5OuOATdbWAXHwswOqum73WQugxtEJNGUyutBMZ_jV_Qncw2tVX9exfrUqK5c3jupCClcJdaw/s400/IMG_5127.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Długa przerwa blogowa za mną. Uzasadniona, ale o tym nie dziś, bo dziś odpoczywam i jutro też planuję jedynie słuchać, czytać, trzymać futrzaki na kolanach, jeść rogaliki waniliowe i grać w nową planszówkę z dziećmi. Jednak poczułam dziś wielką potrzebę zajrzenia w miejsce, za którym przynajmniej kilka osób tęskni. To dla mnie bardzo miłe, te maile i wiadomości na fb z zapytaniami co się stało, gdzie jestem, czy wrócę. Słowa mają wielką moc, dają siłę, podnoszą, wznoszą i ogrzewają wewnątrz. Czasami powodują łzy wzruszenia, czasem niekontrolowane, ekstatyczne gesty. Przyśpieszone bicie serca. Rozmarzenie. Stopniowe wypełnianie szczęściem. Pod każdą postacią, same w sobie i wykorzystane w sposób przemyślany przez innych. Mam wrażenie jednak, że coraz rzadziej słowo bywa potrzebne. Ludzie zadowalają się czymś zupełnie innym. Coraz krótsze bywają nawet życzenia świąteczne, więcej grafik i migających gwiazdeczek. Niewielu się chce. Tak jak Szurensowi pomalować orzechy i okleić słowami. Nie byle jakimi, Virginią Woolf. Dlatego tu jestem dziś, dlatego chcę tu wrócić. Dzięki ludziom i dla ludzi, dla których słowo i miłe gesty są przyjemnością. Dziękuję, że czekacie, obiecuję bywać częściej i niebawem zdradzić powód mojej nieobecności. Tymczasem życzę Wam dobrych ludzi wokół siebie, drobnych niespodziewanych przyjemności, miłości na dzień dobry i na dobranoc, właściwie obranych dróg, inspiracji, pasji, marzeń i miłych słów. Od innych i dla innych. Wesołych Świąt :) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-31822302373945662682015-06-09T00:56:00.000+02:002015-06-09T00:59:37.330+02:00"Odloty"<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja2lWRakaiHUHwYDYR_0Wqu6HPUJuwuCzNYbyW5J_SSAoRXQWU5wQsseipjJDV9-b68-8v9WGhn0OPclO3uu57FmUJ0UTddeeusm3o0gzOazXILLR8mkb9aUbTH3kXMKVLsrOy2yINdw/s1600/IMG_8953.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja2lWRakaiHUHwYDYR_0Wqu6HPUJuwuCzNYbyW5J_SSAoRXQWU5wQsseipjJDV9-b68-8v9WGhn0OPclO3uu57FmUJ0UTddeeusm3o0gzOazXILLR8mkb9aUbTH3kXMKVLsrOy2yINdw/s400/IMG_8953.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
Odloty<br />
<br />
<i>Czy chciałabyś ze mną odlecieć?</i><br />
<i>Na krótko, do Juraty albo nawet do Paryża,</i><br />
<i>o którym wciąż opowiadasz, ale nigdy nie byłaś.</i><br />
<i>Chcesz, zabukuję bilety na samolot z Pyrzowic.</i><br />
<i>Ale jeśli się boisz, to niech będzie autokar,</i><br />
<i>dalekosiężny, z klimą, albo przejażdżka</i><br />
<i>rowerem do lasu nad staw, rdzawobrązowy,</i><br />
<i>tam gdzie lilia złotogłów i żółte grążele.</i><br />
<i>Wiesz, nie musimy wyjeżdżać, dobrze jest</i><br />
<i>zostać w domu</i><br />
<i>na ławeczce pod brzozą, zagramy w warcaby</i><br />
<i>albo w inteligencję, rzuć jakiś krótki rzeczownik.</i><br />
<i>Lecz jeśli nie masz ochoty,</i><br />
<i>będziemy patrzeć na drzewa. Grab urósł taki wysoki,</i><br />
<i>jarzębina się kłania i wiotki tamaryszek,</i><br />
<i>psy psioczą, baraszkują, możemy się położyć</i><br />
<i>na kocu i słuchać, jak sobie bzyczy</i><br />
<i>igła z nitką na niebie,</i><br />
<i>ten bez nas do Paryża ekspres.</i><br />
<br />
<br />
Jerzy Kronhold <br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zaczynam się martwić, kiedy nie widzę mojego sąsiada Poety kilka dni. Do tego stopnia, że czytam przed snem jego wiersze. Może słowa odbiją się echem od domu, w którym mieszka, może się uśmiechnie na ten dźwięk i znowu spotkam go na porannym spacerze z psem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niedawno kolega napisał, że brakuje mu tego, żeby ktoś pięknie do niego mówił.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mnie czasem brakuje chociaż spojrzenia na kogoś kto wiem, że pięknie mówi. Pewności, że nadal jest. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy uśmiecham się i robię swoje. Szczęśliwsza. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-49286416540715004622015-01-29T21:33:00.001+01:002015-01-29T21:35:42.837+01:00Pershing na posterunku<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBG84TuUiZwTmCRVxXDflbDCl1hMTs2hs5wzZIz1bGDHLB2KUBOL8SXJYvAn6YRHs1yzbUs1hNcYBRAMg3HdTEplmmqGK9ujPZXVDBn1yM_EIZi31-CeUqq-lYgY65ceCho1JPJXJA6Q/s1600/IMG_9846.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBG84TuUiZwTmCRVxXDflbDCl1hMTs2hs5wzZIz1bGDHLB2KUBOL8SXJYvAn6YRHs1yzbUs1hNcYBRAMg3HdTEplmmqGK9ujPZXVDBn1yM_EIZi31-CeUqq-lYgY65ceCho1JPJXJA6Q/s1600/IMG_9846.JPG" height="320" width="233" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Czeski Cieszyn</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-17558378708447287662015-01-26T02:10:00.000+01:002015-01-26T08:06:24.701+01:00133. urodziny i cudowny prezent od Szurensa<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;"><i>Czuję, że pisząc, robię coś, co jest o wiele potrzebniejsze, niż
wszystko inne</i> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;"> – pisała Virginia Woolf w eseju „Szkic z przeszłości”. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;">Dziś świętuję razem z Kozą 133. urodziny. Dom śpi, może i dobrze. Miewam poczucie, że nie do końca normalne jest świętowanie urodzin ze zmarłą. Jednak myśląc o niej intensywnie tego dnia czuję, że "robię coś co jest o wiele potrzebniejsze, niż wszystko inne". Nie wiem na ile odgrywa tu rolę łączność duchowa, a na ile przyzwyczajenie do jej obecności w moim życiu. Bywa, że zapytam czego się napije. Co chciałaby usłyszeć. Płaczę przy niej. Milczymy wspólnie. Czasem odsłaniając rano roletę głośno mówię czym mnie dzień zaskoczył. Ona spogląda w stronę okna profilem, który jest podobny do mojego. Tak mówią niektórzy. To mnie cieszy, choć inni mówią, że była brzydka i miała na twarzy widoczną chorobę. Przekrzywiam więc głowę i przymykam oczy, by się przyjrzeć tym wiktoriańskim rysom. Może trochę broda, mocna oprawa oczu i wysokie czoło. Usta ma piękniejsze. Oczy większe. W zamyśleniu zastygam podobnym. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;">Nie każdy rozumie tę naszą relację, przy czym ja tego zrozumienia nie wymagam. Już jednej osobie pozwoliłam upuścić mój dom i do niego nie wracać. Nie mam potrzeby tłumaczenia się z obrazu na ścianie i tego kto dla mnie jest ważny. Nawet jeśli ten ktoś już nie żyje. Zdarza się jednak, że niektórym to nie przeszkadza, co więcej, myślą o Virginii coraz częściej dzięki temu, że kojarzą ją ze mną. Zaskakują mnie i sprawiają prezenty, które mnie wzruszają trafiając prosto w serce. Nigdy nie jestem niczego pewna, nigdy niczego nie oczekuję, ale jak dotrze do mnie następna przesyłka od <a href="http://szurens.blogspot.com/">SZURENSA</a> to raczej sobie usiądę nim ją otworzę. Zaskoczył mnie na moje urodziny tak bardzo, że pobiegłam na górę gadać do obrazu. <i>Czy ty to widziałaś moja Droga? Czy coś ci to przypomina? Pamiętasz ten numer? Czytałaś go? To 1937 rok... cztery lata przed twoją śmiercią. Byłaś zmęczona, ale zadowolona, "Lata" sprzedawały się przecież bardzo dobrze, w Dzienniku pisałaś o 25 tys. egzemplarzy... Czy ty wiesz, że żyje sobie na świecie taki Szurens, który chce mnie przyprawić o zawał? Jesteście oboje winni moje obecnego stanu. </i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;">Tamtego dnia nie pamiętam w pełni. Byłam w szoku. W takim szoku, że nie przyszło mi do głowy zajrzeć do Dziennika. Dziś, w urodziny, kiedy czytałam ci moja Droga na głos "New York Timesa" z kwietnia 1937 nagle mnie oświeciło...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;">Otworzyłam Dziennik na 1937. Byłaś wtedy w Monks House, w Rodmell. W niedzielę 28 marca zanotowałaś tak:</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;"><i>Wczoraj zadzwonił dziennikarz z "New York Timesa": powiedziano mu, że jeśli ma ochotę, może popatrzeć sobie na dom przy Tavistock Square 52. O 4.30, kiedy stawiałam czajnik na piecu, zajechał wielki czarny daimler. Następnie pojawił się w ogrodzie wytworny mały człowieczek w tweedowym ubraniu . Dotarłam do saloniku - i zobaczyłam, jak stoi i się rozgląda. L. był w sadzie z Percym (ogrodnikiem). Wtedy odgadłam. Miał zielony notes, rozglądał się i coś sobie notował. Wystawiłam głowę, niemal mnie zdołał złapać. W końcu pojawił się L. i stawił mu czoło. Nie, pani Woolf nie życzy sobie reklamy tego rodzaju. Zawrzałam. Robak łażący człowiekowi po skórze - nie da się go zgnieść. Notujący robak. L. uprzejmie odprowadził go do daimlera i żony. Ale odbyli miłą przejażdżkę z Londynu - robaki: przyłażą tu, wkradają się i notują.</i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;">Mogłam się spodziewać tego, że zadowolona z wizyty nie będziesz. Znam cię na tyle, że wiem, iż nieproszony gość, to problem. Ale skąd na boga mogłam wiedzieć, że akurat tego robaka odnotowałaś w Dzienniku??? Akurat tego co zmontował artykuł do numeru "New York Timesa" z 11 kwietnia 1937, który podarował mi Szurens? Czy zrozumiałe jest moje obecne szczęście? Czy ty wiesz co to dla mnie znaczy? Taka namacalna, prawdziwa, autentyczna, zgodna z Dziennikiem gazeta z 1937 roku? A czy ty Szurens wiesz? Bo mam wrażenie, że nie wiesz. Potrafisz sobie wyobrazić do jakiego stanu mnie doprowadziłeś? Ładnie to tak prowokować łzy i ataki obłędu, który objawia się bieganiem po domu, od obrazu do barku z alkoholem i gadaniem do siebie? Teraz już wiesz... wtedy jeszcze nie spodziewałam się tego powyższego zapisu w Dzienniku, a pamiętam, że musiałam wyjść się przewietrzyć. Zapaliłam papierosa, patrzyłam w niebo i powtarzałam natrętnie <i>czy ty wiesz moja Droga co dziś dostałam?</i> Ta gazeta to (zaraz po obrazie jaki dostałam od mojego męża) najpiękniejszy, najbardziej zaskakujący prezent dotyczący Virginii Woolf jaki nawet mi się nie śnił. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;"><a href="http://szurens.blogspot.com/">Szurens</a> jestem Ci bardzo wdzięczna, moje serce też. Za gazetę, za pocztówki, za ołówki, za to, że jesteś. Tylko proszę Cię, nie rozpieszczaj mnie tak, bo nie wiem czym sobie na to zasłużyłam ;) </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;">I wiesz, która jest teraz godzina? Druga w nocy. Wstaję za cztery godziny do pracy... ale to nie ma znaczenia w obliczu mojego szczęścia. Musisz to wiedzieć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: small;">Dobranoc J. Dobranoc Vi. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><i> </i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><i> </i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><i> </i></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiG01UGAQGI5qk21I4wNO8bgre7671k2em2aotS9YxBc3v_vzkjzp5a1gcE3YkOk6iihLP3oJA8I_I_F5WsOA5NJTKo9iURrbSWG4cikWupxf9BbzDn19_MdMpq2m1TbBwxnwY_8haPQw/s1600/IMG_0242.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiG01UGAQGI5qk21I4wNO8bgre7671k2em2aotS9YxBc3v_vzkjzp5a1gcE3YkOk6iihLP3oJA8I_I_F5WsOA5NJTKo9iURrbSWG4cikWupxf9BbzDn19_MdMpq2m1TbBwxnwY_8haPQw/s1600/IMG_0242.JPG" height="400" width="282" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"The New York Times", 11 kwietnia 1937</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3qSD9ksbCiKcwhqxOI7r0-qOrnTjvQMQuZ90vbS3uaPX5dgQBccvuSZg7nKiACzEDP9DmPC7t6sDqDNiZ5dFV4SUcj8R9FbKZ9-9d7RP7z60PgDVNZ3IImnmG_6eljpJ7l8wI8g2D4Q/s1600/IMG_0243.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3qSD9ksbCiKcwhqxOI7r0-qOrnTjvQMQuZ90vbS3uaPX5dgQBccvuSZg7nKiACzEDP9DmPC7t6sDqDNiZ5dFV4SUcj8R9FbKZ9-9d7RP7z60PgDVNZ3IImnmG_6eljpJ7l8wI8g2D4Q/s1600/IMG_0243.JPG" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tekst sporządzony przez "robaka z czarnego daimlera" </td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCryhzZDOVKsmnPEbnLkilcbp1ormWCWdN5hu0Oj3kqQKrmQYz3aI-7wP1v8mAgROUK3oQAhX9gJPHSOYzfLYG8ZBY_BvKSC5tNrFtNw8HIaGFn_ekcsdfteLShSDJAMP4CmIn0l6kMA/s1600/IMG_0247.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCryhzZDOVKsmnPEbnLkilcbp1ormWCWdN5hu0Oj3kqQKrmQYz3aI-7wP1v8mAgROUK3oQAhX9gJPHSOYzfLYG8ZBY_BvKSC5tNrFtNw8HIaGFn_ekcsdfteLShSDJAMP4CmIn0l6kMA/s1600/IMG_0247.JPG" height="237" width="400" /></a></div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2fbWj8xR-IOSzck2VnBeF7vbLwglvvj0EKUl7R2MZp8IdD0AxwFOqNlSr3kCp-CTfKUPtNsXF83m_9pKQLR9cgV7TDJzyuc6-7Ec3V1SC95Atp3SPXogKY-OoCR839GX501I2v3n5rg/s1600/IMG_0248.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2fbWj8xR-IOSzck2VnBeF7vbLwglvvj0EKUl7R2MZp8IdD0AxwFOqNlSr3kCp-CTfKUPtNsXF83m_9pKQLR9cgV7TDJzyuc6-7Ec3V1SC95Atp3SPXogKY-OoCR839GX501I2v3n5rg/s1600/IMG_0248.JPG" height="278" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Reklama ze środka numeru</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghP4KCGaKh74pfhXzrUsS2mG210gQOO02pBb6ZQFI0UaEcuK1aAC7GJDVnszYBlJ1Dt_ZLAfRFNvrv5vlBEbxi_Mpm_brughfgQLykdCsbojAlReR-aw9W9GavX6X0OosveI0Zw_VvTQ/s1600/IMG_0256.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghP4KCGaKh74pfhXzrUsS2mG210gQOO02pBb6ZQFI0UaEcuK1aAC7GJDVnszYBlJ1Dt_ZLAfRFNvrv5vlBEbxi_Mpm_brughfgQLykdCsbojAlReR-aw9W9GavX6X0OosveI0Zw_VvTQ/s1600/IMG_0256.JPG" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Szurens planuje mnie dalej rozpieszczać :) </td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><i> </i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><i> </i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><i> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgOl6dI0NObUSpy1V5p7StvHT3khwy2n-tlFYoxcHIjJiLmemz-TCPw_ViLzRbCLvviiKRQKJEFBEsacNbzteEIbMyw_B65vPFGniMaCeWQhKtm9UL7ZXN-aHyhNUclsI7hqFRsQIfQg/s1600/IMG_0262.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgOl6dI0NObUSpy1V5p7StvHT3khwy2n-tlFYoxcHIjJiLmemz-TCPw_ViLzRbCLvviiKRQKJEFBEsacNbzteEIbMyw_B65vPFGniMaCeWQhKtm9UL7ZXN-aHyhNUclsI7hqFRsQIfQg/s1600/IMG_0262.JPG" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Już mu się to wcześniej zdarzyło :)</td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td></tr>
</tbody></table>
</i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><i> </i> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZVKYC-VyK3d1nB8PDIOfdssWhZ-MZmp9shXg8r305ZHRHcE0LI8bwE4pr7TLcy-2MoK5iNG0fQW6kKawD-a-LrDAftXGTfrfLyGHag-5_yDR922SQhvaltxBOgfCgpWfNkcH8fLIoHg/s1600/IMG_0554.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZVKYC-VyK3d1nB8PDIOfdssWhZ-MZmp9shXg8r305ZHRHcE0LI8bwE4pr7TLcy-2MoK5iNG0fQW6kKawD-a-LrDAftXGTfrfLyGHag-5_yDR922SQhvaltxBOgfCgpWfNkcH8fLIoHg/s1600/IMG_0554.JPG" height="205" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">I moja kochana M. z Londynu też mnie rozpieszcza :)</td></tr>
</tbody></table>
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiozIEZbWULW4egDCjAOfi8n1esMYkIdAWghCwDoBdHo1_jHzYc5F718HhJr8glwes4qgNSvFwvLxIs7o3U6gi7M_3ced614DONZONek02-DPbSg9r1kkubciBCuyG2iqHgjY2RUIFmgQ/s1600/DSC03823.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiozIEZbWULW4egDCjAOfi8n1esMYkIdAWghCwDoBdHo1_jHzYc5F718HhJr8glwes4qgNSvFwvLxIs7o3U6gi7M_3ced614DONZONek02-DPbSg9r1kkubciBCuyG2iqHgjY2RUIFmgQ/s1600/DSC03823.JPG" height="288" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">I kochana Ewa z pracy :)</td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHamuEcZ-5ti1J8iH_53NR1jzsRGTo46np3BswV9dDxNDoKKrn9wWtrBV4wPsszDOjdHJGPqAaqROGukGKTfnP81eVLW5l2UTMGixawZvmPzk2_cayushFiloQQ-dCpiYwz-NKgZS0pw/s1600/IMG_0550.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHamuEcZ-5ti1J8iH_53NR1jzsRGTo46np3BswV9dDxNDoKKrn9wWtrBV4wPsszDOjdHJGPqAaqROGukGKTfnP81eVLW5l2UTMGixawZvmPzk2_cayushFiloQQ-dCpiYwz-NKgZS0pw/s1600/IMG_0550.JPG" height="211" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Czasem rozpieszczam sama siebie :)</td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td></tr>
</tbody></table>
<span style="color: black; font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="color: black; font-size: x-small;"><br /></span></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-63650027644737678312014-12-29T21:24:00.001+01:002014-12-29T22:14:17.805+01:00Takie tam <br />
Żyjemy tylko chwilę.<br />
Chciałabym pozwolić sobie na pełnię szczęścia.<br />
Pieprzyć to.<br />
Tę pracę będącą chmurą na czystym niebie.<br />
Ufam sobie.<br />
Pragnę być raz w roku nad morzem i czytać nieustannie.<br />
To poza zdrowiem rodziny jedyne o czym marzę.<br />
Za każde inne pieniądze zarobione poza korporacją dam radę.<br />
Pieprzyć to.<br />
Chcę w końcu bardzo Chcieć, a nie bardzo Musieć.<br />
Żyjemy tylko chwilę.<br />
A ja od jakiegoś czasu żyję w dwóch przestrzeniach,<br />
w dwóch różnych światach.<br />
Rozrywa mnie świadomość tego,<br />
jak bardzo światy te różnią się od siebie.<br />
Pieprzyć jeden z nich.<br />
Żyjemy przecież tylko chwilę.<br />
<br />
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-45028201013094036672014-12-26T19:17:00.001+01:002014-12-27T13:17:28.370+01:00Stanisław Barańczak <br />
24 grudnia 1971 roku<br />
<br />
W Wigilię każdy do żłobu się pchałby:<br />
w delikatesach ścisk, błoto i zaduch.<br />
Z powodu puszki kakaowej chałwy<br />
organizuje oblężenie lady<br />
tłum objuczony, grożąc samosądem:<br />
każdy sam sobie królem i wielbłądem.<br />
<br />
Torby, pakunki, worki, siatki, tutki,<br />
czapki, krawaty, przekrzywione na bok.<br />
Wszędzie woń dorsza, cynamonu, wódki,<br />
świec, mandarynek, igliwia i jabłek.<br />
Przez chaos twarzy i śnieżną zawieję<br />
nie da się dojrzeć ścieżki do Betlejem.<br />
<br />
Roznosiciele ubożuchnych darów<br />
śpieszą się, skaczą do tramwajów w biegu;<br />
w wyrwy podwórek wsiąka z wolna naród,<br />
choć wie, że nie ma w stajence niczego:<br />
nie ma bydlątek, żłobu, ni tej Pani,<br />
nad której głową nimb złoty się pali.<br />
<br />
Pustka. Lecz sama myśl o niej sprowadza<br />
światełko znikąd. I światłość się jarzy.<br />
Im potężniejsza jest Heroda władza,<br />
tym większa pewność, że cud się wydarzy.<br />
W tej zależności, trwałej niewzruszenie,<br />
ma swój mechanizm Boże Narodzenie.<br />
<br />
To właśnie Jego niechybne nadejście<br />
świętują wszyscy, zestawiając razem<br />
stoły. Choć gwiazdy w ciemnościach nikt jeszcze<br />
nie wypatruje, widać już wyraźnie,<br />
że zacność jakaś wśród ludzi rozbłyska,<br />
jak rozniecone pasterzy ogniska.<br />
<br />
Sypie śnieg; twarze jak plamki w zamieci.<br />
Dymią fanfary kominów. Król Herod<br />
pije. Kobiety ukrywają dzieci.<br />
Kto zaś nadchodzi - dowiesz się dopiero:<br />
nikt jeszcze nie wie, i gdy to się zdarzy,<br />
może nie pozna nikt przybysza twarzy.<br />
<br />
Lecz, gdy w drzwiach twoich, otwartych w połowie,<br />
z mgły i przeciągu i mroku gęstego<br />
postać wyłania się, w chuście na głowie,<br />
wtedy i Dziecię, i Ducha Świętego<br />
całym swym wnętrzem otulasz jak gniazdem;<br />
spoglądasz w niebo - i widzisz ją: gwiazdę.<br />
<br />
1972<br />
<br />
<br />
Josif Brodski, tłum. Stanisław Barańczak, z tomu "82 wiersze i poematy"<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W Wigilię zmarł Krzysztof Krauze, reżyser którego ceniłam za filmy "Plac Zbawiciela", "Mój Nikifor" i "Papuszę". Dziś wiadomość o śmierci Stanisława Barańczaka. Smutno.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki Grzegorzowi Kozerze (od lat lubię podglądać co czyta) i dzięki tłumaczeniom Stanisława Barańczaka, Josif Brodski stał się jednym z moich ulubionych poetów. "Znak wodny" mam zawsze w pobliżu. Gdyby nie Stanisław Barańczak nie sięgnęłabym też pewnie po Seamusa Heaneya. O Szekspirze nie wspomnę, bo oczywiste, że to wybitne przekłady. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Mamy wielu dobrych tłumaczy - by się o tym przekonać, wystarczy przeczytać wybór wierszy Dereka Walcotta "Mapa Nowego Świata". Na wyżyny wznieśli się właściwie wszyscy z jedenastu translatorów. Nie ma jednak wśród nich nikogo, kto mógłby równać się z Barańczakiem, jeśli chodzi o przekłady poezji metrycznej, ujętej w regularne strofy i rymy, opartej na precyzyjnych, kunsztownych układach wersyfikacyjnych. W tej konkurencji Staszek jest jedyny i wyjątkowy"</i> - Jerzy Illg, "Mój Znak" - "Przewodnik Barańczak".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ciała i dusze</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(...)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
3. Którym ktoś umarł</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Osobni. Oddzieleni. Ale z przodu, najbliżej ołtarza,</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak panny młode. Albo jak ci chłopcy, którym</div>
<div style="text-align: justify;">
wolno było wyjść wcześniej, bo czekało ich ćwiczenie gam;</div>
<div style="text-align: justify;">
Uprzywilejowani, lecz nie budzący zazdrości:</div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy pozostawiony w czterech ścianach, sam,</div>
<div style="text-align: justify;">
Świadomy dwoistości sensu słowa "ćwiczyć",</div>
<div style="text-align: justify;">
Z zamkniętymi oczyma, plecami jak deska,</div>
<div style="text-align: justify;">
Zimnymi dłońmi ponad klawiaturą.</div>
<div style="text-align: justify;">
I dziki wrzask dotkniętych nietrafnym akordem klawiszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Seamus Heaney, tłum. Stanisław Barańczak, z tomu "Światło elektryczne"</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJa2WknxvVYBuTMpbRlymGbbvTDuimOMhrUE4bKhXWe7T6b7HCaSuncxXVBg0yuZlgtoaedvjixYz7NyavIR6lfNX2olOS4oaR4p9nd31sLJG6rdI2eUKMkslhVC2uGsYIWrW2gzZmfw/s1600/z17182911AA,Stanislaw-Baranczak-na-Sutton-Island--1988-r-.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJa2WknxvVYBuTMpbRlymGbbvTDuimOMhrUE4bKhXWe7T6b7HCaSuncxXVBg0yuZlgtoaedvjixYz7NyavIR6lfNX2olOS4oaR4p9nd31sLJG6rdI2eUKMkslhVC2uGsYIWrW2gzZmfw/s1600/z17182911AA,Stanislaw-Baranczak-na-Sutton-Island--1988-r-.jpg" height="263" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Stanisław Barańczak</td></tr>
</tbody></table>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jerzy Kwiatkowski napisał dla "Twórczości" w 1980 roku tak o poezji Stanisława Barańczaka:<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbkr3I7m3ucA-yYJskLlOj3sRVZwNQ8EUGueTYa3ddJBxkaJtdPND7qciJytg5I8YB5bfyFdPcnyeM9OmLQxFxhEd_eZV_ruvs7UCb6JcfhtiCTQ59MqiUNfmbM4XBXtOJFdSsgJVo8Q/s1600/IMG_0354.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbkr3I7m3ucA-yYJskLlOj3sRVZwNQ8EUGueTYa3ddJBxkaJtdPND7qciJytg5I8YB5bfyFdPcnyeM9OmLQxFxhEd_eZV_ruvs7UCb6JcfhtiCTQ59MqiUNfmbM4XBXtOJFdSsgJVo8Q/s1600/IMG_0354.JPG" height="200" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Felietony poetyckie" - Jerzy Kwiatkowski, Wyd. Literackie, Kraków, 1982</td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td></tr>
</tbody></table>
<br />
których słów potwierdzenie znajduję w poniższym wierszu, gdzie świat powszedni jest najistotniejszy, jak zresztą w całej poezji Barańczaka, którą stopniowo odkrywam. Za późno. Zdecydowanie za późno.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0bN49QezJWSl_c4lSzFU6E70HgauJEBk0m_dGLnCHV1cuKVukq4DLFM3XPYRsG9CqYqGRGiZ6pZDb9m2ZdjDhq_fVhOdu2YTMTJygiWIgcqv6L8OeLjDRaC1E0lHveVG2d8Ag_gnY6g/s1600/IMG_0355.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0bN49QezJWSl_c4lSzFU6E70HgauJEBk0m_dGLnCHV1cuKVukq4DLFM3XPYRsG9CqYqGRGiZ6pZDb9m2ZdjDhq_fVhOdu2YTMTJygiWIgcqv6L8OeLjDRaC1E0lHveVG2d8Ag_gnY6g/s1600/IMG_0355.JPG" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Felietony poetyckie" - Jerzy Kwiatkowski, Wyd. Literackie, Kraków, 1982</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-67359626438597644892014-10-27T22:30:00.002+01:002014-10-27T22:49:43.223+01:00Kornel<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrqIfFFtl6OqjKG7TcIA4lM0qHGL1RDW7NQRxkQS3zx6FjhrmpMPRqByxYZRVz2zWCclI1vWy3NGK2cS_U99BSKmh4SIYoP6wOZsA0RrBiSzWRgUTt-fPhvmcDp-t_vYV419o6c9yDaA/s1600/kornel+3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrqIfFFtl6OqjKG7TcIA4lM0qHGL1RDW7NQRxkQS3zx6FjhrmpMPRqByxYZRVz2zWCclI1vWy3NGK2cS_U99BSKmh4SIYoP6wOZsA0RrBiSzWRgUTt-fPhvmcDp-t_vYV419o6c9yDaA/s1600/kornel+3.jpg" height="400" width="356" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<br />
<i>10 lutego 2010</i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
"W młodości odwiedzałem mojego przyjaciela i mistrza Kornela Filipowicza. Powiedzieć, że traktował żółtodzioba po partnersku, to nic nie powiedzieć. Siedziałem po przeciwnej stronie olbrzymiego, zagraconego biurka, Kornel częstował rozpuszczalną nescą, zapalał papierosa, najpierw powściągliwie zwierzał się z jakichś swoich problemów warsztatowych, potem podnosił głowę i pytał: A Ty? Piszesz coś? Co piszesz? - Opowiadanie - ledwo artykułowałem, udławiony dumą, że klasyk ze mną jak pisarz z pisarzem gwarzy. - Opowiadanie - powtarzał. - Wieleż będzie miało stron? - Dwanaście - odpowiadałem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kornel zamyślał się i po chwili mówił: - Piękny rozmiar."</div>
<br />
Jerzy Pilch, "Dziennik"<br />
<br />
Dziś 101. rocznica urodzin Mistrza Kornela.<br />
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-61497337611959768312014-07-22T00:51:00.000+02:002014-07-22T00:51:13.032+02:00Wyjrzeć zza ścian, zbliżyć się... <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/NucJk8TxyRg?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
<br />
<span class="userContent">"To see the world,<br /> things dangerous to come to,<br /> to see behind walls,<br /> draw closer,<br /> to find each other<br /> and to feel.<br /> That is the purpose of life."</span><br />
<span class="userContent"> </span>Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-89462060831611045192014-04-23T21:22:00.000+02:002014-04-23T21:24:22.073+02:00"Książka to ściana. Chowam się za nią by nikt mnie nie widział i żebym ja także nikogo nie widziała." - Susan Sontag<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZTdtZq91Pc-muN2-ioD4662D8bCx97vg0cqcVfoQRxiJlwalx4oQsrqvgx8k3yEwgkrmIst8q8-ix88rX6LtRKkBNsbER5koO6flSYClP_4fmwUibEnB8va6ef5pL-r30DKKq9FNR_A/s1600/susan+sontag.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZTdtZq91Pc-muN2-ioD4662D8bCx97vg0cqcVfoQRxiJlwalx4oQsrqvgx8k3yEwgkrmIst8q8-ix88rX6LtRKkBNsbER5koO6flSYClP_4fmwUibEnB8va6ef5pL-r30DKKq9FNR_A/s1600/susan+sontag.jpg" height="225" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Powiedziałeś, że literaturze zawdzięczamy wszystko, czym jesteśmy i czym byliśmy. Jeśli znikną książki, zniknie historia, znikną ludzie. W pełni się z Tobą zgadzam. Książki to nie tylko prosta suma naszych marzeń, nasza pamięć. Dają nam także możliwość wykraczania poza samych siebie. Niektórzy ludzie uznają czytanie wyłącznie za rodzaj ucieczki - ucieczki z <i>prawdziwego</i> świata codzienności do domeny wyobraźni, uniwersum książek. Książki są czymś znacznie więcej. To sposób na osiągnięcie człowieczeństwa." - Susan Sontag w rozmowie z Jonathanem Cottem, "Myśl to forma odczuwania".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Książka to ściana. Chowam się za nią by nikt mnie nie widział i żebym ja także nikogo nie widziała." - Dziennik, tom 1. 1947-1963, maj 1961.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Kilka lat temu zdałam sobie sprawę, że od czytania źle się czuję i jestem jak alkoholik, który po każdym ciągu ma kaca. Po godzinie czy dwóch spędzonych na buszowaniu w księgarni czułam się otępiała, niespokojna, przygnębiona. Nie wiedziałam jednak, dlaczego tak się dzieje. I nie mogłam się powstrzymywać od ciągłego sięgania po książki." - Dziennik, tom 1, wpis niedatowany.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Miłość do książek. Moja biblioteczka to archiwum pragnień." - Dziennik, tom 2. 1964-1980, kwiecień 1980.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-66251707804113426432014-02-16T17:05:00.000+01:002014-02-16T17:06:53.224+01:00"Wszystko jest poezją"<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0i_kDUWFhM_y_AomiDKFufWs-xPSWGVa8PS0F_9PAtni9R7qtuFTafr5uKwEK4vfbZVpoQZ5uqpSLlQwEnpl02ntEFzys5yWxYkPeANYbErkG-ilos_bWxpY9lcUo5Q4hNCowmcmWkw/s1600/DSC04358.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0i_kDUWFhM_y_AomiDKFufWs-xPSWGVa8PS0F_9PAtni9R7qtuFTafr5uKwEK4vfbZVpoQZ5uqpSLlQwEnpl02ntEFzys5yWxYkPeANYbErkG-ilos_bWxpY9lcUo5Q4hNCowmcmWkw/s1600/DSC04358.JPG" height="276" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Niedziela. Czas na równowagę. Odkładam pracę, sięgam po kolejną kawę i zmieniam zawodowe słownictwo w poezję. Ciepła kawa zdaje się być poezją. Sama myśl o Rosalii Wiesner też. Odkąd poznałam dokładnie historię pierwszej kawiarni Avion, czuję się jeszcze bardziej związana z tą obecną. Dlatego nie mogłam ominąć debiutanckiego wydania nakładem Biblioteki Miejskiej w Czeskim Cieszynie gazety Avion, obecnej w dwu językach, polskim i czeskim. W dużym formacie, w sepii i na dobrym papierze, za jedyne 29 kc. A w niej dużo historii, wspomnień, minionych wydarzeń kulturalnych, salonów dyskusyjnych, muzycznych, literackich i edukacyjnych. Poezja. Tak, ciepła kawa i literatura - nawet ta oczekująca - sama myśl o tych dwóch nierozłącznych przyjemnościach, bywa dla mnie poezją. Wyczekiwaną. Niezmiennym podnieceniem od lat, spojrzeniem na zapchane książkami półki. Radością wyboru. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po całym tygodniu planów, raportów, celów sprzedaży potrzebuję niedzieli, by się odgrzebać z korporacyjnych zobowiązań. Nie znaczy to, że nie lubię swojej pracy (odpowiedni ludzie są siłą napędową) ale wiem, że pracoholikiem skupionym tylko i wyłącznie na karierze nigdy nie będę. Wiem jak to się kończy, dlatego lubię w sobie tę potrzebę złapania równowagi i doszukiwania się poezji w życiu, jak napisał Edward Stachura -<i> przemiany pierwszego życia, całkiem fałszywego lub tylko ćwierćprawdziwego, lub co najwyżej półprawdziwego , w drugie, absolutnie prawdziwe życie, lub mówiąc inaczej i może dokładniej: przemianą przeżycia w życie.</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Sięgnęłam po Edwarda Stachurę ze względu na tytuł, z trudem odczytany z zakupionego za trzy złote starego wydania "Wszystko jest poezją", i efekt rozmyślań o zapomnianych autorach. W tym roku odpuszczam nowości, czuję się wolnym czytelnikiem, podczas gdy zeszłego roku płynęłam z prądem i przestałam w pewnym momencie czerpać przyjemność z lektury. Podziwiam tych, którzy recenzują na bieżąco nowości. Nie nadaję się. Chyba nigdzie nie udaje mi się na dłużej być pod wpływem czegoś agresywnie mi narzucanego. Odwracam się szybko. Wszystko co odczuwam i przeżywam musi wynikać z głębokiego ja. Nie umiem bywać nie sobą, zaraz zdradzam ciałem i myślą niechęć. We wszystkim, od codzienności poprzez długotrwałe cykle życiowe. Wróciłam więc do starych opowiadań Tomasza Manna, obecnie do Stachury, obok łóżka czeka Hłasko, Hesse, Styron, Marai, Iwaszkiewicz, Mrożek, Czechow, Marquez. "Doktor Faustus" i "Doktor Żywago". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Przemieniam przeżycia w życie</i> za Stachurą, a raczej ze Stachurą. W odpowiedniej chwili na jego słowa trafiłam. Od jutra zaczynam sześciotygodniowy kurs z artystą fotografikiem panem Michałem Cała. Jego fotografie były publikowane w albumach: <i>Antologia fotografii polskiej 1839-1989</i>, <i>Mistrzowie polskiego pejzażu</i>, <i>Polska fotografia w XX wieku</i>. Laureat wielu konkursów fotograficznych i wystaw, w tym znanego czarno-białego cyklu "Śląsk". Przestałam się przejmować ilością obowiązków, odkryłam w tej decyzji kilka wersów mocnej, potrzebnej poezji. Nie mogę się jutra doczekać. Fotografia bywa piękną poezją. Czytam dalej Edwarda Stachurę <i>- Wszystko jest poezją, a najmniej poezją jest napisany wiersz; każdy jest poetą, a najmniej poetą jet poeta piszący wiersze: czy to jest też oczywistość? Jeszcze nie wiadomo. Wiele znaków na ziemi i niebie wskazuje na to, że tak istotnie jest. Wiele znaków zwłaszcza na ziemi. Wiele znaków zwłaszcza na książkach. Na książkach zwłaszcza "poetyckich". Wszystko jest poezją: to, że idziesz do księgarni, kupujesz tomik wierszy, wychodzisz na ulicę, przy straganie kupujesz pół kilo czereśni albo pół kilo śliwek, zależy, jaka pora roku, idziesz do parku, siadasz na ławce, jedną ręką przewracasz kartki, drugą sięgasz po czereśnie lub śliwki, zależy jaka pora roku, wszystko to jest oczywiście poezją, a najmniej poezją są czytane wiersze. Bo czytasz, i co czytasz?</i> [1]<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Moją poezją przez najbliższe tygodnie będzie fotografia. Droga tam i z powrotem też nią będzie. Tam w niecierpliwości, z powrotem z nowo zdobytą wiedzą. Sześć tygodni w oparciu o solidny, ważny, poetycki poniedziałek. Jakże się w takim wypadku nie cieszyć na resztę tygodnia? No jak? Wszystko może być poezją... Wszystko. Nauczmy się czytać mijane w życiu wiersze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-15946897009619428292014-01-26T14:57:00.000+01:002014-01-26T14:57:44.593+01:00Muzycznie<br />
Dziś jeszcze dzień z Woolf, dziennikiem, Bloomsbury, morświnem... <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/am6rArVPip8?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
<i>(...) Lay me down<br />
Let the only sound<br />
Be the overflow<br />
Pockets full of stones</i>
<i><br />
Lay me down<br />
Let the only sound<br />
Be the overflow</i><br />
<br />
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-59366389092772685632014-01-25T23:56:00.000+01:002014-01-26T10:39:12.862+01:00"Ośmielę się powiedzieć, że niewiele jest kobiet szczęśliwszych ode mnie"<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis7RD9B-cJNKx6zlAwkxdeC2MlJ3Iyquief6nPKay5YT5g6FBZr7bZryqW1ow60jjaxKL1P5UegMdBDf8Mncn054UVmv9WLM2fKLYcFK4E9r1yELh5kUpHSxoXs9_xldumqquHQxzCKQ/s1600/DSC04159.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis7RD9B-cJNKx6zlAwkxdeC2MlJ3Iyquief6nPKay5YT5g6FBZr7bZryqW1ow60jjaxKL1P5UegMdBDf8Mncn054UVmv9WLM2fKLYcFK4E9r1yELh5kUpHSxoXs9_xldumqquHQxzCKQ/s1600/DSC04159.JPG" height="400" width="348" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Portret Virginii Woolf - Włodzimierz Janota, 2011r.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXEzZmKvM6TL-nezuhmeuvIJE3hNOdDFi5nA3BKDAzeX-OWLFzODE0xEA1D9YqQ9v3-SiXOHq0MgtBDNfCcJFDvWpW3FMnmp-C-czM5Yf5BWdXMKyiTZCJXLmEvShqWxSAnD9KPBD5sQ/s1600/DSC04193.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXEzZmKvM6TL-nezuhmeuvIJE3hNOdDFi5nA3BKDAzeX-OWLFzODE0xEA1D9YqQ9v3-SiXOHq0MgtBDNfCcJFDvWpW3FMnmp-C-czM5Yf5BWdXMKyiTZCJXLmEvShqWxSAnD9KPBD5sQ/s1600/DSC04193.JPG" height="283" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">w razie pożaru wynoszę to....</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxxtWOraAzrt7evyBp_rwySL_Z48AQgEqiSE3L2RpZ1Wmen3xNPZbmq4T3DcD2L_9rVEgBYMO2E5ceKxVarxr5Gx3DNP27274TKgwjf_uBIKhLqhFeYreYFkiIYLwKKzxHZq_pHnyWUA/s1600/DSC04154.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxxtWOraAzrt7evyBp_rwySL_Z48AQgEqiSE3L2RpZ1Wmen3xNPZbmq4T3DcD2L_9rVEgBYMO2E5ceKxVarxr5Gx3DNP27274TKgwjf_uBIKhLqhFeYreYFkiIYLwKKzxHZq_pHnyWUA/s1600/DSC04154.JPG" height="271" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Writers Tears" - niespodzianka od męża :)</td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"nigdy nie udawać, że rzeczy, których się nie ma, są niewarte posiadania... Nie udawać nigdy, że dzieci, na przykład, da się zastąpić czymś innym" (D 2 I 1923)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Człowiek zagłębia się w studnię i nic nie uchroni go przed doznaniem prawdy. Tam, w dole, nie mogę pisać ani czytać. A przecież istnieję. Jestem. I zadaję sobie pytanie: czym jestem? i bardziej niż na powierzchni bliska jestem znalezienia odpowiedzi, która okazuje się jednak mniej pochlebna - bo, prawdę powiedziawszy, na powierzchni chwalą mnie bardziej niż na to zasługuję" (D 28 IX 1926)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Ośmielę się powiedzieć, że niewiele jest kobiet szczęśliwszych ode mnie - choć nie uważam się za kogoś wyjątkowego; czuję jednak, że dane mi jest prawdziwie upajać się życiem, a jest w nim mnóstwo szampana. Małżeństwo moje nigdy nie było nudne; co to, to nie" (D 26 VII 1930)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Moim zdaniem, nie starzejemy się, a tylko nieustannie zmieniamy naszą pozycję wobec słońca" (D 2 X 1932)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A na dobranoc fragment "Fal":</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Słońce wpadało ostrymi klinami do pokoju. Wszystko, czego światło dotknęło, pogrążało się w fanatycznym bycie. Talerz przypominał białe jezioro. Nóż wyglądał jak lodowy sztylet. Nagle ukazały się szklanki wsparte na smugach światła. Stoły i krzesła wypłynęły na powierzchnię, jakby przedtem były pogrążone w wodzie i teraz wypłynęły pokryte cienką mgiełką czerwieni, pomarańczu, purpury, jak meszek na skórce dojrzałych owoców. Żyłki na szkliwie porcelany, słoje drewna i włókna maty nabierały coraz delikatniejszego rysunku. . Nigdzie nie było cienia. Wazon był tak zielony, że spojrzenie, które jak przez lejek zdawał się wchłaniać intensywnością barwy, przylegało doń jak pijawka. Potem kształty wypełniły się i obrysowały ostrymi krawędziami. Tutaj było wybrzuszenie krzesła, tam bryła kredensu. Wzmagając się, światło pędziło przed sobą stada cieni, które łączyły się w jedną masę, zawisając w głębi wielokrotnie nałożonymi warstwami" - przeł. Lech Czyżewski</div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-35351356695897887552014-01-17T21:14:00.000+01:002014-01-17T21:14:24.285+01:00Human Spirit<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/0Iixm8mvT-o?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-78761630811471109592014-01-15T23:35:00.001+01:002014-01-15T23:46:17.538+01:00Nosorożec Małgosi i trzy owieczki<br />
<div style="text-align: justify;">
Zachłanna bywam na myśl o pocztówkach. Chętnie zapełniłabym nimi kolejną ścianę, potem szufladę, kufer pocztowy i wolne miejsca na lodówce. Wpycham pocztówki w kalendarze, czytane właśnie książki, zapominam w łazience, gdzie w wannie odczytuję je w ciszy ponownie. Tak samo jak listy. To takie zaskakujące w dobie stukania w klawiatury, wzruszające, ta myśl że komuś się chciało o czwartej nad ranem. Traktuję to z radością... tak Paddy - jestem tak samo niepoważna jak Małgosia w tym temacie :) </div>
<div style="text-align: justify;">
I Asia też. Jej wystarczyło wspomnieć, że Lola by się ucieszyła na widok pocztówki od kolegi z dalekiej Zielonej Wyspy. I pojawiła się ona w dniu jej siódmych urodzin w skrzynce, co nie obyło się bez okrzyku radości. Listonosz też musiał się uśmiechnąć. Któż nie uśmiechnie się na widok trzech owieczek, nosorożca i wiersza. Ludzie chyba już nie przekazują sobie poezji pocztówkami. <a href="http://wcieniuskrzydel.blogspot.com/">Małgosia jest wyjątkowa. </a> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMXHSAVB6tQtx5k4GyxFmFLBZCN096VWAhcw7EzA29Ny8aMpYqGuPFyN4guKRVqmDwA3RXY5mNgO6pZ4ur3g20RDhNEGV2M_0GNr-sjVB9BBEiFcp0jeVAWaZ6OD4hbcBQTai_KEdxRg/s1600/DSC03943.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMXHSAVB6tQtx5k4GyxFmFLBZCN096VWAhcw7EzA29Ny8aMpYqGuPFyN4guKRVqmDwA3RXY5mNgO6pZ4ur3g20RDhNEGV2M_0GNr-sjVB9BBEiFcp0jeVAWaZ6OD4hbcBQTai_KEdxRg/s1600/DSC03943.JPG" height="276" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Owieczka <a href="http://wcieniuskrzydel.blogspot.com/">Małgosi</a></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioUmOe0gfNGnV8Qg96QdY13WfO5ngM39P8tEOmjRewzL-xI7UT7gLrSRcREyJQ1m12Boa_JpGXbh7Tje-5dP8EUBtPP9HNHSQO5TfnnEaD7NliwkExm2YwBVqiXMn4kW5ouKHOwWtmZg/s1600/DSC03945.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioUmOe0gfNGnV8Qg96QdY13WfO5ngM39P8tEOmjRewzL-xI7UT7gLrSRcREyJQ1m12Boa_JpGXbh7Tje-5dP8EUBtPP9HNHSQO5TfnnEaD7NliwkExm2YwBVqiXMn4kW5ouKHOwWtmZg/s1600/DSC03945.JPG" height="288" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Grono" i nosorożec Małgosi</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIM4I3CS-obbcn4L8GGK284bf5K60LTivSRsqOYOyHeROp05GLosvJrYRqQiSFp94tSXk4Z-_WXUhoYOWFqC_BEzN0wEOcaa2OjKuYD3u7w7PQz12P-59SC9Rt-eK9bo-VQHYmvUQAWA/s1600/DSC03947.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIM4I3CS-obbcn4L8GGK284bf5K60LTivSRsqOYOyHeROp05GLosvJrYRqQiSFp94tSXk4Z-_WXUhoYOWFqC_BEzN0wEOcaa2OjKuYD3u7w7PQz12P-59SC9Rt-eK9bo-VQHYmvUQAWA/s1600/DSC03947.JPG" height="285" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Owieczki <a href="http://asica-scrap.blogspot.com/">Asi</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaSULePk8c2vtA-Me5XTH3Sg28I76E48fMTx270IqasoyYFxv9M6flmUaVvj2M1KMksrNJVOZV0NjbXYhrDFFoS7RGsK1qWi_NG7xtLdjmB9FL7wpgKMU6k2j9GbBavLUi_RStjPevvQ/s1600/DSC03951.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaSULePk8c2vtA-Me5XTH3Sg28I76E48fMTx270IqasoyYFxv9M6flmUaVvj2M1KMksrNJVOZV0NjbXYhrDFFoS7RGsK1qWi_NG7xtLdjmB9FL7wpgKMU6k2j9GbBavLUi_RStjPevvQ/s1600/DSC03951.JPG" height="316" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">pozostałe cudowności pocztówkowe</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="Tekstwstpniesformatowany">
<b style="font-size: small;">grono</b></div>
<div>
<span style="color: white; font-size: x-small;">.</span></div>
<div>
<span style="color: white; font-size: x-small;">.</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">eksplozja w jego głowie pojawiła się znienacka</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">latem w opowieściach konsekwentnie <span class="z8595" id="z8595_4">ale</span> bez logiki</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">pachniał dzieciństwem gdy ja chroniłam przed</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">spojrzeniami z naprzeciwka i cóż z tego że <span class="z8595" id="z8595_2">rwa</span>ł</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">pajęczyny i rozrzucał je po wodzie <span class="z8595" id="z8595_5">nadal</span> stoję</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">w przeciągu ze szramą wzdłuż kręgosłupa wylewa się</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">ze mnie i kurczy surrealna bliskość pachnie</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">spacerami wzdłuż Warty wokół krzeseł które kiedyś</span></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">przetrę do korzeni</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Małgorzata Południak</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-57385756636969064442014-01-09T23:59:00.001+01:002014-01-10T01:01:36.775+01:00Lola<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0_JQwvMk-QY-OXKDhQkKwIwPi0s4cBPOuCVR8aPhj4uBdJ7MYtAF-UpiHhyQgVaXNWoyMYP5-a2dnXevAcVJYbDz5rTpMGE1Rd4yOsg5tl7BuHSYYn8Dw1e-rfJhocg8tZrNiobDH7A/s1600/DSC03317.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0_JQwvMk-QY-OXKDhQkKwIwPi0s4cBPOuCVR8aPhj4uBdJ7MYtAF-UpiHhyQgVaXNWoyMYP5-a2dnXevAcVJYbDz5rTpMGE1Rd4yOsg5tl7BuHSYYn8Dw1e-rfJhocg8tZrNiobDH7A/s1600/DSC03317.JPG" height="400" width="280" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Kocham ją nie tylko za to jaka jest. Kocham ją przede wszystkim za to, jaka ja jestem dzięki niej. I tak już od siedmiu lat. Staje się panienką z własnym planem na życie. Już nie lubi <i>empi</i>, ani też noszenia przeze mnie tornistra. Chce być samodzielna, i dzielna też. Zawsze uśmiechnięta, z przerwami na zastanowienie. Na pytanie <i>co robisz kiedy nikt nie widzi </i>odpowiedziała <i>podkradam surowe ciasto</i>. Lubi kąpiel w wannie w malinowym czepku, sny, muzykę, taniec, czytanie mi, a potem kiedy ja czytam jej. I wieczorne (nie)poważne rozmowy i śmiechy w łóżku, aż po czkawkę. Najpierw jej, potem moją. Turlamy się w pościeli, nad głowami gwiazdy. Mogłabym tak spędzić resztę życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-90097003634518395512013-12-25T23:57:00.002+01:002013-12-26T00:05:39.116+01:00Pełni szczęścia<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6FfQHy_ZOf2fmd0PzaanuchvDAbTVwlminYyaDJsCbg1K0868BMwzjLHulCLsLYIupXpQ0etkUCqISoUn0AyDTyWcMHJtaJ1upUNWm1Az_x-uqSS6wW9dyPIb1AAMNEDVYCqHv8q0Rg/s1600/DSC03920.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6FfQHy_ZOf2fmd0PzaanuchvDAbTVwlminYyaDJsCbg1K0868BMwzjLHulCLsLYIupXpQ0etkUCqISoUn0AyDTyWcMHJtaJ1upUNWm1Az_x-uqSS6wW9dyPIb1AAMNEDVYCqHv8q0Rg/s400/DSC03920.JPG" width="400" /> </a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
"Szczęście jest wówczas pełne,</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
gdy światło poranku budzi dwoje ludzi</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
do dnia pełnego wspólnych czynów i rozmów"</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Jarosław Iwaszkiewicz </div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Takiej pełni szczęścia Wam życzę, zarówno w ten magiczny czas świąteczny, jak i na cały zbliżający się 2014 rok. Cieszcie się bliskością, spokojem, wzajemnym szacunkiem i drobnymi przyjemnościami ( jak ja tą śnieżną kulą z sową, którą dostałam w prezencie od męża ). Bądźcie wyrozumiali dla siebie i dla innych. Dla mnie to nie był łatwy rok, sporo przemilczałam, co i na blogu jest widoczne. Ale wykorzystałam ten czas dobrze, w ciszy człowiek odczuwa intensywniej. Pięknego końca roku Kochani - jeśli jeszcze ktokolwiek tu zagląda :)</div>
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-45464870459671508212013-10-27T23:55:00.000+01:002013-10-28T23:33:59.721+01:00Mistrz Kornel Filipowicz - wspomnienia w 100. rocznicę urodzin pisarza (3)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-Nka2wLYQ8l5MjGxChoKs9hSjhz1e23yZL-wZ_BmmJlHMdhbTbGBz2_DonZrPh8cXiiV4dMOJSe0yIwEzLMRXFke3KBZdMJjU67E4Z-QcsbOh5BRXPDwuvhoZ297suKAnPIr3EGCSmA/s1600/DSC03705.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-Nka2wLYQ8l5MjGxChoKs9hSjhz1e23yZL-wZ_BmmJlHMdhbTbGBz2_DonZrPh8cXiiV4dMOJSe0yIwEzLMRXFke3KBZdMJjU67E4Z-QcsbOh5BRXPDwuvhoZ297suKAnPIr3EGCSmA/s400/DSC03705.JPG" width="265" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Pożegnanie widoku</b><br />
<br />
Nie mam żalu do wiosny,<br />
że znowu nastała.<br />
Nie obwiniam jej o to,<br />
że spełnia jak co roku<br />
swoje obowiązki.<br />
<br />
Rozumiem, że mój smutek<br />
nie wstrzyma zieleni.<br />
Źdźbło, jeśli się zawaha,<br />
to tylko na wietrze.<br />
<br />
(...) <br />
<br />
Przyjmuję do wiadomości,<br />
że - tak jakbyś żył jeszcze -<br />
brzeg pewnego jeziora<br />
pozostał piękny jak był.<br />
<br />
(...) <br />
<br />
Potrafię sobie nawet wyobrazić,<br />
że jacyś nie my<br />
siedzą w tej chwili<br />
na obalonym pniu brzozy.<br />
<br />
(...) <br />
<br />
Niczego nie wymagam<br />
od toni pod lasem,<br />
raz szmaragdowej,<br />
raz szafirowej,<br />
raz czarnej.<br />
<br />
Na jedno się nie godzę,<br />
Na swój powrót tam.<br />
Przywilej obecności -<br />
rezygnuję z niego.<br />
<br />
Na tyle Cię przeżyłam<br />
i tylko na tyle,<br />
żeby myśleć z daleka.<br />
<br />
<br />
Wisława Szymborska<br />
<br />
(wiersz napisany po śmierci Kornela Filipowicza, tak jak i "Kot w pustym mieszkaniu")<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wieczorem, na koniec tego ważnego dla mnie dnia, 100. rocznicy urodzin Kornela mogę podsumować, że był to niezwykle emocjonujący i udany dzień. Co więcej, uśmiechnęłam się na dobranoc. Było równo 100 odwiedzin bloga. Bardzo Wam dziękuję. Intrygująca symbolika... jak wiele innych, które mi ostatnio dziwnie często towarzyszą. </div>
<br />
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-84743832048681233692013-10-27T00:39:00.000+02:002015-10-21T00:23:56.108+02:00Mistrz Kornel Filipowicz - wspomnienia w 100. rocznicę urodzin pisarza (2)<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-A-FY6Lw1thWYKqqubD4qbIqgF-69L79z0WdVhqDV3uQfv30CmtyobmDIC6tntW1SP3Wsu18pUsJGeXdpX8PFtgCvE41GiPliyzXW1dHpQTs7k1XScq9_wJqZfF7gHOMImBqOlYjWKA/s1600/Filipowicz1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-A-FY6Lw1thWYKqqubD4qbIqgF-69L79z0WdVhqDV3uQfv30CmtyobmDIC6tntW1SP3Wsu18pUsJGeXdpX8PFtgCvE41GiPliyzXW1dHpQTs7k1XScq9_wJqZfF7gHOMImBqOlYjWKA/s400/Filipowicz1.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Joanna Helander</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<br />
<table border="0" cellpadding="0" cellspacing="0" id="AutoNumber1" style="border-collapse: collapse; width: 100%px;"><tbody>
<tr><td align="left" valign="top" width="47%"><div align="center">
<span style="font-size: small;"><b><span style="color: black;">„Moja kochana,
dumna prowincja” <br />
- w 100. rocznicę
urodzin Kornela Filipowicza</span></b></span></div>
<div align="justify" style="line-height: 200%;">
<br />
<span style="color: black; font-size: x-small;"><span style="font-size: small;">Kornel Filipowicz zapytany kiedyś
przez Wisławę Szymborską o fenomen wyjątkowości Cieszyna
odpowiedział, że <i>tutaj ludzie częściej niż gdzie indziej patrzą
sobie prosto w oczy</i>. Czuł się bardzo związany z miastem
dzieciństwa i wczesnej młodości, chłonął tę prowincjonalność,
poddawał się jej, co bardzo wyraziście, intensywnie i z sentymentem
zaznaczył w swojej obszernej twórczości prozatorskiej. W „Odkryciu
nowego lądu” określił Cieszyn mianem „małej ojczyzny”, w której
spędził te najlepsze, jakie się ma w życiu dziesięć lat (między 9 a
18 rokiem) co ujął w ten sposób:<i> Tak, ta bardzo radykalna zmiana
środowiska, kręgu kulturowego i dialektowego, którą przeżyłem w
dzieciństwie, przyczyniła się na pewno w sposób decydujący do
ukształtowania mnie takiego, jakim jestem, a być może zdecydowała
także o tym, co będę w życiu robił.</i></span><br />
<br />
<span style="font-size: small;">Co na to Cieszyn? Czy uznaje jednego z najważniejszych powojennych
prozaików, autora 25 tomów prozy (ze wznowieniami, wyborami jest ich
40) wydanych w latach 1947-1989 za twórcę wartego ocalenia przed
zapomnieniem? Nie bardzo garną się do tego władze miasta, ani te
obecne ani wcześniejsze, i nieodczuwalny jest już niestety duch
Kornela, umknęły echa jego myśli, zatarły się kroki, o których
jeszcze trzynaście lat temu z przychylnością opowiadał poeta
Zbigniew Machej. To przykre i dla mnie osobiście jako mieszkanki
Cieszyna niejasne. Spoglądam zaledwie 20 km dalej. Pobliskie Górki
Wielkie zaangażowały się w pamięć o pisarce Zofii Kossak-Szatkowskiej i pielęgnują założone przez Zygmunta
Szatkowskiego Muzeum poświęcone autorce. Skoczów w centrum miasta
postawił okazały pomnik, na którym w fotelu spoczywa z miastem
związany Gustaw Morcinek, a samo miasto można zwiedzać Szlakiem
Morcinkowskim zaczynającym się przy Muzeum jego imienia. Zaś Cieszyn
oprócz tablicy pamiątkowej, na murze kamienicy przy ulicy Górnej 14,
gdzie Kornel Filipowicz mieszkał w latach 1923-1932 i nadania ulicy
jego imieniem (daleko poza centrum, gdzie wątpliwe by w ogóle bywał
sam warty uwagi) niewiele temu autorowi poświęca. Owszem, odbyło się
w Domu Narodowym spotkanie w dwudziestą rocznicę śmierci autora,
któremu gościnnie towarzyszyli synowie Aleksander i Marcin
Filipowiczowie. Miejska Biblioteka posiada sporą część jego książek
(w większości jednak na magazynie), z kolei Książnica Cieszyńska ma
w swych zbiorach historyczne numery cieszyńskiego kwartalnika
literackiego „Zaranie Śląskie” z debiutanckim opowiadaniem
„Zapalniczka” z czerwca 1934r. i kolejnym pt. „Wilhelm Tell” w
następnym grudniowym numerze z tego samego roku, ale czy to
wszystko, co należy się Kornelowi Filipowiczowi? Był z tym miastem
sentymentalnie związany, w wielu opowiadaniach wspomina cieszyńskie
czasy, a przyjaźnie tu zawarte przetrwały lata. Jednak Cieszyn na to
jakby nieczuły.<br />
</span><br />
<span style="font-size: small;">Miron Eustachy Kornel Filipowicz urodził się w Tarnopolu, 27
października 1913 roku. Wojna, która nadeszła rok później
rozdzieliła rodzinę Filipowiczów i dopiero po dziewięciu latach, gdy
ojciec pisarza Kornel Wiktor Filipowicz (1876-1938) wydostał się z
Rosji, zamieszkali ponownie wspólnie, wybierając na miejsce
osiedlenia wielokulturowy Cieszyn. Dopiero tutaj, dziewięcioletni
wówczas Kornel, rozpoczął naukę w trzeciej klasie szkoły podstawowej
i jakiś rok później napisał swoją pierwszą mikropowieść. Niestety
awanturnicza opowieść rozgrywająca się w Brazylii nie spodobała się
ojcu, wyraził on swoją negatywną opinię i próbował odciągnąć syna od
literackich zapędów. Zniechęcony chłopak albo Zniechęcony młody
człowiek podjął naukę w
cieszyńskim gimnazjum, ale na profilu matematyczno-przyrodniczym
zamiast humanistycznym, co jednak nie miało wpływu na czujność
Juliana Przybosia, poety późniejszej Awangardy Krakowskiej, który
jako nauczyciel gimnazjalny patronował początkom literackim swoich
najzdolniejszych uczniów. Kornel to wsparcie odebrał bardzo poważnie
i z sukcesem rozwinął się pod skrzydłami nauczyciela, który nawet po
latach edukacji szkolnej obserwował i wspierał swego ucznia z
serdecznością, co zamieniło się z czasem w szczery podziw i
przyjacielskie kontakty. Stosunkowo szybko zakorzeniła się
literackość w Filipowiczu i na tyle mocno, że nie potrzebna była
zmiana profilu nauczania. Okazało się, że autentycznie, z powołania
objawiała się w Kornelu równorzędnie natura przyrodnika i w 1933
roku podjął studia na wydziale biologii Uniwersytetu
Jagiellońskiego, równocześnie debiutując na łamach „Zarania
Śląskiego” wspomnianym już opowiadaniem „Zapalniczka”, odsłaniającym
fragment codzienności z życia czeladników warsztatu piekarskiego i
ślusarskiego, dla których jedyną przyjemnością dnia była zabawa
zapalniczką. Od samego początku widoczna jest koncentracja autora na
czynnościach, elementach życia powszedniego, gdzie jak u Czechowa,
widoczny jest zwyczajny człowiek i z pozoru banalna historia. To wyrzeczenie się
efektów fabularnych na rzecz prawdy i prostoty na zawsze już
pozostanie w jego twórczości.</span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"><i>Jestem przekonany, że pisarzem nie zostaje się, lecz staje się na
przestrzeni wielu lat, gromadząc w sobie materiał wzruszeniowy i
doświadczeniowy</i> powiedział w radio w 1948 roku. Miał już wówczas
za sobą aresztowanie przez gestapo w domu rodzinnym Jaremów (domu
przyszłej żony) w kwietniu 1944 roku za działalność podziemną, i
osadzenie w więzieniu na Montelupich. Tego samego roku doświadczył
pobytu w obozach koncentracyjnych Gross-Rosen, Sachsenhausen i
Oranienburg. Po opuszczeniu obozu wziął ślub z Marią Jaremą (1945).
Długo nie pisał, sytuacje z czasów wojny usiłowały mu odebrać wiarę
w człowieka, ale nie był w stanie omijać motywów istotnych,
odkładały się boleśnie w jego pamięci i nadwyrężały wrażliwość
odbierania świata. Po wojnie wrócił z debiutanckim tomem opowiadań
„Krajobraz niewzruszony”(1947), który przyniósł mu Nagrodę Literacką
Miasta Kraków (w latach ubiegłych przyznaną też między innymi
Julianowi Przybosiowi). Mnóstwo tu znaczących ujęć okupacyjnej
codzienności, w jakiej znalazł się Jan Borecki, alter ego
Filipowicza, który pojawi się później w „Ulicy Gołębiej” (1955),
reprezentując środowisko studenckie dwudziestolecia międzywojennego.
Nie prędko autor wychyla się z tła wydarzeń wojennych, pisze
„Księżyc nad Nidą” (1950), później kontynuuje tę powieść jako „Biały
zeszyt” (1955), kolejne utwory „Po burzy” (1956), „Ciemność i
światło” (1959), „Pamiętnik antybohatera” (1961), „Jeniec i
dziewczyna” (1964) czy „Ogród pana Nietschke” (1965), w których
odczuwalne jest piętno wojny i potrzeba zwrócenia uwagi autora na
postępowanie człowieka uwikłanego w narodową historię. Filipowicz
stara się nie oceniać, w sposób bardzo uczciwy przedstawia jako
jeden z nielicznych pisarzy człowieczeństwo u wroga, szuka prawdy,
nie negując tego, co napotka, pozostawiając czytelnikowi wolne
miejsce na własny punkt widzenia jednostki czy całokształtu sytuacji
społecznej. Jego opowiadania okupacyjne, „Złoty krzyżyk”, „Czas
wojny” czy poruszający „Krajobraz, który przeżył śmierć” o
tragicznym fragmencie życia przyjaciela, znanego malarza, Żyda z
pochodzenia, Jonasza Sterna, który przeżył egzekucję, ukrywając się
pod stosem zwłok, zapadają w pamięć jako jedne z najprawdziwszych
obrazów okupacyjnej codzienności przełożone na słowo przez polskich
pisarzy powojennych, jak te Zofii Nałkowskiej czy Tadeusza
Borowskiego.</span><br />
<br />
<span style="font-size: small;">Jednak wybitność twórczości Kornela Filipowicza nie ogranicza się
tylko do wspomnień obozowych. Obdarzony wielką zdolnością obserwacji
zatrzymuje świat, człowieka, krajobraz w różnych momentach
istnienia, tworząc w gatunkach prozy mu najbliższych - nowelach, opowiadaniach
czy mikropowieściach - wielką opowieść swojego życia. Wydaje się, że
świadomie do tego dążył poprzez powroty w nich do czasów
dzieciństwa, wspomnienia szkoły, przyjaciół czy ojca, aż po czas
wojny i gawędy wędkarskie. Był w szczególny sposób oczarowany
otaczającym go światem, wypełniony poczuciem obowiązku wobec
rzeczywistości i zrozumienia siebie poprzez bliskie przyglądanie się
temu, co tę rzeczywistość tworzy. Nic mu nie umykało, niczego nie
unikał i nic w jego świadomości nie było niegodne zatrzymania się,
refleksji i choćby miniatury prozatorskiej. Wisława Szymborska, z
którą po swoich dwóch małżeństwach (Maria Jarema, uznana malarka
zmarła w 1958; małżeństwo z Marią Próchnicką, historykiem sztuki
okazało się nietrwałe), prowadził luźny, ale pełen miłości i
zrozumienia związek przed dwadzieścia trzy lata, była zafascynowana
odbieraniem pejzażu, krajobrazu, który był nieodłącznym tłem jego
prozy. Sama nie lubiąc, opisów przyrody przekonała się, że opis taki
u Kornela nabiera zupełnie innego wymiaru, i sam opis staje się
fabułą, która wciąga. W ramy tego krajobrazu zaś, doskonale wstawiał
istnienia ludzkie, ich doświadczenia życiowe i okruchy codzienności,
które w jego sposobie przypatrywania się, stawały się codziennością
niezwykłą. Z pozornie niczego istotnego potrafił wydobyć wielkość i
ważność istnienia, i to nie tylko ludzkiego, ale również zwierzęcego
( „Kot w mokrej trawie”, „Pies wdowy Wurm”, „Rzadki motyl” - zbiór
opowiadań „Kot w mokrej trawie”, Wyd. Literackie, 1977, a także „Kali”
z tomu „Biały ptak”, Wyd. Literackie, 1973). Koncentrował się na
wszystkim, co towarzyszyło życiu, bo nic przecież nie dzieje się bez
potrzeby i wszystko posiada ukryte pod płaszczem zwyczajności
znaczenie. Potrzeba tylko takiej przenikliwej spostrzegawczości,
zaangażowania w świat, zmysłu obserwacji i chęci poznawania
człowieka, jakie to cechy posiadał Kornel Filipowicz, by móc
dostrzec to głębsze znaczenie. Właśnie ta jego nietuzinkowa
umiejętność przerabiania prawdy o życiu na literaturę, to wyczulenie
na najdrobniejsze elementy, nadawanie ważności nie tylko całościom,
ale też fragmentom ludzkich losów jest fundamentem jego genialnej
twórczości. W dużej mierze bardzo prawdziwej, bo opartej na własnej
biografii, bądź epizodach z życiorysów przyjaciół i znajomych.<br />
</span><br />
<span style="font-size: small;">Większość życia spędził Kornel Filipowicz w Krakowie, ale
przynajmniej raz w roku przyjeżdżał do prowincjonalnego małego
miasteczka z dzieciństwa. Po cieszyńskim rynku spacerował wspólnie z
Wisławą Szymborską, oboje byli członkami Cieszyńskiego Klubu
Hobbystów i oboje bardzo to miasto lubili. Z rynku pod kamienicę
przy ulicy Górnej jest niedaleko, można dojść piechotą, więc
odwiedzał zapewne to miejsce ze wzruszeniem. Może wstępował do parku
Kościelnego pełnego kasztanów, które zbierał namiętnie jak każde
dziecko wychowane w takim miejscu, wśród dwunastu okazałych
kasztanowców, wiekowej lipy drobnolistnej, klonu polnego i sosen
wejmutek. To miejsce zabaw, za kamienicą wspominał w opowiadaniu
„Jutro także będzie dzień” - <i>Na wschodzie trwała jeszcze wojna,
mojego ojca nie było z nami. Mieszkaliśmy w szarym, piętrowym
budynku, położonym w sąsiedztwie koszar otoczonych z trzech stron
ceglanym murem, z czwartej wysokimi, żelaznymi sztachetami. Miałem
sześć lat i zajmowałem się zbieraniem kasztanów walających się na
wilgotnej, pokrytej rzadką trawą ziemi, zdrapywałem kruchy,
odstający od cegieł tynk, robiłem podkopy, wznosiłem budowle i
stawiałem mosty. Porzucałem nagle te czynności, aby przekraść się do
zamkniętego na kłódkę ogródka, gdzie rosły w cieniu krzaków ogniste
nasturcje. Kwiaty te smakowały jak rzodkiewka, o czym dowiedziałem
się od jednego chłopca, który umarł później na szkarlatynę. Zrywałem
i zjadałem kwiat nasturcji, potem, zaniepokojony czymś stałem i
nasłuchiwałem: ze stajni słychać było uderzenia kopyt, z daleka
dolatywał turkot kół po bruku. Szedłem powoli w pewne odległe
miejsce w parku. Był tam okrągły, cembrowany basen (…) mówili, że ta
sadzawka nie ma dna, że gdybym do niej wpadł – zginąłbym na zawsze.</i><br />
<br />
Dziś ja wybrałam się śladami Kornela z dzieciństwa. Ulica wzdłuż
koszar, które otacza tylko jeden mur ceglany, już nie jest tak
zadrzewiona jak dawniej, nie ma kocich łbów przed kamienicą na
Górnej, ani widoku na szpital cieszyński z okna na najwyższym nawet
piętrze (kiedyś nie zasłaniała go kamienica z naprzeciwka). Do parku
za kamienicą prowadzi przejście na skróty, pod sklepieniem, którego
wtenczas na pewno nie było. Gwar dziecięcych zabaw wypełnia
natychmiast przestrzeń, zagłusza ruch uliczny. Robi się ciemniej,
olbrzymie drzewa skupiają na sobie uwagę, są istotą parku, który
jest już Pomnikiem Przyrody chroniony prawem. Kasztanowce chorują,
nie kwitną już intensywną bielą drobnych kwiatów, przeważa tu kolor
brązowy, nawet w połowie sierpnia. Lipa w lewym rogu podparta jest
metalową konstrukcją, by nie złamać się pod ciężarem przeżytych lat
i skaczących po niej kilku pokoleń dzieci. Wychowałam się ulicę
dalej, w kamienicy tuż obok Filipowiczów miałam przyjaciółkę i
często kusiły nas te same ogródki pod kłódką, w których mały Kornel
odnajdywał nasturcje. Zawsze były strzeżone przez starsze panie ze
szklaneczkami pełnymi kaw, które z ławeczek schodziły naprzemiennie,
doglądając ziemniaki na gazie. Patrzę w okna kamienicy na drugim
piętrze. Kornel wychyla się z nich w swym opowiadaniu „Klementyna” -
<i>Zadzierając głowę do okna na trzecim piętrze, gdzie mieszka
Klementyna, widzę równocześnie szczyt wieży kościoła parafialnego, o
okienkach przymkniętych żaluzjami niby zmarszczoną powieką. Wieża ta
robi wrażenie człowieka drzemiącego cały dzień; ożywia się tylko
rano, w południe i wieczór na dźwięk dzwonu.</i><br />
<br />
Na koniec wsiadam w samochód, jadę na cmentarz komunalny, na którym
pochowany jest ojciec i babcia Kornela Filipowicza. Znajduje się on
jakiś kilometr od kamienicy na ulicy Górnej, w bardzo już
zabudowanej części miasta. Kiedyś, pisał Kornel, <i>prowadziła do
niego długa, łagodnie podnosząca się i wijąca wśród pól droga.</i>
Kornel Wiktor Filipowicz zmarł 15 stycznia 1938 roku, jego teściowa,
babcia pisarza Maria z Schilling-Siengalewiczów Futymowa zmarła trzy
miesiące przed zięciem, w dniu urodzin wnuka, 27 października 1937r.
Pisarz przyjeżdżał na ten podwójny grobowiec każdego roku, w
Zaduszki, z Krakowa do Cieszyna miał sto pięćdziesiąt kilometrów. W
opowiadaniu „Jak dmuchawiec” o odwiedzinach grobu ojca pisał Kornel
tak: </span><i><span style="font-size: small;">Wejście do tego leżącego wśród drzew i otoczonego murami
miasta prowadzi przez wysoką, półkolisto sklepioną bramę.
Przekraczam ją i oto jestem w mieście umarłych. Ci, którzy je sto
lat temu planowali, byli mądrzy i przewidujący. Mieli odwagę zdawać
sobie sprawę i nie ukrywać tego przed innymi, że człowiek jest
istotą śmiertelną, i że miasto, w którym człowiek ma żyć po śmierci,
będzie rosnąć i rozwijać się, gdyż wszyscy obywatele miasta żywych z
czasem, prędzej czy później, przeniosą się tam. Cmentarz jest więc
rozległy, obszerny, podzielony na kwatery, ma swoje dzielnice i
ulice (…) Pochylam się nad grobem mojego ojca, oczyszczam ziemię z
zeschłych liści i pożółkłych źdźbeł trawy, potem rozkładam znicze.
Myślę: oto na głębokości półtora metra pod ziemią, wśród szczątków
zbutwiałego drewna, leżą kości człowieka, który był moim ojcem.
Przyjechałem tu tylko po to, aby zapalić światła na jego grobie.</span><br />
</i><br />
<span style="font-size: small;">Obecnie zapalam na tym grobie cztery znicze kilka razy w roku. Ojcu
Kornela, jego babci, samemu Kornelowi i Wisławie Szymborskiej, która
towarzyszyła wyprawom do Cieszyna i była przy śmierci ukochanego, w
krakowskim mieszkaniu dnia 28 lutego 1990 roku (Kornel Filipowicz
pochowany został na cmentarzu Salwatorskim w Krakowie). Mam
wrażenie, że bywam na nim tylko ja, jestem tego niemal pewna. Kiedy
go znalazłam był zupełnie zachwaszczony, wyryte na marmurze litery
zacierały się od kurzu i zapomnienia, a teraz odkąd o niego dbam,
nie widuję tam innych śladów poza moimi. Za każdym razem jednak,
kiedy skręcam w alejkę działu VII wierzę, że trafię tam na tabliczkę
pamiątkową wystawioną przez miasto pamięci pisarza, którego cenił
sam Jarosław Iwaszkiewicz, i wielu wielu innych ważnych i
zaprzyjaźnionych, a Wisława Szymborska z powagą i należnym
szacunkiem chciała oddać Kornelowi swojego Nobla. Z miłości,
szalonego wręcz zakochania, ale też z niekończącego się podziwu dla
prozaika, który zatrzymywał czas i na tej pauzie obserwował to, co
dla wielu było niedostrzegalne.<br />
<br />
Cieszyn, <i>dumna kochana prowincja </i>Kornela Filipowicza, a nie
ma tu nikogo, kto zechciałby z władz miasta poświęcić temu miejscu,
i samemu Kornelowi Filipowiczowi, czas i pamięć. Zastanawiam się
dlaczego tak szybko zaciera się ślad po kimś kto myślami, i w swojej
twórczości, był w pełni oddany miejscu swojego dzieciństwa, a
miejsce to dziś nie chce ulec tej wdzięczności, temu szczęściu i
dzielić się nim na szerszą skalę. I nie chodzi mi tak naprawdę o ten
cmentarz, rozumiem, że to tylko dla nielicznych byłoby miejsce
ważne, ale o pamięć dla jego twórczości, osobowości i
prowincjonalnego ducha. Pisał Kornel w opowiadaniu „Moja kochana,
dumna prowincja”: <i>O, moja słodka, dumna prowincjo! Jakże cię
dobrze znam i rozumiem! Jestem przecież z ciebie, byłem tobą. Jesteś
wrażliwa i czuła, ale pełna kompleksów, gdyż byłaś zawsze
przedmiotem pośmiewiska. Jesteś mądra i chytra, kształcisz się, dużo
czytasz, chłoniesz radio, ale podejrzewasz, że są od ciebie
chytrzejsi. Panicznie boisz się, aby nie zostać nabraną (…) nie masz
nigdy pewności absolutnej, że to, co ci się podoba, jest dobre.
Jakże ośmieszyłabyś się, gdyby okazało się, że to co ci się podoba,
jest złe! Chowasz więc swoje upodobania ukryte głęboko w sercu, a
publicznie uznajesz i chwalisz wielkości tylko rzędu najwyższego.
Najchętniej gościsz u siebie Iwaszkiewicza, nie zdziwiłabyś się,
gdyby wstał z grobu Hemingway i pofatygował się do ciebie, do tego
małego miasteczka, na autorskie spotkanie (…) </i>Ale o takim
Kornelu Filipowiczu to nie pamiętasz – chciałoby się dopisać. I tak
już pewnie pozostanie na zawsze, wieków amen, choć serce prowincji
pragnie inaczej.</span></span><br />
<br />
<br /></div>
<table border="0" cellpadding="0" cellspacing="0" style="border-collapse: collapse; width: 100%px;">
<tbody>
<tr>
<td align="justify" valign="top" width="7%"><div style="line-height: 200%;">
<br /></div>
</td>
<td align="justify" valign="top" width="93%"><div style="line-height: 200%;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><b>
Los </b><br />
</span>
<span style="color: black; font-size: 10pt; font-style: italic;">
Pamięci Kornela Filipowicza</span><span style="color: black; font-size: x-small;"><br />
<br />
<span style="font-size: small;">Przeminą pory roku, lata i dekady. Pewnego wieczoru<br />
zaśniesz jak zwykle, a nazajutrz otworzysz oczy<br />
i los nieoczekiwanie odsłoni się przed tobą jak krajobraz<br />
przed siedemnastoletnim chłopcem, który w przedostatni dzień<br />
wakacji wybierał się na rowerze za miasto, daleko<br />
jak nigdy przedtem, w nieznaną okolicę.</span><br />
<br />
<span style="font-size: small;">Tam, pod sierpniowym niebem, zachwyciły go stawy<br />
w dolinie i groble między nimi, i tatarak,<br />
i ciemne świerki na drugim brzegu, których cienie<br />
spotykały się na lustrze wody z tańczącymi<br />
odblaskami słońca. A także złotawe brzuchy karpi<br />
pod wodą, pohukiwanie ropuch i niebieskie ważki.<br />
<br />
Nigdy przedtem nie zaznał takiego spokoju.<br />
Czuł, że już nie może opuścić tego miejsca,<br />
a jednocześnie wiedział, że musi powrócić.<br />
Do rodziców, do szkoły, do miasta.</span><br />
<br />
</span><span style="color: black;">
<b>Zbigniew Machej</b></span></div>
</td>
</tr>
</tbody></table>
<div align="justify" style="line-height: 200%;">
<span style="color: black; font-size: x-small;"><br />
<br />
</span><span style="color: black;"><b>
<span style="font-size: x-small;">Bibliografia: <br />
</span></b><span style="font-size: x-small;">„Byliśmy u Kornela. Rzecz o Kornelu Filipowiczu”, praca zbiorowa
z inicjacji Wisławy Szymborskiej i Jana Pieszczachowicza,
Wydawnictwo Literackie, 2010; „Niezwykła codzienność. Sztuka
widzenia i pisania Kornela Filipowicza”, Wojciech Lipowski, wyd.
Śląsk, 2012; „Ku wielkiej opowieści. O życiu i twórczości Kornela
Filipowicza”, Jan Pieszczachowicz, Wydawnictwo Literackie, 2010.</span></span></div>
<div align="justify" style="line-height: 200%;">
<br /></div>
<div align="justify" style="line-height: 200%;">
<span style="color: black; font-size: x-small;">TEKST O KORNELU FILIPOWICZU napisałam dla 48. numeru kwartalnika artystyczno-literackiego <a href="http://szafa.kwartalnik.eu/48/spis.html">"sZAFa"</a>.</span></div>
<div align="justify" style="line-height: 200%;">
<span style="color: black; font-size: x-small;">Umieszczony został na blogu za zgodą redakcji - </span><span style="color: black;"><span style="font-size: x-small;"><b>http://szafa.kwartalnik.eu/48/htm/esej/sznapka.html</b> </span></span></div>
<div align="justify" style="line-height: 200%;">
<br /></div>
</td>
<td align="left" valign="top" width="1%"></td>
</tr>
</tbody></table>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-41486641847579463372013-10-26T21:51:00.000+02:002013-10-27T00:11:28.038+02:00Mistrz Kornel Filipowicz - wspomnienia w 100. rocznicę urodzin pisarza (1)<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEielBNtBzJ7PBEcDNWvr1H2p-lVQr1-IskGYMUuXJxqSntrUoz0l2nybov8nbxuPl3ZLOQEeFXaeLfQtHcjSO2nWsz9jqVBD61edxG-ChDyY4qTe9Rmwy1UUdsr1wJR2NDPe6r8PpvV-A/s1600/filipowicz+szymborska2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEielBNtBzJ7PBEcDNWvr1H2p-lVQr1-IskGYMUuXJxqSntrUoz0l2nybov8nbxuPl3ZLOQEeFXaeLfQtHcjSO2nWsz9jqVBD61edxG-ChDyY4qTe9Rmwy1UUdsr1wJR2NDPe6r8PpvV-A/s400/filipowicz+szymborska2.jpg" width="281" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">Kornel Filipowicz z Wisławą Szymborską, fot. Archiwum Prywatne Aleksandra Filipowicza</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Deszcz pada, pada, pada. Pada w dzień i w nocy. I w dodatku jest zimno. Stary kocur Murder, z wielkim kwadratowym łbem i małymi, pokiereszowanymi nieco w bojach uszami, cały pokryty krótkim, płowym, mimo wszystko zawsze bardzo starannie wypielęgnowanym futrem, drzemie ukryty w głębokiej wnęce piwnicznego okna. Nie będąc sam widziany, może w każdej chwili widzieć, co się dookoła niego dzieje. Siedzi w pozycji, która zapewnia mu najmniejszy kształt, najdoskonalszą nieruchomość, pozwala też uchodzić za rzecz nie zagrażającą nikomu, a w takie zimne dni jak dzisiaj zachować najlepiej ciepło własne. Kot Murder jest doskonale nieruchomy, ale nie jest cegłą, kamieniem, drewnem. Nie jest także gołębiem, wroną, psem. Ma bardzo mocne poczucie tego, że nie jest kotem innym, tylko właśnie tym, którym w tej chwili jest. Więcej - nie traci świadomości tego, kim jest, nawet gdy stoi naprzeciw człowieka. Ma więc bardzo silne poczucie tożsamości. Nazwałem Murdera starym kotem. To prawda. Murder ma ileś tam lat, ale to nic nie znaczy, gdyś Murder nie starzeje się. Był co prawda kiedyś, dawno, maleńkim, cichutkim miauczącym koteczkiem, ale potem, gdy dorósł, zatrzymał się i przestał się zmieniać. Nie wyleniał, nie skaprawiał, nie roztył się, nie wyrósł mu brzuch, jak na przykład wielu okolicznym psom. Jego ciało pozostało smukłe i gibkie, futro gładkie i lśniące. Źrenice jego oczu są czyste jak niebo o wschodzie słońca. Murder patrzy tymi oczami i widzi wszystko, w dzień i w nocy, od mrówki idącej po ziemi, aż do sowy, która przysiadła na krawędzi dachu. Patrzeniu poświęca Murder bardzo wiele czasu. Patrzy, gdy poluje, ale patrzy też, a by patrzeć. Doprawdy tak, jakby to co widzi - trawa, domy, ludzie, drzewa - było także jego pożywieniem (...).</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie pozostanie po nim ani jedna kostka, ani strzęp futra. Murder po prostu zniknie. Pewnego dnia nie zobaczę go siedzącego w okiennej wnęce, ani idącego powoli przez ogród. Żebym nie wiedzieć jak wpatrywał się, nie zobaczę już tego miejsca, w którym materia świata jest tak cudownie zagęszczona i tak doskonale uformowana w ruchomą, żywą, widzącą i czującą istotę. W opustoszałym powietrzu będę widział tylko ziemię, kamienie, trawę. Jeśli przestanę widzieć coś, co przedtem widziałem, to tak jakby mi odebrano rzecz, którą przedtem miałem. I będzie mi smutno.</i></div>
<i><br /></i>
<i><br /></i>Kornel Filipowicz, fragm. opowiadania "Kot w mokrej trawie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1977<br />
<i><br /></i>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-46087761500759090282013-10-26T21:15:00.000+02:002013-10-26T21:15:02.558+02:00Stopniowe wychylenia poza gumkę...<br />
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem ile czasu minęło, nawet mi się nie chce liczyć. Wieczność odosobnienia. Robiłam kilka podejść, ale za każdym razem odwracałam się od klawiatury chwytając za długopis i mój jarzębinowy notes na gumkę. Jak Wiesław Myśliwski w czytanej aktualnie przeze mnie książce "Ostatnie rozdanie". Wydaje mi się, że pewne myśli nie są w stanie wyjść dalej poza moje wewnętrzne przeżycia. Nikt lepiej niż ja sama się z nimi nie upora. Stąd to milczenie. W moim przypadku bywa ono remedium. Jeśli w ogóle na śmierć dostępne jest jakiekolwiek remedium. I nie jest tak, że nie było szczęścia w międzyczasie, ojjj sporo go, jednak coś mnie w tym szczęściu ograniczało. Pamięć. <i>Vis maior.</i></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-85473968542028835082013-05-10T23:58:00.000+02:002013-05-11T00:28:59.133+02:00Co z tą miłością zrobić<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUvLRzcDD7wYrin2i9k_WuVjCBwcg70D5z6VHMbiAiPKNBKSy9WGLJeXlpeVm-l5jo6P1VSRYc0tD88nVu7ZDorcfruRzlEUJTPHPRB9jSmcccARk1N8J_fukE4NWFhHunEzgokPDrTg/s1600/DSC03282.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="321" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUvLRzcDD7wYrin2i9k_WuVjCBwcg70D5z6VHMbiAiPKNBKSy9WGLJeXlpeVm-l5jo6P1VSRYc0tD88nVu7ZDorcfruRzlEUJTPHPRB9jSmcccARk1N8J_fukE4NWFhHunEzgokPDrTg/s400/DSC03282.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Rainer Maria Rilke w liście z 17 lutego 1903 roku do młodego poety Xavera Kappusa:<i> <b>Jeśli dzień powszedni zdaje się Panu ubogi, niech go Pan za to nie obwinia; siebie niech Pan oskarża, niech Pan sobie powie, że nie dość jest poetą, by wysławiać bogactwa codzienności</b></i><b>. </b></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez godzinę piłuję na polanie pień uschniętego modrzewia. Słońce nadaje miąższowi drewna przyjemną barwę. Są rzeczy, których ludzkie oko nie ma prawa oglądać (...)</div>
<div style="text-align: justify;">
Sunę po jedwabiu. Plusk wioseł w ciszy... Psy nie piszczały, kiedy wypłynąłem na pełne jezioro, i teraz biegną na południe. </div>
<div style="text-align: justify;">
Docieram do lodowego czopu, który pływa z dala od brzegu. Kostki lodu grzechoczą w słońcu. Trwam bez ruchu na chłodnym zwierciadle. O dwa metry od dziobu foka wystawia głowę i mnie obserwuje. Nie ma rąk i nóg, lecz coś starczego w oczach, jej spojrzenie jest równie głębokie jak jej włości. Mówię do niej, słucha, przygląda mi się z uwagą krótkowidza i daje nura."</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W różnych miejscach ludzie dopatrują się swojego szczęścia. Niektórzy aż "W syberyjskich lasach", jak Sylvain Tesson, autor powyższych słów. Najważniejsze to nauczyć się czerpać z bogactw codzienności, zupełnie się oddać przyjemności patrzenia i odczuwania. Dziś odwiedziła mnie koleżanka, z Kornwalii. Zauważyła gburowatość w naszych sklepach, nieprzyjemność w miejscach, gdzie trafiała na ludzi. Woli spacerować z dzieckiem godzinami, niż ocierać się o tę chropowatość dnia, jaką większość kreuje, zarażając jeden drugiego. Coraz częściej przyroda i samotność przychylniejsza jest szczęściu. Ludzie łatwo zabijają dzień. Wszędzie pełno narzekań. Uśmiechy pod ladą. Surowość. Niedostępność. Brak empatii. Ciągła negacja. Coraz rzadziej życzy się miłego dnia.<br />
<br />
A w domu mam tyle miłości. Oszalałabym bez niej.<br />
<br />
- Ale ja cię kocham mamo! - rzuciła mi się na szyję Lola przed snem.<br />
- Ja ciebie też kochanie! - wtuliłam się prawie na bezdechu.<br />
- Ale ja inaczej, ja tak bardzo, że aż nie wiem co powiedzieć i co z tą miłością mam zrobić.<br />
<br />
Gdyby tak cały świat nadmiarem miłości wzdychał. <br />
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-34171735937652590552013-05-07T23:34:00.000+02:002016-02-01T13:04:18.371+01:00Żyła chwilą, ale precyzyjnie i z bliska - wspomnienie Wisławy Szymborskiej w kwartalniku "sZAFa"<br />
<table border="0" cellpadding="0" cellspacing="0" id="AutoNumber1" style="border-collapse: collapse; width: 100%px;"><tbody>
<tr><td align="left" valign="top" width="47%"><div align="center">
<span style="color: black; font-size: medium;"><b>Żyła chwilą, ale
precyzyjnie i z bliska – wspomnienie Wisławy Szymborskiej</b></span></div>
<div align="justify" style="line-height: 200%;">
<br />
<span style="color: black; font-size: x-small;"><span style="font-size: small;">Przez całe swoje życie Wisława
Szymborska posiadała godny pozazdroszczenia dystans do świata i
wszystkiego co ma wpływ na jego przeżywanie. Począwszy od spraw
istotnych, o filozoficznym podłożu, przyjaźniach, zobowiązaniach,
poprzez najważniejsze nagrody świata i polityczne uwarunkowania, a
skończywszy na autoironicznym podejściu do siebie samej i dziwactw,
które ją szczerze ujmowały. Nigdy, nawet po otrzymaniu Nobla w 1996
roku, nie zmieniła nastawienia do życia zaznaczając swoją pozycję
słowami:<i> ja chcę być określoną osobą, a teraz widzę, że chcą ze
mnie zrobić osobistość. Instynkt mi mówi, że to jest
niebezpieczeństwo.</i> Poczuwała się do nie przekraczania pewnych
granic, które były jej obce i do szczęścia niepotrzebne. Potrafiła
nie ulegać tak samo stanowczo, jak ulegać. Żyła chwilą, ale
precyzyjnie i z bliska. Istotę i ważność skupiała na istnieniu,
obmyślaniu świata, co robiła niespiesznie, z empatią, właściwym
sobie zadziwieniem i zachwytem. Ubolewała nad tym, że coraz częściej<i>
żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie i krótszymi zdaniami.</i></span><br />
<br />
<span style="font-size: small;">Często wracam do osoby Poetki, nie tylko kiedy potrzebuję jej
poezji. Lubię na nią po prostu patrzeć, odprężać się w Jej
towarzystwie podczas powrotów do filmów dokumentalnych z jej
udziałem: „Chwilami życie bywa znośne”, „Radość pisania” czy „Koniec
i początek”. Pełna jest w swoich ruchach delikatności, lekkości i
kruchości motyla. Motyla, który jest symbolem czegoś bardzo
radosnego, subtelnego i nieuchwytnego. Samo patrzenie na nią uwalnia
sympatię. Sposób w jaki wybucha niepohamowanym śmiechem, w jaki
skrywa usta za pomarszczoną drobną dłonią, jest czymś niezwykle „szymborskim”,
jakby lekko wstydliwym obnażeniem własnej nieposkromionej radości,
przed dokuczliwością i nieznajomością poniektórych płaszczyzn świata
nowoczesnego. Urzeka skromnością, bezpośrednim stosunkiem do rzeczy,
szczegółów i absurdów. W filmie Katarzyny Kolendy – Zaleskiej patrzę
na Jej sposób bycia podczas podróży we Włoszech, na Sycylii, w
Katanii u podnóża Etny, w Corleone, w Wenecji, w Bolonii na
uniwersytecie, gdzie wita ją sam Umberto Eco. Wśród kwiatów,
zabytków, w słońcu, w deszczu, z filiżanką czy papierosem, który nie
odbiera jej uroku. Wszędzie uśmiechniętą, chętną do zwiedzania,
zapamiętywania szczegółów i upamiętniania obrazów z podróży takich
jak choćby nazw miast na metalowych tabliczkach, pod którymi
uwielbiała się fotografować. Miała też zwyczaj kupowania pamiątek
dla przyjaciół, więc dalej chętnie towarzyszę jej w zakupach, jestem
świadkiem opowieści o kiczowatych bibelotach, jakie zwożą jej z
całego świata znajomi, a które zalegają w niewielkim mieszkaniu. W
nim też odgrywa się rzecz niewielkiego jak się okazuje dramatu. W
jednej z sześciuset szuflad, gdzieś pomiędzy pocztówkami, listami,
nagrodami, wyróżnieniami i wycinkami z gazet, błąka się złoty Nobel.
W swej istocie bardzo na równi traktowany z pozostałymi skarbami
obszernych półek. Wisława spokojnie okazuje zdumienie, jakoby nie
maczała palców w jego utracie, a w momencie aktu odnalezienia każe
go włożyć Michałowi Rusinkowi ponownie do szuflady, gdzieś tam
między Borzęcinem a Krynicą Górską.<br />
<br />
Taką właśnie Ją lubię wspominać. Zdolną do zwyczajności, anegdot,
psot i nietuzinkowych prezentów, którymi obdarowywała przyjaciół nie
tylko podczas historycznych już loteryjek. Osobisty sekretarz
opowiadał w którymś z filmów, jak musiał zakupić znajomym poetki
ogrodową owieczkę naturalnych rozmiarów ( wymarzony przez nich
kelner uległ zniszczeniu i trzeba go było czymś zastąpić) i co
najważniejsze w tej opowieści, zawieźć zgodnie z zaleceniami
Szymborskiej, bezszelestnie, najlepiej na zgaszonym silniku i
wstawić niezauważalnie do ich ogrodu. Z kolei Bronisław Maj
wspominał słynne zupy, które to były podawane w dziwaczny sposób.
Najpierw goście dostawali wrzątek w miseczkach, a później, w
kosztownych wazach na stół wnoszono zupę w proszku. Sporo uśmiechu
wywoływała też pocztówkami i wycinankami, którymi obdarowywała
najbliższych, nie zważając na sugestie, że niektórych rzeczy podobno
nie wypada czynić noblistce. Bawić się w kolaże czy popełniać te
wszystkie limeryki, moskaliki i dystychy. Radował ją lekki humor,
momentami wyszukany absurd, drobna przyjemność obdarowania i silnych
więzi przyjacielskich. Taka była na co dzień. Widywana w
towarzystwie ulubionego, ohydnego chińskiego termosu na wrzątek,
prosiaka pozytywki z korbką w postaci świńskiego ogona czy damskiej
nogi z marcepanu.<br />
<br />
Również życie literackie traktowała jak wszystko inne, z dystansem i
potrzebą wydobywania zewsząd rzeczy pomijanych, szczegółów
niezauważalnych, co widać nie tylko w poezji, ale też w felietonach
z „Lektur nadobowiązkowych” czy zbiorze „Poczty literackiej”, który
powstał z listów do redakcji „Życia Literackiego”, z którym to Poetka była związana zawodowo przez piętnaście lat. W różnych
odsłonach. Początkowo jako szefowa działu poezji, odpowiedzialna za
wybór debiutantów, z czasem zaczęła anonimowo odpowiadać ( na
przemian z Włodzimierzem Maciągiem) na masę korespondencji od
aspirujących do miana literatów czytelników. Oczywiście wszystko w
charakterystycznym sobie tonie sympatycznej ironii i ciągłej obawy
czy kogoś nie urazi. Z czasem świadomość bycia wyrocznią zaczęła jej
ciążyć, chyba też trochę ją nudzić, co pokryło się z oddaniem w
geście solidarności legitymacji partyjnej i ku własnemu zadowoleniu,
z redaktorki stała się felietonistką, w przewadze na gruncie
literackim.<br />
A czytelniczką bywała niewybredną, bezinteresowną i otwartą na
lektury odrzucane już z racji czasem samego tytułu. I choć w wieku
czternastu lat miała już przeczytanego całego Dostojewskiego, to
nigdy podczas swojej podróży czytelniczej nie klasyfikowała
literatury na dobrą i gorszą, ważną i mniej ważną. Stąd taka
różnorodność w jej felietonach do rubryki „Lektur nadobowiązkowych”,
od Salvadora Dali, poprzez Tomasza Manna, George Sand, Juliusza
Verne, aż po szaleństwa królów, kamienie szlachetne, vademecum
turysty pieszego, wyrazy wątpliwe czy abc męskiej elegancji. Nie
ulegała falom księgarnianych nowości, ani żadnym naciskom, pisząc
przez blisko trzydzieści pięć lat ( z przerwami ) o tym co bliskie
jej światu, jej poglądom, czyli przede wszystkim o „sprawach i
rzeczach niekoniecznych, pomijanych czy uznanych za drugorzędne”.<br />
<br />
Wisława Szymborska nie ukrywała nigdy faktu, że jest poetką pewnej
prostoty. Ale nawet kiedy ucieka się do klusek ze skwarkami, muszek,
robaczków czy innych minimalizmów świata całego, to jest w tej
prostocie wiersza ukryta komplikacja najważniejszych myśli.
Remedium, którym zatrzymuje ogrom pędzącej materii. Uspokaja nim,
ale nie usypia, raczej pobudza czujność, prowokuje reminiscencje. Z
uporczywością zadaje pytania, które rysują się ciągiem braku
odpowiedzi, co nie nadaje jej poezji moralizatorskiego tonu, jedynie
zaprasza do wspólnego zastanowienia się nad tym co w życiu istotne.<br />
Dręczyło ją wiele niewyjaśnionych filozoficznych myśli, jak każdego
człowieka, tym bardziej poetę. Często ulegała nagłej potrzebie
ucieczki w samotność. Szczególnie sama ze sobą pragnęła być w
chwilach trudnych i ważnych, by nie dopuścić do zbytecznego
emanowania słabościami. Wyraźnie się pilnowała. Uważała że wszystko
co ma o sobie do powiedzenia, jest zawarte w jej wierszach. Że nie
potrzebuje siebie dopowiadać. Jednak po przeczytaniu maszynopisu
książki „Pamiątkowe rupiecie” Anny Bikont i Joanny Szczęsnej jakby
nie była pewna czy uzewnętrzniając tylko tę pozytywną aurę była w
pełni sobą. Zastanowiła się: <i>Czy ja naprawdę taka jestem? Życie
miałam właściwie szczęśliwe, jednak było w nim wiele śmierci, wiele
zwątpień. Ale oczywiście ja o sprawach osobistych mówić nie chcę, a
też nie lubiłabym, żeby mówili inni. Ja mam do ludzi inną twarz,
dlatego pokazują mnie od strony anegdotycznej, jako osobę wesołą,
która nic, tylko wymyśla najróżniejsze gry i zabawy. To, że inni
mnie tak widzą, to moja wina. Pracowałam długo na ten wizerunek. Bo
jak mam zapaści, zmartwienia, to do ludzi nie wychodzę, żeby nie
pokazywać ponurej twarzy. I wygląda, jakbym prowadziła życie
motylka, jakby życie nic, tylko głaskało mnie po głowie.</i><br />
Porównując się do motyla dała jasno odczuć jak trudno momentami było
jej być tym kim była. Jak istotne było dla niej to, by nie zawieść i
mieć swą poezją ciągły wkład w zadowolenie z życia innych, nie tylko
Woody Allena, który jej głośno za to właśnie podziękował. I ja
również przychylam się do tych podziękowań, bo Wisława Szymborska to
nie tylko poezja, to nietuzinkowa osobistość, postawa życiowa i po
prostu dobry człowiek, któremu warto się bliżej przyjrzeć.</span></span></div>
</td>
<td align="left" valign="top" width="1%"></td>
</tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
http://szafa.kwartalnik.eu/46/htm/presents/sznapka.html<br />
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-37520912687787262222013-04-18T00:13:00.001+02:002013-04-18T00:34:32.541+02:00"Pani Dalloway powiedziała,że sama kupi kwiaty"<br />
<div style="text-align: justify;">
Wszystko zaczyna nabierać barw. Zieleni w pierwszej kolejności. Z każdej strony doszukuję się koloru harmonii. Mało denerwujące stały się dziury, im wolniej wiejską drogą dojadę do pracy, tym więcej mam w sobie ciepła dla innych na cały dzień. Przed domem krokusy, zalążki tulipanów, w domu hiacynty i kwitnące storczyki, w pracy żonkile. Mnóstwo planów, ale w odpowiednim tempie. Wiosną się częściej zatrzymuję, tylko po to, by odczuwać i widzieć więcej. Z niecierpliwością czekam na kolejny poranek, kawę przy kuchennym oknie, i skubanie trawy przez sarny. Ten widok noszę w sobie przez cały dzień pracy i nawet nie wiem kiedy znów stoję przy oknie w kuchni. A wieczorami nadal uparcie zatapiam się w zielenie, co Virginii się udzieliło. Pięknie jej w tych barwach. A <i>Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRlLtw1MHWDzGDVvvhAsiJ7fDsTzOoR9CdMSlfypsyjSNSBigzUMixRSg9lx6jKeeHX3gZSo6D9V1TPF_7Bz74qil5W17HhOl3yhXCAtgc9lHCeuWA2ex3k-T73M83E8PX2eUEHlEm_Q/s1600/notes+Virginia1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRlLtw1MHWDzGDVvvhAsiJ7fDsTzOoR9CdMSlfypsyjSNSBigzUMixRSg9lx6jKeeHX3gZSo6D9V1TPF_7Bz74qil5W17HhOl3yhXCAtgc9lHCeuWA2ex3k-T73M83E8PX2eUEHlEm_Q/s400/notes+Virginia1.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3kPdfPGL9SxiRSbLhRk5BI8HnzlmcwOXB0woi0iMhr7gBhNzQBuenCmEn55dhgQ183dy6cFBuRApXUC3HCKSVpFxGfDPKqj1mtT5jNIyNbinrdauythvesGLroTssV8gFFbXSozkC5g/s1600/notes+Virginia5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3kPdfPGL9SxiRSbLhRk5BI8HnzlmcwOXB0woi0iMhr7gBhNzQBuenCmEn55dhgQ183dy6cFBuRApXUC3HCKSVpFxGfDPKqj1mtT5jNIyNbinrdauythvesGLroTssV8gFFbXSozkC5g/s400/notes+Virginia5.jpg" width="333" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX8VGqGYz0X1l6g9st7A9szObpxckfTH1LmiOO3q1HXiEhDayEvsn-s3kjIgIEJuwtBn_ID1Zn012IhdPVWBCFPVMilH7fr3Y5Q70jjsL5rmLidshQeWL7lfyl86zRAgyu6PxaZL7bdg/s1600/notes+Virginia6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="270" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX8VGqGYz0X1l6g9st7A9szObpxckfTH1LmiOO3q1HXiEhDayEvsn-s3kjIgIEJuwtBn_ID1Zn012IhdPVWBCFPVMilH7fr3Y5Q70jjsL5rmLidshQeWL7lfyl86zRAgyu6PxaZL7bdg/s400/notes+Virginia6.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ52dM_XaonJeJzuYlRY-n4IeqCkunQx06KCpVE9rFYKivwzt-jbWNidjwoyYFl_5E240s1PyigFMwCH0xyOEScKIdsvhzylpFCsbThQAZxJTMYzj38dE_j9b3nFUvMuoK7HCUgMcTrw/s1600/notes+Virginia4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="362" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ52dM_XaonJeJzuYlRY-n4IeqCkunQx06KCpVE9rFYKivwzt-jbWNidjwoyYFl_5E240s1PyigFMwCH0xyOEScKIdsvhzylpFCsbThQAZxJTMYzj38dE_j9b3nFUvMuoK7HCUgMcTrw/s400/notes+Virginia4.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBNeQf7btPTfSuCo8ee9KHeX0uMLqxTnB8xgErJlYMmX-DySz5F2Q17SczWA5daDxOb3ONs66IRlWRQTJfbWerPFTGVeXR28eFchHGQ0kW9nfJo2LDkv4yJrLw2ByTZaJOFp2f4kGJYA/s1600/notes+Virginia3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="276" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBNeQf7btPTfSuCo8ee9KHeX0uMLqxTnB8xgErJlYMmX-DySz5F2Q17SczWA5daDxOb3ONs66IRlWRQTJfbWerPFTGVeXR28eFchHGQ0kW9nfJo2LDkv4yJrLw2ByTZaJOFp2f4kGJYA/s400/notes+Virginia3.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
"Bo prawdą jest, że ludzie mają w sobie tylko tyle dobroci, tyle wiary, tyle miłosierdzia, ile im potrzeba, by zwiększyć rozkosz chwili" - Virginia Woolf, "Pani Dalloway" (przeł. Krystyna Tarnowska)<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Notes został wykonany przeze mnie na zamówienie. Wielka to dla mnie przyjemność dzielić się miłości do Virginii, i obecną do zieleni. Mam nadzieję, że będzie zawierał w sobie same pozytywne myśli. Trudno mi było się z nim rozstać (jak ze wszystkimi pracami :), ale już doszły mnie wieści, że dotarł, nigdzie nie zaginął, spodobał się i na pewno będzie mu w nowej szufladzie dobrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś trafiłam na stronie Krytyki Politycznej na cytat dnia, który zostaje w temacie Virginii i świadomego wykorzystywania dnia, rzeczywistości, codzienności...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Kiedy więc każę Wam zarabiać pieniądze i zdobyć własny pokój, w istocie proszę Was o to, byście żyły świadome rzeczywistości, a więc wiodły żywot fascynujący, niezależnie od tego, czy uda Wam się przekazać innym jego treść".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zatem do fascynacji moje Drogie Panie :)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-129535961796476744.post-49563284321726969312013-04-02T01:48:00.002+02:002013-04-02T13:57:06.508+02:00"Dlaczego wyobrażamy sobie że zestarzeją nam się godnie"<br />
<div style="text-align: justify;">
Zniknęłam na jakiś czas. Potrzebowałam ciszy i samotności. Nadal jej potrzebuję, ale powoli, z pomocą rodziny, przyjaciół i bliskich znajomych wychodzę z cienia straty, smutku i odosobnienia. Niezbyt mi spiesznie. W chwilach, kiedy stykamy się ze śmiercią kogoś bliskiego, to odczucia zupełnie normalne, i co ważne potrzebne. Nie uciekam od nich, dałam sobie czas na łzy i ból. Zawiesiłam w swojej czarnej przestrzeni pytania na wątłych nitkach emocji, mijam się z nimi każdego dnia, i próbuję budzić się z gotowymi odpowiedziami. Bezskutecznie. Dziura w sercu się tylko powiększa od analiz, wszystko przelatuje przeze mnie w niezrozumieniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy człowiek doświadcza ostatniego pożegnania z rodzicem, przemijalność mocno doskwiera. Świadomość utraty chwil, które wydają się na stałe wrysowane w schemat życia, które powinny trwać nieskończenie, po prostu łamie serce. Tata w moim życiu nie był zawsze obecny, tak jak i ja w jego, pogubiliśmy się w relacjach, potrzebowaliśmy czasu by sobie wybaczyć, by zrozumieć siebie nawzajem. Udało się, ale dziś nie odczuwam pełnej satysfakcji. Zbyt krótko trwały te piękne chwile, zbyt szybko się wszystko skończyło. Nie umiera się w wieku pięćdziesięciu sześciu lat. </div>
<div style="text-align: justify;">
W cztery dni odebrano mi człowieka, o którego walczyłam kilkanaście lat. Zdążyłam się jedynie pożegnać, wydawało mi się, że uścisnął moją dłoń, choć nie wiem czy to w śpiączce możliwe. Potem dałam się z intensywnej terapii wyprosić, czego żałuję, bo miałam prawo tam być. Do samego końca. Momentami czuję się ukarana za opieszałość, dumę, wewnętrzne milczenie i snucie planów na przyszłość, bez brania pod uwagę śmierci. Kiedy ona ma prawo zaskoczyć przy śniadaniu, a ja taka głupia byłam i sobie myślałam, że wiecznie będzie mnie oszczędzać. Wiele nauczyła mnie ta nasza relacja. Nie warto marnować dni na uprzedzenia, dusić w sobie miłość, zamykać się na istotę rodziny jako całości, nawet jeżeli została ona kiedyś rozdzielona. Ma prawo istnieć, skalana błędami, ale nasza. Niezastąpiona. Piękna. Ważna. Każda wyciągnięta ręka nie pozostaje zupełnie obojętnie ominięta. Czasem tylko ludzie czekają by ją pochwycić. Drżą, odczuwają wstyd, niepewność, lęk, strach przed odrzuceniem miłości. Ale o tym dowiadujemy się zazwyczaj po ich śmierci. Stopniowo dociera do nas coraz więcej niewypowiedzianych słów. Nie zamykajmy się na to, co w jednej chwili może nam zostać odebrane. Rozmawiajmy. Dużo rozmawiajmy. Niedokończone rozmowy bolą mniej niż te nigdy nie zaczęte. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sięgnęłam w tym trudnych chwilach po książkę "Dowód" Ebena Alexandera, prawdziwą historię neurochirurga, który zapadł w stan śpiączki na siedem dni, i podobno widział coś więcej. Pomaga mi, ale tylko na ten czas, kiedy bywam w obecności innych, w samotności odrzucam na razie tłumaczenia o życiu po życiu, bo najzwyczajniej w świecie ból na takim etapie zabija głębsze rozważania, najnowsze odkrycia nauki o mózgu czy świadomości, która z relacji ludzi będących po drugiej stronie, pozbawiona pamięci i tożsamości żyje nadal w lepszym wymiarze. Może z czasem oprócz znaków na cmentarzu, tata przekona mnie skutecznie o tym, że myślenie nie jest domeną mózgu, że ma się tam dobrze i niczego mu z życia materialnego nie brakuje. To pierwsza najbliższa memu sercu osoba, z którą przyszło mi się pożegnać, więc jemu przypada anielskie nade mną czuwanie i o tym wszystkim przekonywanie. Tymczasem walczę z bezsennością i nadmiarem pytań, które mnożą się i zapychają mój ziemski, mierny, niepocieszony mózg. </div>
<br />
<br />
<b>Ojcowie</b><br />
<br />
<i>Dlaczego wyobrażamy sobie</i><br />
<i>że zestarzeją nam się godnie</i><br />
<i>W melonikach Z fajkami Na zapiecku</i><br />
<i>Dlaczego liczymy na to</i><br />
<i>że na ich wątłe barki</i><br />
<i>przerzucimy ciężar pytań</i><br />
<i>na które nie ma odpowiedzi</i><br />
<i>A przecież takie najczęściej</i><br />
<i>zadają nam wścibskie pociechy</i><br />
<i>Dlaczego myślimy że będą stukać</i><br />
<i>na maszynach rozprawy o kwestii smaku</i><br />
<i>Proustowskiej magdalenki</i><br />
<i>nam pozostawiając martwe światło</i><br />
<i>ekranów komputerowych</i><br />
<i>Dlaczego naiwnie wierzymy</i><br />
<i>że zawsze nam się będą dwoić i troić</i><br />
<i>że będą tańczyć swój łabędzi taniec</i><br />
<i>jak czarno-biali starsi panowie</i><br />
<i>Starsi Panowie dwaj</i><br />
<br />
/Renata Putzlacher/<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Ojciec</b><br />
<br />
<i>Idzie przez moje serce</i><br />
<i>stary ojciec</i><br />
<i>Nie oszczędzał w życiu</i><br />
<i>nie składał</i><br />
<i>ziarnka do ziarnka</i><br />
<i>nie kupił sobie domku</i><br />
<i>ani złotego zegarka</i><br />
<i>jakoś nie zebrała się miarka</i><br />
<i><br />
</i><br />
<i>Żył jak ptak</i><br />
<i>śpiewająco</i><br />
<i>z dnia na dzień</i><br />
<i>ale</i><br />
<i>powiedzcie czy może</i><br />
<i>tak żyć niższy urzędnik</i><br />
<i>przez wiele lat</i><br />
<i><br />
</i><br />
<i>Idzie przez moje serce</i><br />
<i>ojciec</i><br />
<i>w starym kapeluszu</i><br />
<i>pogwizduje</i><br />
<i>wesołą piosenkę</i><br />
<i>I wierzy święcie</i><br />
<i>że pójdzie do nieba</i><br />
<br />
/Tadeusz Różewicz - 1954 r./<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Dziękuję wszystkim, którzy wsparli mnie słowem i czynem w tym trudnych dla mnie chwilach. Naprawdę sporo dobrego od rodziny i bliskich mi ludzi dostaję. Jestem Wam niezwykle wdzięczna za ostatnie dwa tygodnie. Za każde słowo, które ma dla mnie tak olbrzymia wartość, za ciepłą myśl, telefony, e-maile. Doświadczyłam wielkiej siły wsparcia. Dziękuję!</div>
<br />Vihttp://www.blogger.com/profile/11470153527791173276noreply@blogger.com