2015-01-26

133. urodziny i cudowny prezent od Szurensa

Czuję, że pisząc, robię coś, co jest o wiele potrzebniejsze, niż wszystko inne 
 – pisała Virginia Woolf w eseju „Szkic z przeszłości”. 

Dziś świętuję razem z Kozą 133. urodziny.  Dom śpi, może i dobrze. Miewam poczucie, że nie do końca normalne jest świętowanie urodzin ze zmarłą. Jednak myśląc o niej intensywnie tego dnia czuję, że "robię coś co jest o wiele potrzebniejsze, niż wszystko inne". Nie wiem na ile odgrywa tu rolę łączność duchowa, a na ile przyzwyczajenie do jej obecności w moim życiu. Bywa, że zapytam czego się napije. Co chciałaby usłyszeć. Płaczę przy niej. Milczymy wspólnie. Czasem odsłaniając rano roletę głośno mówię czym mnie dzień zaskoczył. Ona spogląda w stronę okna profilem, który jest podobny do mojego. Tak mówią niektórzy. To mnie cieszy, choć inni mówią, że była brzydka i miała na twarzy widoczną chorobę. Przekrzywiam więc głowę i przymykam oczy, by się przyjrzeć tym wiktoriańskim rysom. Może trochę broda, mocna oprawa oczu i wysokie czoło. Usta ma piękniejsze. Oczy większe. W zamyśleniu zastygam podobnym. 

Nie każdy rozumie tę naszą relację, przy czym ja tego zrozumienia nie wymagam. Już jednej osobie pozwoliłam upuścić mój dom i do niego nie wracać. Nie mam potrzeby tłumaczenia się z obrazu na ścianie i tego kto dla mnie jest ważny. Nawet jeśli ten ktoś już nie żyje. Zdarza się jednak, że niektórym to nie przeszkadza, co więcej, myślą o Virginii coraz częściej dzięki temu, że kojarzą ją ze mną. Zaskakują mnie i sprawiają prezenty, które mnie wzruszają trafiając prosto w serce. Nigdy nie jestem niczego pewna, nigdy niczego nie oczekuję, ale jak dotrze do mnie następna przesyłka od SZURENSA to raczej sobie usiądę nim ją otworzę. Zaskoczył mnie na moje urodziny tak bardzo, że pobiegłam na górę gadać do obrazu. Czy ty to widziałaś moja Droga? Czy coś ci to przypomina? Pamiętasz ten numer? Czytałaś go? To 1937 rok... cztery lata przed twoją śmiercią. Byłaś zmęczona, ale zadowolona, "Lata" sprzedawały się przecież bardzo dobrze, w Dzienniku pisałaś o 25 tys. egzemplarzy... Czy ty wiesz, że żyje sobie na świecie taki Szurens, który chce mnie przyprawić o zawał? Jesteście oboje winni moje obecnego stanu. 

Tamtego dnia nie pamiętam w pełni. Byłam w szoku. W takim szoku, że nie przyszło mi do głowy zajrzeć do Dziennika. Dziś, w urodziny, kiedy czytałam ci moja Droga na głos "New York Timesa" z kwietnia 1937 nagle mnie oświeciło...

Otworzyłam Dziennik na 1937. Byłaś wtedy w Monks House, w Rodmell. W niedzielę 28 marca zanotowałaś tak:

Wczoraj zadzwonił dziennikarz z "New York Timesa": powiedziano mu, że jeśli ma ochotę, może popatrzeć sobie na dom przy Tavistock Square 52. O 4.30, kiedy stawiałam czajnik na piecu, zajechał wielki czarny daimler. Następnie pojawił się w ogrodzie wytworny mały człowieczek w tweedowym ubraniu . Dotarłam do saloniku - i zobaczyłam, jak stoi i się rozgląda. L. był w sadzie z Percym (ogrodnikiem). Wtedy odgadłam. Miał zielony notes, rozglądał się i coś sobie notował. Wystawiłam głowę, niemal mnie zdołał złapać. W końcu pojawił się L. i stawił mu czoło. Nie, pani Woolf nie życzy sobie reklamy tego rodzaju. Zawrzałam. Robak łażący człowiekowi po skórze - nie da się go zgnieść. Notujący robak. L. uprzejmie odprowadził go do daimlera i żony. Ale odbyli miłą przejażdżkę z Londynu - robaki: przyłażą tu, wkradają się i notują.

Mogłam się spodziewać tego, że zadowolona z wizyty nie będziesz. Znam cię na tyle, że wiem, iż nieproszony gość, to problem. Ale skąd na boga mogłam wiedzieć, że akurat tego robaka odnotowałaś w Dzienniku??? Akurat tego co zmontował artykuł do numeru "New York Timesa" z 11 kwietnia 1937, który podarował mi Szurens? Czy zrozumiałe jest moje obecne szczęście? Czy ty wiesz co to dla mnie znaczy? Taka namacalna, prawdziwa, autentyczna, zgodna z Dziennikiem gazeta z 1937 roku? A czy ty Szurens wiesz? Bo mam wrażenie, że nie wiesz. Potrafisz sobie wyobrazić do jakiego stanu mnie doprowadziłeś? Ładnie to tak prowokować łzy i ataki obłędu, który objawia się bieganiem po domu, od obrazu do barku z alkoholem i gadaniem do siebie? Teraz już wiesz... wtedy jeszcze nie spodziewałam się tego powyższego zapisu w Dzienniku, a pamiętam, że musiałam wyjść się przewietrzyć. Zapaliłam papierosa, patrzyłam w niebo i powtarzałam natrętnie czy ty wiesz moja Droga co dziś dostałam? Ta gazeta to (zaraz po obrazie jaki dostałam od mojego męża) najpiękniejszy, najbardziej zaskakujący prezent dotyczący Virginii Woolf jaki nawet mi się nie śnił. 
Szurens jestem Ci bardzo wdzięczna, moje serce też. Za gazetę, za pocztówki, za ołówki, za to, że jesteś. Tylko proszę Cię, nie rozpieszczaj mnie tak, bo nie wiem czym sobie na to zasłużyłam ;) 

I wiesz, która jest teraz godzina? Druga w nocy. Wstaję za cztery godziny do pracy... ale to nie ma znaczenia w obliczu mojego szczęścia. Musisz to wiedzieć.
Dobranoc J. Dobranoc Vi.


"The New York Times", 11 kwietnia 1937

Tekst sporządzony przez "robaka z czarnego daimlera"


Reklama ze środka numeru

Szurens planuje mnie dalej rozpieszczać :)
 
Już mu się to wcześniej zdarzyło :)





 

 
I moja kochana M. z Londynu też mnie rozpieszcza :)


I kochana Ewa z pracy :)

Czasem rozpieszczam sama siebie :)