2009-01-07

Koniec "Dzienników"

L. pracuje przy rododendronach...

To ostatnie zdanie "Chwil wolności", dzienników Virginii Woolf jakie kąpały się ze mną praktycznie co wieczór od sierpnia. Delektowałam się nimi jak smakiem żółtego sera, który uwielbiam.
Każda strona smakowała inaczej, w zależności od grubości nawarstwiania się zróżnicowanych stanów Virginii, które z radością niewiele wspólnego miały.
Ale o samej Virginii rozpisywać się tu nie będę... może kiedyś.
Te siedemset stron to wspomnienia bardzo osobiste przepełnione refleksją nad własną twórczością, skrapiane pojawiającymi się problemami zdrowotnymi i atakami głębokiej jak studnia depresji. To obszerna relacja ze spotkań z przyjaciółmi, z ciągłych przeprowadzek, problemów ze służbą, z wydawnictwem, a w końcówce także z wojny...
Jednak Dziennik ten pozostawił we mnie pewien niedosyt. Poczułam, że to nie wszystko co chciałabym o tej pisarce wiedzieć i że to nie wszystko co Virginia miała do powiedzenia.
Narodziła się we mnie żądza zdobycia oryginału, czyli pięciu tomów w skład których wchodzi łącznie dwa tysiące stron rękopisu. Tylko jak dostać się do Londynu i jak zdobyć tłumacza, który mi za symboliczny grosz i ewentualne racje żywieniowe przetłumaczy te dwa tysiące stronic? Bo na wydanie polskie w całości chyba nie mam co liczyć, biografie są mało poczytne w naszym polskim kraju.
Basiu... czy możesz porzucić na kilka lat swoje skrypty akwariowe i troszkę mi potłumaczyć? :)

Wrrr... nie lubię jak muszę się rozstać z czymś, co sprawiało mi radość...
I taka zmartwiona ostatnią kartką zeszłam na dół w nastroju nieprzychylnym otoczeniu, targając wielkie tomisko Dziennika ze sobą do kuchni.
Po drodze warknęłam na psa...
Zaparzyłam jeżynową herbatę...
Zajrzałam do lodówki. Ciasteczka świąteczne nadal błagają o dojedzenie.
Warknęłam na męża...
Usiadłam na nowej-mojej wiklinie... Wstałam...
Wzięłam jabłko. I znowu usiadłam i znowu wstałam i... normalnie miejsca sobie nie mogłam znaleźć.
I co gorsza ciągle miałam ochotę powarczeć.

Przyciskając "Dziennik" do kilku warstw mojego wierzchniego okrycia pancernego stanowiącego ochronę przed zimnem, znowu tymi samymi schodami, którymi chwilę temu zeszłam, wyszłam na górę z misją znalezienia Biografii Virginii, jaką napisał jej siostrzeniec Quentin Bell, a którą czytałam kilka lat temu.
W "Dziennikach..." nie zamieszczono bowiem listu pożegnalnego jaki Virginia zostawiła na kominku dla męża Leonarda, tego feralnego dnia, w piątek 28 marca 1941 r.. Miała 59 lat.
Chciałam go jeszcze raz przeczytać. I znalazłam.

Najdroższy
Jestem pewna, że znowu popadam w obłęd. Uważam, że nie możemy przechodzić przez kolejny taki straszny okres. A tym razem nie wyzdrowieję. Zaczynam słyszeć głosy i nie mogę się skupić. Więc robię to co wydaje się najlepsze. Dałeś mi największe szczęście, jakie jest możliwe. Byłeś pod każdym względem wszystkim, czym można być. Nie myślę,żeby dwoje ludzi mogło być szczęśliwszych, dopóki nie nadeszła ta straszna choroba. Nie mogę dłużej walczyć. Wiem, że niszczę Twoje życie, że beze mnie mógłbyś pracować. I będziesz, wiem. Widzisz, nawet nie umiem tego napisać jak trzeba. Nie mogę czytać. Chcę powiedzieć, że całe szczęście swego życia zawdzięczam Tobie. Byłeś wobec mnie nieskończenie cierpliwy i niewiarygodnie dobry. Chcę to powiedzieć - wszyscy to wiedzą. Gdyby ktokolwiek mógł mnie uratować, byłbyś to Ty. Wszystko mnie opuściło poza pewnością o Twojej dobroci. Nie mogę już dłużej niszczyć Ci życia.
Nie myślę, że dwoje ludzi mogło być szczęśliwszych niż byliśmy my."
                                                                                              V.

List położyła tuż obok listu do ukochanej siostry Vanessy, z którą łączyła ją silna więź.
Około 11.30 zabrała laskę i wyszła z domu. Przeszła przez podmokłe łąki i dotarła nad rzekę Ouse.
Niewykluczone, że słyszała głosy ptaków śpiewających po grecku, które ją dręczyły.
Pozostawiła laskę na brzegu i włożyła duży kamień w kieszeń palta.
Chwilę później rzuciła się w nurt rzeki.

Jej ciało znaleziono dopiero trzy tygodnie później.

"Chwile wolności" to zdecydowanie pozycja klasyfikująca się na podium czytanych przeze mnie książek w 2008r.
Na pierwszym "Dziewczyna z zapałkami" Anny Janko, na drugim "Dzienniki", a na trzecim "Senność" Kuczoka oraz cała reszta... Och, gdybym mogła tylko czytać i czytać...