2013-10-26

Mistrz Kornel Filipowicz - wspomnienia w 100. rocznicę urodzin pisarza (1)



Kornel Filipowicz z Wisławą Szymborską, fot. Archiwum Prywatne Aleksandra Filipowicza

 
Deszcz pada, pada, pada. Pada w dzień i w nocy. I w dodatku jest zimno. Stary kocur Murder, z wielkim kwadratowym łbem i małymi, pokiereszowanymi nieco w bojach uszami, cały pokryty krótkim, płowym, mimo wszystko zawsze bardzo starannie wypielęgnowanym futrem, drzemie ukryty w głębokiej wnęce piwnicznego okna. Nie będąc sam widziany, może w każdej chwili widzieć, co się dookoła niego dzieje. Siedzi w pozycji, która zapewnia mu najmniejszy kształt, najdoskonalszą nieruchomość, pozwala też uchodzić za rzecz nie zagrażającą nikomu, a w takie zimne dni jak dzisiaj zachować najlepiej ciepło własne. Kot Murder jest doskonale nieruchomy, ale nie jest  cegłą, kamieniem, drewnem. Nie jest także gołębiem, wroną, psem. Ma bardzo mocne poczucie tego, że nie jest kotem innym, tylko właśnie tym, którym w tej chwili jest. Więcej - nie traci świadomości tego, kim jest, nawet gdy stoi naprzeciw człowieka. Ma więc bardzo silne poczucie tożsamości. Nazwałem Murdera starym kotem. To prawda. Murder ma ileś tam lat, ale to nic nie znaczy, gdyś Murder nie starzeje się. Był co prawda kiedyś, dawno, maleńkim, cichutkim miauczącym koteczkiem, ale potem, gdy dorósł, zatrzymał się i przestał się zmieniać. Nie wyleniał, nie skaprawiał, nie roztył się, nie wyrósł mu brzuch, jak na przykład wielu okolicznym psom. Jego ciało pozostało smukłe i gibkie, futro gładkie i lśniące. Źrenice jego oczu są czyste jak niebo o wschodzie słońca. Murder patrzy tymi oczami i widzi wszystko, w dzień i w nocy, od mrówki idącej po ziemi, aż do sowy, która przysiadła na krawędzi dachu. Patrzeniu poświęca Murder bardzo wiele czasu. Patrzy, gdy poluje, ale patrzy też, a by patrzeć. Doprawdy tak, jakby to co widzi - trawa, domy, ludzie, drzewa - było także jego pożywieniem (...).
Nie pozostanie po nim ani jedna kostka, ani strzęp futra. Murder po prostu zniknie. Pewnego dnia nie zobaczę go siedzącego w okiennej wnęce, ani idącego powoli przez ogród. Żebym nie wiedzieć jak wpatrywał się, nie zobaczę już tego miejsca, w którym materia świata jest tak cudownie zagęszczona i tak doskonale uformowana w ruchomą, żywą, widzącą i czującą istotę. W opustoszałym powietrzu będę widział tylko ziemię, kamienie, trawę. Jeśli przestanę widzieć coś, co przedtem widziałem, to tak jakby mi odebrano rzecz, którą przedtem miałem. I będzie mi smutno.


Kornel Filipowicz, fragm. opowiadania "Kot w mokrej trawie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1977