2008-08-25

Czy warto?

" Zaczęłam czytać pierwszy tom swojego dziennika; widzę właśnie, że obchodzi już drugie urodziny. Zdaje mi się, że tego pierwszego tomu nie czyta się tak dobrze jak ostatni; oto dowód, że wszelkie pisanie, nawet takie nie przemyślane notatki, ma swoją formę, której człowiek się uczy. Czy warto pisać dalej? Problem polega na tym, że jeśli się będzie pisało jeszcze przez jakiś rok, dwa, to stworzy się sobie w ten sposób poczucie zobowiązania do dalszego ciągu. Zastanawiam się, dlaczego to robię? Częściowo pewnie z powodu dawnego odczucia upływu czasu: 'Skrzydlaty rydwan czasu wciąż się zbliża'. Czy to pisanie go zatrzymuje? "

                                               wtorek, 7 października 1919r., Virginia Woolf

Ten blog istnieje od marca tego roku i dziś, a właściwie wczoraj, zaczęłam się zastanawiać, czy warto go dalej pisać?
Czy ma to jakikolwiek sens?
Czy nie działam tylko i wyłącznie na swoją niekorzyść wyrażając publicznie swoje myśli, opinie na różne tematy, czasem sprzeczne z tymi, które większość uznaje za stosowne?
Nie toleruję hipokryzji i nie stworzyłam tego bloga, po to, żeby wyrażać w nim kogoś innego niż jestem naprawdę. Chcę być szczera w tym co robię.
Ale czy faktycznie warto to robić?
Nie wiem...jestem na etapie głębokich przemyśleń.

I nie jest to wina czytanego właśnie Dziennika Virginii Woolf i umieszczonego powyżej jego fragmentu.
To konsekwencja mojej rozmowy z Urzekającą, której blog zniknął z dnia na dzień. Nagle. Bez zapowiedzi zbliżającego się kresu.
Blog lubiany, szanowany, często odwiedzany, mający wielu stałych czytelników. Ale będący też magnesem dla darmozjadów.
Urzekająca postanowiła zakończyć tą paradę zawistnych odwiedzających, likwidując bloga i adres mailowy, na który spływały niemiłe maile.
Przykro mi. Bardzo będzie mi go brakowało.

Stąd wzięły się moje przemyślenia.
Czy chcę doczekać momentu takich maili?
Czy wszyscy ludzie zasługują na to, żeby zapraszać ich do swojego życia?
Jestem pewna, że NIE.
Ale jak do cholery mam dokonać selekcji?
Jak zamknąć drzwi przed nosem tym, którym nie mam nic do powiedzenia?

Poznałam tu wiele cudownych duszyczek, związałam się emocjonalnie z tym miejscem i nawet jeżeli będę musiała się z nim rozstać, to będzie mi bardzo ciężko.
Mam jednak świadomość tego, że codziennie kilkadziesiąt wejść jest tylko po to, żeby ktoś zaspokoił swoją własną ciekawość i podkręcił poziom zawiści we krwi.

Marzę o tym, żeby liczniki takie wejścia osobno zaznaczały.