2009-01-09

Mała dziewczynka

Żyje sobie na świecie pewna mała dziewczynka, o anielskich blond loczkach i oczach w kolorze czerwcowych niezapominajek. Ma pulchne dłonie, zaokrąglony brzuszek i najprostsze nogi świata. Na dużych palcach u stóp ma zgrubienia dokładnie takie same jej jej mama. Jakby miały im szóste palce wyrosnąć, ale się rozmyśliły.
Ta mała dziewczynka bardzo lubi się stroić, szczególnie w długie sukienki i korale mamy. Spinki pozwala sobie nakładać tylko jak przychodzą goście, a zasypia dopiero jak ostatni wyjdą. Regeneruje się szybko. Stanowczo za szybko. Tak jak jej mama.
Uwielbia czytać ze swoją mamą książeczki i bawić się z mamą lalkami. Z mamą rozmawiać. Z mamą jeść, zasypiać i spacerować. Najlepiej, żeby mama nie opuszczała jej na krok. Mama jednak czasem musi ją opuścić, bo życie tego od niej wymaga. Ale ta mała dziewczynka tego nie rozumie i stosuje wtedy daleko posuniętą naukę roztapiania uczuć matczynych. Przewraca oczkami kokieteryjnie i tym oto sposobem miaucząc błagalne mami, mami wdrapuje się na swoją mamę niczym miś koala, i wisi. Wisieć tak potrafi cały dzień. To do tej pory jej ulubione zajęcie.

Dziewczynka ta przyszła na świat jednym cięciem. Wyjęto ją z ogromnego brzucha o 8.40 i przytulono do policzka zapłakanej mamy. Mama wtedy jeszcze płakała zupełnie bez powodu, ot tak, z radości, że właśnie do jej policzka przytula się policzek ubabrany mazią porodową.
Policzek pachnący nowym życiem. Jej policzek.
Dziewczynka wyglądała jak dobrze wyrośnięty pączek, a na środku czoła, niczym u hinduski, tkwiła mała czarna kropka. Nie płakała wcale. Widać było, że wybudzono ją ze snu. Marszczyła tylko nosek, jakby ten świat nie do końca spełniał jej oczekiwania. Na brzuszku i szyjce miała ślady odciśniętej pępowiny.
Ważyła 3 900kg i była 57 cm długa.
Była cudem. Była ostatnim ogniwem szczęścia pewnej rodziny...

Szczęście to jednak zostało godzinę później wystawione na próbę. Próbę, na jaką mama i tata tej małej dziewczynki nie byli przygotowani. Padły słowa, których nie chcieli usłyszeć, które raniły jak sztylety wbijane w świeżą ranę. Podejrzewano chorobę, która miała zachwiać kobiecość tej małej dziewczynki. 
Podjęto natychmiastową decyzję o szukaniu miejsca w specjalistycznym szpitalu, bo mimo, iż stan był stabilny, to w każdej chwili mogły nastąpić zaburzenia elektrolitowe prowadzące do...

Tata głaskał małą dziewczynkę jednym palcem po czółku. Nie mówił nic, bo w przełyku stanął mu kołek raniący niemiłosiernie. Mama próbowała opanować ciało, które wpadło w silne drgawki poporodowe. Łzy zalewały szpitalną pościel. Ogarnął ich paniczny strach. Czuć było jego siłę i bezwzględność. Ta sytuacja odebrała im radość z cudu narodzin.
A mała dziewczynka nadal nie płakała. Otworzyła oczy i próbowała przekazać rodzicom nadzieję. Nadzieję na jej normalne życie.
Życie kobiety, matki i żony.

Spędziła z rodzicami tydzień w szpitalu, którego na szczęście nie będzie pamiętać. Odrapane ściany, ciągły płacz innych dzieci, wiszący w powietrzu smród bezradności i bólu. Mimo dziesiątek ludzi, wszechobecna wszędzie przerażająca samotność.
Siedem dni na oddziale genetyki, gdzie dzień i noc nie różniły się od siebie. Siedem dni, których czuwająca przy małej dziewczynce mama nigdy nie zapomni.
Mama, która wymodliła dla swej córki Anioła.
Mama, która nie wierzyła, że ten Anioł nadejdzie...

Dziś ta dziewczynka kończy dwa latka.
Właśnie się uśmiecha do swojej mamy.
Ma coś z Anioła, który odwiedził ją tamtej nocy, po której przyszedł rano lekarz i oznajmił: przyszły wyniki; podejrzenia okazały się tylko podejrzeniami, a ta mała dziewczynka jest zupełnie zdrowa.

Dziewczynka ma na imię Julia. Pseudonim Lola.
I jest moją córeczką.
Brakującym ogniwem ...