2009-02-11

Za oknem znowu pada deszcz ze śniegiem, szarość króluje, horyzont zanika. Wiosna mimo kilku prób przejęcia pałeczki, poddała się. Odeszła. Zapomniała jak bardzo potrzebna jest ludziom do życia, szczególnie mojej skromnej osobie. Jestem spragniona słońca, pączków na drzewach i długich ciepłych wieczorów na tarasie. Chcę już zobaczyć motyla, ludzi na rowerach i kwiaty w ogrodach ...
Zupełnie inaczej się wtedy myśli, żyje i oddycha.
Wnoszę zatem apel i zbieram podpisy pod petycją o przywrócenie wiosny :)

Nawet kryzys gospodarczy już zupełnie nie ma czym oddychać. Robi się niebezpiecznie nerwowo i chyba pora kupić świnkę skarbonkę. Taką jak to za dawnych lat się w kiosku ruchu na rogu ulicy kupowało.
Upada wszystko co wydawało się, że przetrwać powinno. Huragan sieje postrach wśród całego świata, zwanego obecnie wyjątkowo niestabilnym dominem.
Ludzie nie mają w co inwestować, na słowo giełda wszyscy torsji dostają, nieruchomości spadają z cen i jest ich coraz mniej na rynku, a banki stały się największymi wrogami przeciętnego kowalskiego, bo pomału taki nie spełnia warunków, żeby w ogóle do banku zostać wpuszczonym.
Myślmy zatem...może coś wymyślimy, bo teraz to już etap, że myśleć muszą wszyscy.

Zasiadłam rano do swojej pracy, zrobiłam sobie kubek gorącej jeżynowej liptonki i przejrzałam raporty, które kurczą się w swych wynikach i co tu dużo mówić u mnie też wygląda to źle. Zaraz po skarbonce kupię sobie chyba jakiś poradnik "jak przetrwać" i być może skorzystam z wcześniejszych pomysłów mojej Drugiej Połowy. Będę turystów puszczać z góry w magicznej kuli, a jak nie będzie chętnych to sama siebie puszczę i może chociaż jakiś rekord guinnessa strzelę .. a co... jakby nie było też jakiś sposób na życie :).

p.s.
Charlie zaraz wróci ze szkoły, więc pora do kuchni się udać, włączyć radio i posłuchać może czegoś wiosennego, co bym obiadu w tej szarości nie zatraciła.
A Lolka właśnie ukradkiem dopiła mi resztkę herbaty i dumna jest, że się jej udało zrobić to niezauważalnie i polać drugą już dzisiaj bluzkę.
W przeprosinach otrzymałam całusa ze świeżej kieszonkowej dostawy. Od kilku dni przechowuje w nich buziaki i rozdaje swoją miłość z małych rączek... oby te zapasy się jej nigdy nie skończyły ...

A ja skończyłam "Kieszonkowy atlas kobiet"... wrócę jeszcze do niego. Fenomenu Marysi Peszek i jej "Paszportu Polityki" nie rozumiem, ale Sylwię Chutnik jak najbardziej tak. To cztery odrębne historie: Czarnej Mańki, pani Marii, paniopana Mariana i Marysi...
Mimo kieszonkowego formatu nie polecam jej jednak na lekturę wakacyjną... to raczej zimowy nastrój, takiej oto dzisiejszej za oknem szarości.

Miłego dnia kochane/ni :)