2010-04-06

Psi zajączek

Nie miała kobieta kłopotów, to sobie psa znalazła.
Właściwie to pies znalazł ową kobietę.
Tym oto sposobem wzajemnego odnajdywania się, mam w domu trzeciego psa. Berneńskiego psa pasterskiego i dwa yorki, bo znajda która nieopatrznie wtargnęła mi w sobotę przed świętami pod koła samochodu jest tej właśnie rasy.

Jechałam sobie na szczęście wyjątkowo spokojnie, kiedy to od strony pasażera na drogę wtargnęło coś czarnego. Zahamowałam gwałtownie, a kiedy wystraszona, że dzień przed Wielkanocą naruszyłam przykazanie Nie zabijaj otworzyłam drzwi, to natychmiast pod pedały wskoczyła krecia kulka. Chwilę później krecia kulka siedziała już na moich kolanach, jakby kolana te znała od lat i radośnie kręciła resztką ogonka.
Lekko wytrącona z planów jakie rozwijałam wcześniej w głowie poczekałam chwilę na właścicieli. Nikt się nie pojawił. Droga pusta, ogrody puste, żadnych śladów, tylko szyby w kuchniach zaparowane od świątecznie wypełnionych po brzegi piekarników i rosołów bulgoczących pod pokrywkami.
Znajda wtuliła się w moje kolana i nie miałam sumienia wyrzucać jej z powrotem na ulicę, więc trafiła do nas... i już trzecią noc śpię z dwoma yorkami na głowie. Nikt przez całe trzy świąteczne dni nie szukał tej ślicznej suczki. Objechałam kilka domów sąsiednich pytać, czy ktoś nie kojarzy czyj to może być pies. Zadzwoniłam do jedynego w naszym mieście schroniska i zgłosiłam, że taka suczka ma się u nas dobrze i czeka na właścicieli. Nikt jej nie rozjechał, nie głoduje, nie zaginęła w ciemnym lesie... nic jej nie zjadło. Czemu do cholery ludzie są tak nieczuli na krzywdy zwierząt i nie szukają swoich zaginionych psów? Czemu na żadnym słupie nie ma ręcznie choćby wypisanej kartki Zaginęła suczka, rasy york, czarna, wypuszczona niedawno spod nożyczek psiego fryzjera. Tęsknimy.
Chciałam ją uratować przed kolejnym nadjeżdżającym samochodem, ale nie planowałam spędzać z nią trzeciej nocy!!! I nie dlatego, że jest mi niewygodnie; nie dlatego że nasz york strzela fochy, bo też nie spodziewał się koleżanki na tak długo (początkowo był gościnny); nie dlatego że mycie dwunastu łap stało się uciążliwe; nie dlatego że ciągle gdzieś jest nasikane, że przejechałam się na psiej kupie po kremowym dywanie tuż przed śniadaniem wielkanocnym; nie dlatego że zwymiotowała się na mojej części łóżka ... nie planowałam tego wszystkiego, bo byłam pewna, że przed pierwszą nocą ktoś się po nią zgłosi. Że ktoś zauważy brak psiaka w domu i zadzwoni tam, gdzie każdy wierny swojemu psiemu przyjacielowi pan by zadzwonił, czyli do azylu. Tam zostawiony jest telefon do nas...
Nie mam już zaufania do tych ludzi. Nie interesuje ich los tej suczki.
To nie tak miało być... mieliśmy nie zdążyć jej pokochać.
Dzieci nazwały ją Didi. Bo reaguje na słowa na literę "D".

Pięć lat temu, takiego samego ubarwienia sześcioletni york nam zaginął. Szukałam go trzy doby. Oblepiłam wszystkie możliwe słupy i gabinety weterynaryjne jego zdjęciem. Dałam ogłoszenie do gazety. Oferowałam wysoką nagrodę. Rozpłynął się... Nie rozumiem jak można trzecią dobę nie szukać trzykilogramowego przymilnego psiaka? Choć jak widać można. Na tym chorym świecie nawet niektórych dzieci nikt nie szuka po dwóch tygodniach od wydobycia zwłok ze stawu.
Idę spać, bo włącza mi się agresja na znieczulicę ludzką. Albo jestem zbyt wrażliwa, albo ten świat się kończy.