2008-12-09

Misja Idą Święta

Kochany Mikołaju... czy sen można zamienić na coś bardziej pożytecznego?
Jestem skłonna oddać nawet zapasy czekolad za to, żebyś mi przedłużył dawkę witalności tak do trzeciej w nocy... co ty na to?
Zlituj się, błagam, bo do drugiej się nie wyrabiam :)

Ciągle coś robię, a siadając na kibelku mam poczucie, że za długo tam siedzę i marnuję czas na gapienie się w kremowy dywanik pod nogami.
Przed telewizorem nie siedziałam już wieki całe, a nawet jak usiądę to albo składam pranie, albo segreguję zabawki, albo myślę o tym, co sobie tu wymyślić, żeby tak bezczynnie nie siedzieć.
W wannie to ja też tak zwyczajnie posiedzieć nie potrafię... czytam, piszę, jem spóźnioną kolację, albo przy okazji sprzątam półkę wokół wanny.
To już chyba jakieś szaleństwo, nie?
Może mi się baterie wylały i mechanizm nawala omijając łóżko z daleka?
A może ja cierpię na jakąś chorobę tajemniczą?
A może jestem jak ta... jak one to się zwały... żona ze Stepford?
Kosmitka jakaś :)

Nie wiem, ale kosmitą w zeszłą noc był Charlie. Niczym profesjonalny lunatyk wyłaził z łóżka co godzinę i wisząc nade mną zadawał to samo pytanie czy już był Mikołaj, czy już mogę iść szukać.... Nie kochanie, jest 3 nad ranem... nie kochanie jest 4, nie kochanie jest 5.15...
Przed siódmą zawisnął ponownie mamoooo, śpisz, mamooo, jest już jasno, więc musiał już być, a ty tak go ignorujesz, nie chcesz prezentów, czy co?.
I pocwałował do pokoju, było kilka westchnięć łał, bomba, superowo, po czym pobiegł przeglądnąć prezent siostry i postanowił ją wybudzić ze snu przekazując na wpół przytomnej Loli, że ma w paczce "Frania" z bajki Bracia Koala.
Nawet nie wiem kiedy Lola człapała już za nim w jednej skarpetce i trochę na oślep. Wywęszyła tym swoim małym noskiem sytuację godną poświecenia się i zebrania z łóżka.

Chwilkę później ktoś nagle odsłonił roletę, ktoś krzyknął mi do ucha i dwa krasnale wcisnęły nam się na łóżko opychając się przed siódmą kinder suprisami.
Było cudnie, drzemka sobotnia odeszła w zapomnienie :)
Cały dzień był jednym wielkim czekoladowym łakomstwem.

To tyle na dziś.
Szczerze mówiąc nie wiem, kiedy się znowu pojawię.
Za dwa i pół tygodnia Wigilia przy naszym dużym stole, więc czeka mnie wielkie przygotowywanie i ugoszczenie rodziny. Trzeba posprzątać, może jeszcze okna wypucować, przeglądnąć przepisy, upiec ciasteczka, ustroić dom, pozamawiać prezenty, potem je popakować i w między czasie pracę doglądać, bo do dwudziestego w firmie najgorętszy okres...
Dam radę, byle śniegu trochę napadało, bo jak wiosna za oknem to jakoś wena moja świąteczna nie potrafi zadziałać, a już najwyższa pora, bo czas się kurczy niczym mój tajemniczy strudel jabłkowy.

Chyba już jutro jakieś ozdoby świąteczne wygrzebię z kartonu... może mnie natchnienie kopnie i wezmę się za kurz na szafach... w międzyczasie, nie wiem jeszcze tylko w którym międzyczasie :)

Słodkich snów Wam życzę
Wasza Virginia