2009-01-20

Trol tu... trol tam...

No i krew mnie zalała z samego rana. Kuśtyk kuśtyk doszłam do kuchni po tabletki, zwinęłam się w kuleczkę i próbowałam przeczekać, aż łaskawie ten max działać zacznie. Ale max chyba maxem jest dla anorektyczek i ja po wczorajszym opakowaniu malinówek w czekoladzie się nie łapię.

Trole grają w berka. Głowa mnie boli z tego rumoru, a umyć muszę włosy. Długie blond włosy, które po umyciu zwiększają swą objętość trzykrotnie i nie chcą współpracować z kolegami ani po prawej, ani po lewej. Każdy mój włos to indywidualista dopóki ich żelazkiem nie załatwię. A grzywka odkąd stała się gwiazdą pierwszoplanową i tak żyje swoim życiem.

Wyboru jednak nie mam, kobieta to nie świątynia. Zrobię kuśtyk kuśtyk do łazienki, schylę się i wpadnę do wanny... nie, nie, nie mogę, dziecko chce jeść, pić, siusiu, książeczki, klocki i w koalę się pobawić. A za dwie godziny do owego dziecka dołączy drugie dziecko i... schowam się chyba do kubła na śmieci.

Zwlekam więc swoje ciało na placek rozwałkowane i ruszam na podbój dzisiejszego dnia, a popołudniu do pracy... Kocham swoją pracę, kocham swoją pracę, kocham swoją pracę...pora zakończyć separację.

A trole siedzą i zawijają mi nerwy w sreberka ...