wypadłam z karuzeli
i tak od niedzieli
do niedzieli
próbuję
zapytać pana od
czerwonych guzików
czy jak przyjdę
za tydzień to jeszcze
tu będzie
ogłuchłam od myśli
oślepłam na innych
wszystko mija
mnie szeptem
a ja stoję proszę pana
na zakręcie
i tęsknię
...
za karuzelą też
p.s dziękuję za słowa pełne obaw kierowane do mnie różnymi drogami, zapracowana jestem i usuwam się w cień, kiedy tylko mogę, by ciszy zaczerpnąć, rozpoznać siebie w sobie tej zabieganej, zmęczonej, obolałej... kręgosłup mi padł. Złożył się jak domino w najmniej oczekiwanym momencie, choć znając go mogłam się tego spodziewać. Ból to największy dla mnie wróg, odbiera mi uśmiech. Jednak z sił opaść nie mogę na dobre. Nie chcę. Nawet w mailach znajduję marzenia.
p.s pamiętacie jak cieszyłam się ze szczeniaków? straciłam trzy psie istnienia w moich dłoniach... od tej chwili ból mnie dopadł. Czyżbym odchorowywała smutek? Całkiem możliwe. Z drobnych cząstek się składam i nie wiem którą winić, więc przetrzymam to dzielnie i wrócę jak już za zakrętem jasność zobaczę. Tymczasem walczę by nie wcisnąć delete. Bo nie mam obecnie nic do powiedzenia. Pożegnam się z nadzieją, że wrócę.