2010-04-10

Smutek

Kiedy człowiek budzi się w sobotni wiosenny poranek, odsłania rolety i widzi za oknem deszcz to planuje zrobić wszystko, żeby ten dzień w uśmiech przystroić. Jak zwykle wsuwa zmarznięte stopy w kapcie, stawia wodę na kawę, sięga po kostkę czekolady i załącza radio... a tam słyszy o tragedii samolotu rządowego Tu-154, w którym ginie pod Smoleńskiem nasz Prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką Marią Kaczyńską oraz mnóstwem innych osobistości rządzących naszym krajem i pełniących w nim ważne funkcje.
To niewiarygodne, bez względu na to jakie są moje zapatrywania polityczne... rozpłakałam się. Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać co jeszcze mnie czeka.
Nie ogarniam pewnych sytuacji.
Nie ma Jana Pawła II...
Nie ma Prezydenta...
Kto następny?
Co następne?
Polska się kruszy, rozpada... teraz tylko czekać kiedy wybuchnie.
Tym samolotem leciało  96 osób, zwyczajnych niezwyczajnych ludzi, pojedynczych istot będących dla najbliższych całym światem. Każda tragedia mną wstrząsa, szczególnie lotnicza, bo panicznie boję się latać... ilu z nich też bało się latać? Ilu leciało, bo lecieć wypadało? Przecież byli w pracy. Ilu z nich zniżając się do lądowania spoglądało w okno i widziało okalającą lasy katyńskie mgłę? Ilu pomyślało, że może się nie udać...

Dokładnie 70 lat temu w lasach katyńskich rozstrzelano elitę intelektualną... dziś te same lasy pochłonęły elitę polityczną naszego kraju, przedstawicieli rządu, Wojska Polskiego, Rodzin Katyńskich oraz załogę samolotu prezydenckiego.To przeklęte miejsce.
Miała być zwyczajna sobota, a 10 kwietnia 2010 r. przechodzi do historii Polski i Europy.
W lasach katyńskich modlą się właśnie za zmarłych 70 lat temu... i za zmarłych dziś rano.
W radiu muzyka bez słów.
W myślach czarno białe zdjęcie Pary Prezydenckiej.
Mnóstwo refleksji się nasuwa.
A łzy same napływają i kapią na śniadanie, które dziś spóźnione...

Wasza smutna dziś
Virginia

p.s dopisek z 11 kwietnia
Wpis ten został polecony dziś na stronie głównej Onetu, tradycyjnie zdaniem wyrwanym z kontekstu. Sfrustrowanych ludzi było tu pod dostatkiem. Zupełnie niepotrzebnie. Ale byli też tacy, którzy bliscy są moich odczuciom. Tym dziękuję za komentarze, jednak zważając na ich ilość nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć.
Pozostałym nie zamierzam się tłumaczyć ze swoich refleksji, ze smutku, z chwili zadumy. Będę usuwać wszystkie komentarze obrażające mnie, bądź ofiary wczorajszej tragedii.