2011-04-01

Z pokładu codzienności


Znów zamykam za sobą kolejne drzwi, by móc na wiosnę wejść gdzieś oknem. Wszystkie zawsze lśnią, tylko nie moje. Mam kilka kartonowych kwiatów ponaklejanych na szybach, kilka odciśniętych nosów, jedne usta i ślady piłki na suficie. Wiosennie. Tak się właśnie czuję, przymykam oczy na wiele spraw, rozjaśnia mi się umysł. Powinnam dziś zapijać smutki czerwonym schłodzonym, związane z opuszczeniem posterunku, tymczasem radośnie zjadłam puchar lodów w wannie. Kolejny tego tygodnia. Przyglądam się ludziom na ulicach, nie wszyscy tacy wiosenni, dziś główka czosnku panią z zadartych nosem zdenerwowała. Furia ją opętała, wyglądała jakby się zderzyła z pomidorem. Pomachałam jej prymulkami przed nosem, wskazałam kierunek słońca, i udałam się do nie swojego samochodu. Żadna klamka nie działała, nie szło wejść, słoik z dżemem na stojaku??? U mnie w samochodzie? Wolę nutellę łyżkami.  Babciu kochana, to nie mój samochód, przejdźmy proszę pięć metrów dalej. Babcia spłakana, żonkile na przednim siedzeniu. Jest, trafiłam, mój śmiech zabił panią od czosnku, która na rogu ulicy nadal wargę wietrzyła... ach, Ci ludzie. Ja  wyluzowałam. Rozłupałam granitową jaskinię. Jeszcze kilka dni temu było mi smutno, że znowu sprowadzam panów do przewożenia mebli, że samochód przeciążyłam kartonami zbędnych roboczych gadżetów, że poddasze zmieniłam w sklep z mazidłami, że spędziłam pół roku w nadziei na powodzenie biznesu, że znowu zdaję klucze od kolejnego lokalu... jednak wyznaję zasadę, że zamykam za sobą sama drzwi, kiedy czuję już, że ktoś chce mi nimi trzasnąć przed nosem. Nie wiem co będzie dalej. To nie czas na zamartwianie się, Charlie kończy w poniedziałek dziesięć lat, jestem dumna z syna, szczęśliwa, że mam do kogo wracać. Lola kwitnie. Charlie rośnie w siłę. Druga Połowa szanuje moje decyzje. Z miłą chęcią więc zostawię ludzi w mieście, tych od lamp w ramach kaucji za gwóźdź i kilka plam na ścianie, tą panią od czosnku, tą od dobrego kremu na zmarszczki do dziesięciu złotych, tych w banku, i tych na poczcie też. Ludzie są jak czajniki. Ciągle się gotują. Potrzebuję kłódki na furtce, i zapachu trawy o poranku. Mam tydzień wolnego, ogródek do wyplewienia, zaległe książki, listy, kawy w miękkim fotelu, spokój do wychwycenia, scrapy do zrobienia... Nie sposób oszukać samej siebie. Przekonuję się o tym po raz kolejny. I z wiekiem jest mi coraz lepiej z tym jaka jestem.

p.s dziś prima aprilis, dajcie się nabrać, śmiech to zdrowie :) Pamiętacie jakiś żart, który zapadł Wam w pamięci? Ja trzy lata temu, zapakowałam Lolę do wózka i przeszłam siedem km do centrum. Mina męża kiedy wyskoczyłam zza regału w sklepie bezcenna :)