2008-03-27

Poznanie

Przeczytałam właśnie na blogu pisarki Moniki Sawickiej (www.monikasawicka.broszka.pl) jej piękną historię początków przyjaźni z pisarzem Januszem Leonem Wiśniewskim. Zaczęła się ona dosyć oryginalnie od rzucenia "Samotnością w sieci" o ścianę jakiegoś hotelu w Ciechocinku, co ze względu na ów pisarki podobno wrodzoną pechowość zaowocowało upadkiem wiszącego na ścianie obrazu. Po powrocie do domu, nie do końca wiem, czy wino czy kelner czy sałatka arbuzowa :) skłoniły ją do napisania maila do tegoż Autora. I znów ze względu na ciągnącego się jak krówka za nią pecha, mail wysłał się w połowie. Ale jak widać Panu JWL to nie przeszkadzało, bo przyjaźń trwa po dziś dzień.
Moja przygoda z Moniką Sawicką rozpoczęła się podobnie. Z tym, że nie rzucałam niczym o ścianę. Wręcz przeciwnie, ściskałam coś mocno w dłoniach. Tym czymś była książka "Kruchość Porcelany", jej debiutancka powieść.
Pamiętam do dziś ten dzień. To był wtorek, 10 październik 2006 rok. Łatwa do zapamiętania data...urodziny teściowej. Niby teściowa szczęścia nie przynosi, ale jednak w tym wypadku nastąpił wyjątek i dzień ten zmienił moje życie.
Byłam w siódmym miesiącu ciąży z moją córeczką. Złe samopoczucie zmusiło mnie do pozostania w łóżku tego dnia i tak się złożyło, że do wieczora prawie z niego nie wychodziłam. Nawet nie ruszył mnie mój ukochany, wówczas na topie serial "Magda M.", dla którego co wtorek rzucałam wszystkim o 21.30 i nic poza ekranem telewizora mnie nie interesowało.Nie ruszyła mnie też przyjaciółka, która jak zwykle w przerwach na reklamy próbowała się do mnie dodzwonić w celu obgadania tyłeczka Pawła Małaszyńskiego.
Tym razem było inaczej. Odcięłam się. Potrzebowałam ciszy. Od rana tak głęboko weszłam w świat Zuzanny, że nie miałam sumienia zostawiać jej samej. Chciałam prowadzić ją za rękę już do ostatnich stron. Bo już dawno żadna książka nie zawładnęła moją duszą, moim umysłem i moim sercem, aż tak bardzo, żeby z oczu przez pół dnia leciały mi na przemian wielkie łzy smutku i radości. Umiejętność wywoływania emocji Monika Sawicka dopracowała tu do perfekcji.
Ostatnich stron nie zdradzę. Zakończenie zaskakująco wiercące dziurę w sercu. Chusteczek mi zabrakło, oczy spuchły, dziecko w brzuchu spać nie mogło do rana. Zamykając książkę z żalem, że to już koniec, zobaczyłam na okładce maila do pisarki. Nie zastanawiałam się długo. Siadłam i napisałam to co czułam. I wysłałam. Głupio mi było jak nigdy dotąd, jak sobie odczytałam ją jeszcze raz, a tam bez Pani tylko tak per Ty walnęłam. Myślałam, że się ze wstydu spalę, ale już nie było co odkręcać.
Ku mojemu miłemu zaskoczeniu jeszcze tego samego dnia, miałam odpowiedź na skrzynce. Zaczęłam korespondować z kobietą, która była dla mnie zupełnie obca, ale czułam od niej niesamowitą życzliwość, sympatię i anielski spokój. No i pokochałam ją od razu, za wrażliwość, za poczucie humoru, za "Kruchość Porcelany", która do teraz nie znalazła zastępcy w rankingu moja ukochana książka.
I tak rozkręcała się nasza znajomość mailowo smsowa. Aż pewnego dnia, 8 sierpnia 2007 roku o godzinie 21:48 o mało nie padłam trupem, kiedy przeczytałam smsa, bo zupełnie wcześniej nie rozmawiałyśmy na takie tematy: Kochana, a gdzie Twoje teksty? Dwa razy maile ci słałam? Coś pisujesz? Chciałabym wydać jedno Twoje coś w mojej październikowej książce. Nie opiszę tu co się ze mną wtedy działo, bo pomyślelibyście, że nie jestem zdrowa na umyśle. Wariactwo, istne wariactwo i niesamowita panika czy dam radę. No i oczywiście płacz, bo w takich sytuacjach to ja ryczę jak wąż ogrodowy. Miałam tydzień czasu na przesłanie czterech tekstów. I tym sposobem 19 października 2007r. zadebiutowałam na rynku wydawniczym krótkim, pełnym poczucia humoru opowiadaniem pt."Matka Polka", które ukazało się w czwartej już książce Moniki Sawickiej pt. "Demi Sec".

To był dla mnie wielki dzień. Zawsze pozostanie wielki. Ten pierwszy raz zawsze jest bliski sercu. I chociaż nie było to sto stron, tylko pięć, to właśnie one były mi potrzebne, żeby się przełamać, żeby pogrzebać w szufladach i przejrzeć zapisane kartki papieru. Żeby po prostu zacząć wierzyć w marzenia. Bo każdy z nas ma jakieś marzenia, ale nie każdy marzy o ich spełnianiu, a szkoda. Bo czasem są one na wyciągnięcie ręki i wystarczy w nie tylko mocno wierzyć. Mi oprócz wiary w marzenia pomógł jeszcze mój dobry Anioł-Monika, który kazał w ciężkich chwilach nie panikować tylko brać się do roboty :)
Dziękuję Radiu Vanessa, które było patronem medialnym "Kruchości Porcelany" i pewnego poranka przy kawie zanotowałam sobie tytuł książki, której fragment usłyszałam. Przeklinam moją miejscową księgarnię, która tej książki tego dnia nie miała (i nie ma jej nadal) i musiałam jechać trzydzieści kilometrów do Empiku.
I najmocniej jak potrafię, z głębi serca, dziękuję Monice Sawickiej, która oddała na kartki papieru część siebie co sprawiło, że do niej dotarłam i dzięki niej zaczęłam troszkę inaczej patrzeć na świat, bo poznałam swoją nową miłość jaką jest pisanie. Dzięki Monice przeżyłam przez ten rok wiele emocji (choćby te związane z Konkursem Literackim i trzecim miejscem) i wylałam wiele łez radości. Zyskałam nową pasję i wspaniałą Przyjaciółkę, którą tak kocham, że nawet dla niej nauczyłam się teleportować do Łodzi.