2009-01-12

Nie dam się... nie zamarznę

Rozpoczął się dwunasty dzień Nowego Roku, a ja ciągle starym systemem funkcjonuję. Jakoś się zebrać do kupy nie mogę. Drepczę w miejscu, a moje dalekosiężne plany wiszą w próżni i popierdują znudzone brakiem zainteresowania z mojej strony.
Wiecznie chodzę poubierana jak człek przebrany za Shreka, potykając się o koce zarzucone na plecy. Za prąd się nie wypłacę, bo grzeję herbatkę za herbatką, żeby dłonie otulać wokół wrzącego kubka. Szlak mnie trafia z tym moim zimnem ciągłym...
Od samego rana marzę o wieczorze, żebym mogła wskoczyć do wrzątku i wygrzać ciało, do tego stopnia, że słyszę jak skórka pomarańczowa się topi, ale przynajmniej włos się nie jeży. Ale korzystam póki się da, bo jak mi gaz odetną to chyba sobie ognisko w salonie rozpalę .. serio... nie wyobrażam sobie ...

Żeby nie zamarznąć ciągle staram się być w ruchu. W piątek śmigałam po domu ze szmatą i odkurzaczem. Wieczorem ruszyłam na zakupy w celu uzupełnienia lodówki, bo moja Druga Połowa oprócz sera, bułek i wędliny, rzadko co widzi na półkach sklepowych. A gdzie kostka rosołowa, warzywa, bułka tarta, olej, ryż, makaron, płaty ryżowe, galaretka w czekoladzie...
Przy kasie mnie wcisnęło w beton.
W sobotę od rana dreptałam po kuchni. Schab w cieście francuskim z jabłkami, szaszłyczki drobiowe z papryką, cebulką i sosem curry, kotleciki cielęce po włosku z pomidorem i mozarellą, ziemniaczki zapiekane z pieczarkami, makaron penne z trzema rodzajami sera, frytki kulki dla dzieci.Tak, to prawda, nie lubię gotować. Ale czy ktoś mnie o to pyta? Dwa latka Loli. Dwanaście osób przy stole. Wszystko zniknęło...
W sumie miło mi się nawet zrobiło, bo się dusza raduje, jak goście doceniają.

Ale jak się na nowo narodzę to wyjdę za kucharza. I zapytam na wstępie czy czyta... ach, jakbym czasem chciała poczytać z mężem w łóżku... pogadać o przeczytanych właśnie "Scenach z życia za ścianą" Wiśniewskiego.
A u nas to jest tak.

Pytam Drugą Połowę:

 - Kiedy ostatnio czytałeś?
 - Wczoraj. A co?
 - A nic. A co czytałeś?
 - "Auto Świat" (dodaję, że to gazeta)
 - I co wyczytałeś?
 - W sumie to nie pamiętam, raczej przeglądam.
 - Aha, a coś grubszego kiedy czytałeś?
 - A kiedyś tam Sapkowskiego i Pana Samochodzika.
 - To chyba dawno było?
 - No z dziesięć lat temu... a co?
 - A nic... tak pytam.

Nie rozumiem jak może nie ciągnąć do książek?
On nie rozumie jak można czytać codziennie w łóżku z latarką na głowie.
Nie rozumiem jak można piąty wieczór pod rząd puszczać sobie "Allo, allo" i zasypiać nim skończy się pierwszy odcinek?
On nie rozumie jak można spać po pięć godzin.

I tak dalej, i tak dalej... był sobie Mars i była sobie Wenus.

p.s. na wczoraj odnotowuję poświęcenie. Turlałam się z dziećmi z górki po śniegu... zimnym śniegu, i miałam skostniałe palce, wszystkie... widzieliście kiedyś zamaskowanego Shreka na sankach ? :)
Potem prasowałam trzy godziny, żeby się ogrzać... dobrze, ze żelazko nie jest na gaz.