2008-08-27

Nowe życie... szkoła już za 6 dni

Od poniedziałku czeka mnie nowe życie, nieznane dotąd. Narodzę się powtórnie, z tym, że znacznie silniejsza i jeszcze bardziej zorganizowana.
Taki założyłam sobie cel.
Wyrzucę z głowy zatruwający mi słoneczne dni paradoks...
Nie będę już starała się rozumieć wszystkich ludzi i okoliczności, bo i tak nie mam na pewne sprawy wpływu. A im bardziej próbuję zrozumieć życie, tym bardziej ono wymyka mi się spod kontroli. Czasem się zatracam w tym, czyim życiem aktualnie żyję. Chciałabym być wszędzie i dla wszystkich.

Na lodówce w poniedziałek pojawi się stado magnesów przytrzymujących owo nowe życie. Charlie rusza do szkoły. Czy to prawda, że pierwsza klasa wyryje w jego głowie miłość, bądź nienawiść do edukacji? Czas pokaże.
Gdyby można było iść już dziś, ruszyłby natychmiast z przygotowanym od dwóch tygodni plecakiem. Jak będzie za tydzień, miesiąc, pół roku... tego nie jestem w stanie przewidzieć.
Ale jestem dobrej myśli.
W końcu to mój syn... wierzę w niego i jego prospektywny rozwój, ale nie mam chorych ambicji. Nie zamierzam codziennie ustalać mu gry na pianinie, angielskiego, niemieckiego, francuskiego, gry w tenisa, na skrzypcach, kursu tańca, ceramiki, basenu, ping-ponga, kursu szybkiego czytania, malowania i gotowania... niech korzysta jeszcze z ostatnich lat dzieciństwa, niech pozostanie w jego harmonogramie czas na zabawę.
Sam wyraził chęć na basen i kółko plastyczne. Spełnimy prośbę. Kolejne trzydzieści zajęć nie zrobi z niego omnibusa. Raczej dziecko przemęczone i wyprane z dzieciństwa. Wiedzę i umiejętności należy dawkować.

Wspólnie więc wkraczamy w jego nowy świat. Nie mogę się już doczekać kiedy poznam jego mocne strony i wyłapię słabsze... Kiedy będzie pasowany na ucznia... Kiedy przyniesie pierwszą ocenę w postaci uśmiechu.
Ciekawa jestem czy wyrośnie na humanistę, czy bardziej pokocha nauki ścisłe? Pilot, ekonomista, lekarz... a może strażak, policjant, zawodowy żołnierz... a może fotograf, dziennikarz, artysta...
Kimkolwiek będzie, zawsze będę go wspierać.

Jak na razie wydaje mi się to takie odległe... przecież czuję jakby to wczoraj przyszedł na świat i podał mi swoje serce na malutkich rączkach.