2009-08-13

Harakiri

Oddam siebie w dobre ręce. Natychmiast.
Inaczej popełnię harakiri.
Dwa miesiące non stop z dwójką dzieci, w domu, przed domem, za domem i poza domem to stanowczo za dużo.
Moja głowa to bęben, na którym od rana do wieczora ktoś gra i ubóstwiam swoje dzieci, ale ich witalność i energia przerosła w tym roku moje najśmielsze oczekiwania.
Mam w domu dwa cyborgi. Albo jakiś kosmitów. Albo klony klonów nie moich klonów.

Na pracy nie potrafię się skupić. Liczby z raportów rosną do nieskończoności. Analiza utyka w połowie przemyśleń, bo nie nadążam między śniadaniem, drugim śniadaniem, a obiadem rozwinąć węży mózgowych i zaczynam po obiedzie setny raz to samo. Spisałam osiemdziesiąt adresów mailowych, napisałam maila, którego miałam wysłać do kobiet oczekujących na wieści ode mnie, po czym dałam Usuń, a nie Wyślij. Jupii !!!

W nagrodę poszłam z Przyjaciółką na kawę.
I na nieplanowaną szarlotkę z lodami i bitą śmietaną.
W d...  mam tego całego Dukana.

To tyle skargi na dzisiaj.
Idę po koc, poduchę i idę na taras pooglądać perseidy.
Może łzy św. Wawrzyńca dadzą mi moc na ostatnie 3 tygodnie wakacji.

p.s wiem, że mi minie zmęczenie jak tylko się prześpię i jak na dzień dobry usłyszę od Loli "kocham Cię mamusiu". Ach te dzieci.