2008-10-06

Shit out of luck

Mam wrażenie, że szabat czarownic się zebrał, gdzieś tam daleko i upojone drogim winem uprzykrzają mi życie wbijając szpikulce w szmacianą Virginię.
Codziennie jedna, czasem dwie, pięć, dziesięć.
Ale nie dam się wam bestie aroganckie, przebiegłe i poczochrane... zgińcie, przepadnijcie i ode mnie się odwalcie. Co wy sobie myślicie, że ja nie dam rady? Że się poddam i po kątach ryczeć będę?
Nie nie kochane, silniejsza jestem niż się wam wydaje, zwijajcie swoje czary mary i na miotły drogie panie... Do czynienia z wami miałam już kilkanaście, lub nawet set razy. Z miotłami podwiniętymi przegoniłam was z mojego życia. Kurzyło się wam spod kiecek.
Bo szczęście moje ciężko odczarować.

Choć tym razem przyznać muszę, że analiza w potach i oparach, przyniosła wam częściowy rezultat. Przeraziłyście mnie atakując zdrowie moje i najbliższych, z naciskiem na moje i Charliego.
Krok odważny. Nie powiem. Bawicie się dobrze?
Bawcie się mną, ale od Charliego wara, bo jak łomot spuszczę jednej, drugiej i trzeciej, to zostanie prochów mniej niż z kadzideł waszych.
Nie żartuję.

Na dziś dzień punkt dla was.
Z nawrotem szkarlatyny u Charliego grubo przesadziłyście. To był cios poniżej kobiecej wrażliwości.
To mały chłopiec... dwie szkarlatyny w jednym miesiącu... za dużo jak na jego blade po pierwszej chorobie ciałko. Kolejne dwa tygodnie antybiotyku... i moje myśli o powikłaniach.
Udało się wam zbić mi ciśnienie do 89/66.

Co do mnie, no cóż, walkę podjęłyście... starannie widzę opracowaną.
Bóle głowy nasilające się od miesiąca, uczucie zbliżającego się omdlenia, mroczki, niepełne oddychanie, ciągłe uczucie zimna, bólu - jakby ciało odkleiło się od kości, ból w klatce piersiowej i wzdłuż kręgosłupa, wrażenie jakby się połknęło słonia jeszcze przed śniadaniem, do tego schodzący kamień z nerki i drugi już rok ból zębów...
Według wstępnej diagnozy lekarza pierwszego kontaktu wrzody żołądka, bądź IBS ...
Nie dam się. Walkę rozpoczynam. Jutro pierwsze badania, podstawowe, od których zacząć trzeba.

Walkę rozpoczyna też Charlie. Drugą... ze szkarlatyną.
Trzymaj się rycerzu... marchewko moja.
Lolu, księżniczko nasza... nie daj się i tym razem.

p.s. znikam ostatnio na jakiś czas, co jakiś czas, bo mam radiowy przedpotopowy internet, z którym sobie nie radzą i usterki po dwa dni naprawiają... więc wybaczcie moje nagłe zniknięcia

Wasza przez czarownice nakłuwana
Virginia