2009-04-26

Dostałam skrzydeł

Uśmiech nie schodzi z ust, mam energii za dwóch, pięciu, a może i tysiąc, bo trzymam w dłoniach to:

  

"7 kolorów tęczy" Moniki Sawickiej, jeden z pierwszych egzemplarzy, jeszcze intensywnie drukiem pachnący, a w nim... moje konkursowe opowiadanie "Noc Aniołów".
Nie muszę chyba pisać jak się czuję? Tego nie da się opisać. To trzeba przeżyć, żeby zrozumieć, jak rodzi się dziecko nie będące dzieckiem z krwi i kości, tylko składające się ze stron i słów.

Idę świętować dalej (czytaj: przeglądać, wertować, wąchać, podczytywać, wpatrywać się w okładkę, przednią i tą piękniejszą tylną, z lewej, z prawej , z profilu, w świetle dziennym, nocnym, w wannie, pod kołdrą )


Dziękuję Monice Sawickiej za ten Konkurs i za jej anielskie skrzydła, którymi od dwóch lat mnie przytula, mimo iż jej samej czasem nie ma kto przytulić.
Dziękuję jurorom, za trzecie miejsce.
Dziękuję mężowi za miłość i wsparcie we wszystkim co robię.
Dziękuję dzieciom, za uśmiechy jakimi obdarowują mnie każdego dnia.
... to Wasza trójka dała mi siłę do napisania tego opowiadania, w którym każdy z Was znajdzie siebie... kocham Was!!!

Dziękuję też Mamie, Babci, Siostrze, Teściom, Szwagrowi i jego rodzinie, oraz Przyjaciołom, znajomym i duszyczkom blogowym, za to, że jesteście ze mną w takich momentach i przyjmujecie na siebie mój uśmiech.
Dziękuję.

Wasza świeżo uskrzydlona
Virginia

 
                                    

2009-04-23

Korridą po książki

Dziś Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich.
Biorę byka za rogi (czytaj taczki w dłonie) i nie ma mnie. Jadę zaraz do Empiku i zamierzam coś nabyć, bo tylko dziś kupując 3 płaci się za 2, więc  jeśli ktoś jeszcze nie wiedział, to teraz już wie.
Przeczytałam też, że do każdego zakupu różę dodają. Zupełnie jak w Hiszpanii... ale niespodzianka !!! Miło, że w końcu Dzień Książki w Polsce zaczyna przypominać pomału te w innych krajach, choć jeszcze daleko nam do np. Londynu, gdzie są księgarnie, w których na co dzień można mieć 3 książki płacąc za dwie... ach, że my tacy zacofani w czytaniu jesteśmy. Szkoda.
A w Hiszpanii, gdzie narodził się pomysł na takie celebrowanie czytelnictwa, dziś mają święto narodowe i wszyscy czytają. Zatem dziś wlewam w duszę odrobinę hiszpańskiego temperamentu i lepiej , żeby pan od kręgosłupa miał dla mnie dobre informacje, bo jak nie to z byka go potraktuję :)

Zatem miłego dnia kochani.
Kto zakupi dziś jakąś książkę proszę się natychmiastowo pochwalić. Albo chwalcie się takimi, które macie w pamięci... Które wpłynęły na Was jakoś specjalnie... Które pokochaliście od pierwszych stron.



2009-04-16

Chwilowo się kręcić przestałam

Przegrałam. Poddaję się. Pójdę na kolanach do Częstochowy tylko niech ktoś wymieni mi kręgosłup. Na lepszy model. Najlepiej od zaraz, albo nawet od wczoraj.
Stary się już nie nadaje do niczego, strasznie boli, nie pozwala w nocy spać i zastrajkował na dobre. Do strajku namówił też lewą nogę i prawą rękę. Oflagowały się mendy i drętwieją, tracą siły w najmniej odpowiednich momentach.
Jak tak dalej pójdzie to niedługo moje dzieci będą matkę trzydziestolatkę na wózku pchać... jasny gwint nie poddam się... słońce świeci, jabłonie kwitną, taras mam prawie gotowy... chcę mieć siły na grę w piłkę, jazdę na rowerze i skakanie w gumę z Lolą. A tymczasem, żeby wykonać proste czynności muszę nafaszerować się lekami jak indyk warzywami na boże narodzenie.

W przyszły czwartek mam wizytę u lekarza.

I nie ma drogi panie, że dwie minuty, stówę na stół, do widzenia, następny.
Ja chcę wiedzieć co mi jest i co mi będzie.
... tak proszę pana, mam to genetyczne odziedziczone po babci, prababci i praprababci.. tak, chodziłam na szpilkach mimo, iż nie mogłam... tak, nosiłam kilka lat ciężkie kartony wypchane po brzegi kosmetykami, bo byłam głupia i myślałam, że mnie genetycznie ominęło.. tak, mam w domu dwa misie koala i oby dwa wisiały na mnie dosyć długo, a ja nie miałam sumienia odrywać ich od matki... tak, lubię szaleć z dziećmi i skaczę ukradkiem, jak sąsiedzi nie widzą, na trampolinie wysoko ku niebu i śmieję się głośniej od moich dzieci... a podobno śmiech to zdrowie.
Tak, chcę być zdrowa i nie chcę już przeżywać bóli porodowych lędźwiowych co miesiąc wraz z przyjazdem troli. Tak, będę już grzeczna i pracę w terenie zamieniam pomału na pracę siedzącą. Wdrażam się, szkolę, i od nowego roku myślę, że starą pracę na nową będę mogła zamienić. Poniekąd z konieczności. Poniekąd z wyboru.
To tyle skargi na dzisiaj...

A ze spraw przyjaznych mojej duszy, doczekać się już nie mogę na Światowy Dzień Książki. Przeglądam wszystkie możliwe księgarnie internetowe i porównuję oferty specjalne jakie na ten dzień proponują. Empik na przykład daje 3 książki, a płaci się za 2.
Oferta podlega wielokrotności, więc lepiej żeby mi ktoś kartę odebrał tego dnia, bo mogę wpaść w dziki szał, a że nosić mi nie wolno, to z taczkami tam wparuję :)
Ale aż się chce zasiąść w wiklinowym fotelu na nowym tarasie, który wygląda jak molo prowadzące do morza ... zatopić się w lekturze, usta zanurzyć w ciepłej kawie, po czym usłyszeć po kilku linijkach ....mamooo, chcem się uśtać, mamooo chcem do piasiu, mamooo mam siusiu, mamooo chcem skakać ... mamooo, mamoo, mamoo .

Czym byłby dzień bez dzieci?
Byłby ciszą.
Czy chcę tej ciszy?
Jeszcze nie teraz.

p.s bardzo wszystkim dziękuję za życzenia świąteczne, zarówno te na blogu jak i na skrzynce mailowej.

Dobrej nocki
 
 
 

2009-04-12

Wesołego Alleluja

Niechaj nadchodzące Święta przyniosą Wam radość i wewnętrzny spokój,
pozwolą na chwile wypoczynku i refleksji, na które brakuje nam czasu;

niech promienie słoneczne wypełnią Wasze dusze wiosennym blaskiem
i pozwolą na spontaniczne szczere uśmiechy;

niechaj Święta te będą czasem odpoczynku od zgiełku współczesnego świata i przyczynią się do tego, że z nowymi siłami, a przede wszystkim z nadzieją podejmować będzie można kolejne życiowe decyzje;

i zdrowia dużo ...
i wielkanocnych pisanek ...
i szynki z chrzanem ...
i wiadra wody dla ochłody ...

Wesołego Alleluja !!!
życzą

Kurka Virginia, jej Kurczak
i ich pisklęta 


2009-04-08

Ludzie o nieswoich duszach

Wielu ludzi na świecie choruje. Na różne choroby.
Tak naprawdę to każdy jest na coś chory.
Albo na ciało, albo na duszę.
Ciało umiera, więc zrozumiałe poniekąd jest, że większość z nas nie dba o nie, ale dusza podobno żyje, zatem czemu nie dbamy o to by była wiecznie kwitnącym kwiatem? Czemu o niej zapominamy, czemu jej nie pielęgnujemy, nie doglądamy, nie przesadzamy? Czemu pozwalamy by obsiadły ją mszyce? By uschła.
Często przyglądam się różnym ludziom. I z przykrością stwierdzam, że wielu z nich nie ma duszy... To tak, jakby umarli za życia.
Zostaje tylko ciało i wyuczone jak tabliczka mnożenia schematy dnia.
... Pobudka. Silna kawa. Noga na pedał gazu. Praca. Zdrada. Praca. Alkohol. Dom. Pieniądze. Jedzenie na wynos. Półsen...

Każdy kolejny człowiek natykający się na takiego bez duszy żyje podobnie, i tym oto sposobem usycha dusza za duszą. Żyjemy nie tak jak podpowiada nam nasze wnętrze, tylko tak jak żyje sąsiad, przyjaciel, stary kumpel z podwórka... pędzimy gdzieś... bo wszyscy tam pędzą. Ale dokąd? Czy ktoś wie dokąd? Czy to w ogóle kogoś interesuje dokąd?
Żyjemy nie dla siebie. Żyjemy dla innych. Karmimy obce dusze, a nasze głodzimy. Klaszczemy kiedy wszyscy klaszczą, śmiejemy się kiedy wszyscy się śmieją, nie płaczemy, bo wstyd. Wszystko wiemy, wszędzie byliśmy, wszystko widzieliśmy, nic nie jest nam obce. Takie komary napełnione cudzą krwią.
Ludzie o nie swoich duszach.

Boimy się mówić o tym, co czujemy, co myślimy, bo... co ludzie powiedzą?
Boimy się inności. Odmienności, bo ona jest już dziwactwem.
A tak naprawdę boimy się siebie.
I idziemy na łatwiznę, bo dusza ogólnospołeczna jest łatwiejsza do życia.
Jest bezproblemowa.
Jest akceptowana.
Jest glamour...
Nie trzeba się wówczas wysilać i tworzyć własnego "ja".
I nie trzeba za to "ja" odpowiadać.

... a ja jednak chyba wolę się wysilić 



2009-04-04

W telegraficznym skrócie

Charlie ma jutro urodziny. STOP. Od tygodnia jestem chora. STOP. Myślałam, że się wyzbierałam już, ale nadal stan mojego przekichanego wieczoru jest kiepski. STOP. Kiepski ponieważ wczoraj w krótkim rękawku umyłam 5 normalnych okien i 4 duże tarasowe, bo wydawało mi się, że już dłużej tego widoku nie zniosę. STOP. W związku z tym, dziś robiąc zakupy trzęsłam się z zimna przy 21 stopniach. STOP. Fala infekcji zrobiła nawrót i cierpię. STOP. Cztery godziny temu dom opuścili koledzy Charliego. STOP. Jeszcze mi huczy w głowie. STOP. Nie byłam w stanie odmówić im godzinnej zabawy w chowanego. STOP. Zasnął z uśmiechem na ustach. Uroczy widok. STOP. Jutro ciąg dalszy urodzin i nadjedzie dziesięć sztuk rodziny. STOP. Chomik już pochowany. Nie zmartwychwstał. STOP. Chyba nie kupiłam sera do sałatki. STOP. Znowu zimno mi w stopy. STOP. Wymarzony taras rośnie w oczach. Jeszcze dwa tygodnie i wyjmę leżaki. STOP. Sześć suszarek prania jest złożonych i gotowych do prasowania. STOP. Nowa asystentka od dwóch dni nie odpowiada. Nie mam sił szukać nowej. STOP. Nie wiem co się ze mną dzieje, że zasypiam w wannie. STOP. Wypadało by pochować już czapki, kurtki i zimowe buty. STOP. Nie ma chętnych, żeby pomyć zimowe buty. STOP. Zamówiłam tort dla 12 osób, a będzie nas 14. STOP. Sylvia Plath fascynuje mnie coraz bardziej. STOP. Miałam umyć podłogę, a piszę telegram. STOP. W pracy dostałam premię. Jednorazową. STOP. Premii już nie ma. Zamówiłam dzieciom piaskownicę. Reszta wypłaty poszła w taras. STOP. A nadal nie mam odpowiedniego kremu na dzień. Stary mnie wkurza, bo się łuszczę. STOP. Miałam jutro nie szaleć z przygotowaniami, a znowu mnie poniosło. STOP. Czemu ja nie umiem uraczyć gości samymi kanapeczkami tylko zawsze muszę kombinować od szóstej rano w kuchni, co zrobić, żeby się wyrobić, z tym co zrobić zamierzam... STOP. Ale jak wstanę o szóstej to zobaczę przez okno w kuchni sarny i szaraki i bażanta, który spędza z nami już trzeci rok. STOP. Druga połówka leży na kanapie. STOP. Czemu ja bezczynnie nie umiem leżeć na kanapie, tylko zawsze jakąś robotę sobie znajdę? STOP. Idę umyć sanitariaty, bo jutro nie zdążę, bo już na jutro podłogę przełożyłam. STOP. Książka z moim opowiadaniem zmieniła premierę z 15 maja na 6 maja. STOP. Zapomniałam odwiązać balony z pola wskazujące rodzicom kolegów Charliego drogę do nas. STOP. ... ... ...
Skończył mi się papier telegraficzny.
Na szczęście.
Dobranoc :)



2009-04-01

Ogłoszenie parafialne

W związku z tym, iż doszłam do wniosku, że chyba Was odrobinę zanudzam postanowiłam zawiesić działalność bloga na czas nieokreślony.

Wszelkie prawa, roszczenia i reklamacje proszę kierować do mojego menagera, który aktualnie jest niedostępny, bo zawiesił działalność menagerską z dniem dzisiejszym na czas nieokreślony.

Niedostępny jest również nadal mój sekretarz - chomik. Mimo informacji, iż podobno chomiki zapadają w sen zimowy i zmartwychwstają po kilku dniach, nadal nie potwierdzam wiarygodności owych zapewnień. Moje próby reanimacji ciepłym powietrzem z suszarki do włosów nie przyniosły zamierzonych efektów i oprócz nowej fryzury nic się w jego sztywniactwie nie zmieniło.
Nadal chomik is dead.
Nadal nie wiem jak przekazać tę informację Charliemu.
Ale daję sobie jeszcze dwa dni na reanimację.

Pozdrawiam.
Przepraszam.
Dziękuję.
... i dobranoc.
Jadę szukać swojej Isabel.

Wasza niefrasobliwa
Virginia

Czary mary idzie wiosna

Zapragnęłam włożyć nogi w donice i zakwitnąć. Stąd nowa oprawa graficzna bloga, bo ja już w tej zimowej hibernacji trwać nie zamierzam... bo ileż można. Stwierdziłam, że jak mi margaretka na głowie zakwitnie to wiosna mi pozazdrości i kwiatem łąki obrzuci.

Czas letni mi sprzyja i wbrew wygłaszanym opiniom nie dopadła mnie żadna menopauza wiosenna, wręcz przeciwnie, z tym kwiatem we włosach i jasnością za oknem jest mi znacznie lepiej na duszy. Nie chce mi się spać, znowu pięć godzin zaczyna wystarczać, energię odzyskuję i nowe plany i marzenia wyłuskuję ze skorupek zapomnienia. Do dzieła.

p.s
smutne tylko dziś to, że chomik Tuptuś zesztywniał :( Biedne małe stworzonko. Zapakowałam go w pudełko po perfumie i pójdzie do ziemi.
Lola na szczęście uwierzy, że wyjechał do sanatorium, ale Charlie jeszcze prawdy nie zna ... aktualnie chomik przebywa u weterynarza na badaniu.
Nie lubię ich kłamać, ale czasem jestem zmuszona, bo ich serca są strasznie słabe w takich momentach, byłby wielki płacz, lament i żałoba :(


Wasza wiosennie margaretką przystrojona
Virginia