2008-10-08

Złota polska jesień... po naszemu

Siedzę zmarznięta i owinięta kocami. Mimo kilku warstw wierzchnich czuję na ciele zimno i ogromne osłabienie. Każda część ciała żyje sobie odrębnych życiem.
Przy komputerze parują dwa kubki gorącej herbaty.
Jedna z cytryną, jedna z miodem.
Charlie gra na konsoli. Blady i zmęczony chorobą, ale uległam jego prośbom...
Lola marudzi od rana. Oprócz kasztanów nic ją nie interesuje...
Za chwilkę trzeba brać się za zrobienie obiadu...
Jestem słaba, idę się położyć chociaż na pół godzinki, jeśli oczywiście mała nie zdąży się pokłócić z kasztanami, które kulają się nie w tę stronę co ona by chciała.

Wybaczcie mi brak komentarzy pod ostatnim postem. Nie mam sił. Dziękuję nowym "twarzom", które do mnie zawitały. Obiecuję, że Was odwiedzę dziewczyny, już wkrótce.
Dziękuję za kolejne polecenie mojego bloga. Może krasnoludek się ujawni? :)
Bo nie wiem, komu mam dziękować... chyba, że Onet mnie tak bardzo pokochał? Co raczej niemożliwe, bo znajomości tam nie mam.
Gwiazdka była mi potrzebna. Rozświetliła troszkę naszą domową izolatkę.
Mam zapalenie oskrzeli... jakby nam szkarlatyny było mało.
Parapet zastawiony lekarstwami.
W lodówce antybiotyki i priobotyki.
Kiedy to się wreszcie skończy?

Buziaków nie przesyłam, żeby nie zarazić.
Strzeżcie się przed choróbskami, bo czas mamy paskudny.

Wasza Eskimoska
Virginia