Docierają do mnie z różnych stron wyróżnienia, dla mnie, bądź dla strony, którą tworzę i której jestem częścią. Ja i mój świat. Ja i Wy. Ja i słów kilka. To bardzo miłe, ale też zobowiązujące. I nie mam tu na myśli ciągnięcia łańcuszka, a raczej słów więcej, niż kilka. Czyli systematyczne pisanie. Tymczasem wena mi zamarzła. Od miesiąca próbuję zerkać przez mały otwór pod powierzchnię własnego umysłu i ciemność widzę. Widzę ciemność. Mam pełne kieszenie słów, pomysłów, marzeń , dokładam je już nawet do cudzych palt, bo wiercą mi dziury w całym. A mnie brakuje tego wiosennego wigoru, bezsenności, lodów z ciepłymi malinami i kwiatów. Pierwsze tulipany na stole wpłynęły na mój koloryt skóry na nosie, ale jeszcze mnie nie wybudziły ze stanu zimowej hibernacji. Jutro zakupię nowy bukiet. Pomaluję paznokcie. Przeprowadzę się do czerwonej torebki. Zarzucę charms'a z kubkiem kawy i imbryczkiem na szyję. Wzmocnię się o poranku, by po całym dniu obowiązków, nie ulec zimie, która notorycznie zamyka mi oczy w wannie i nie mogę doczytać książki "Paryż nigdy nie ma końca". Jakby ta książka , tak jak Paryż, też nie miała końca.
Rozpędziłam się. Miało być o wyróżnieniach. Dziękuję Marioli z ArsDecoria, Basi z Junior, SPINK i Ja, Joter, Genevieve, Dei z In The Garden... i czuję, że jeszcze kogoś ominęłam. Jeśli tak, to przepraszam. Pewnie zawiodę też ofiarodawczynie, ale nie pociągnę dalej zabawy. To zbyt trudne, poddaję się. W panelu po lewej stronie znajduje się ponad sto blogów, które odwiedzam, jedne częściej, inne rzadziej. Dlatego nie podejmę się wyboru tylko dziesięciu, bo czułabym się z tym źle. Każdy z zapisanych cenię za coś innego, do wielu odnoszę się w rozmowach w życiu codziennym, wielu chciałabym dorównać. Chyba jestem uzależniona. Pytanie tylko, czy można ten niezdrowy nawyk (zaczynam źle widzieć) włożyć w jedną szufladkę, związaną z maniakalną potrzebą czytania, czy jest to uzależnienie od świata wirtualnego, które podobno rzadko komu na dobre wychodzi?