2010-12-28

Poświątecznie stosikowo

Wiedziałam co dla mnie będzie najlepsze... urlop na cały tydzień! Troszkę wymuszony, bo nie mamy z kim dzieci zostawić, ale za to jakże miły mej duszy. Ulga to niezmierna kiedy zamiast tkwić w zimnym kamerliku, pląsam w dresie po domu z "Damą Kameliową" Dumasa pod pachą, smażę naleśniki, turlam się ze skalniaka i przyglądam sarnom wlepiającym swe ślipia w moje raz za razem nogi uniesione wysoko ku górze. Na tarasie gapią się na mnie trzy lalki, jakby do sanatorium w góry przyjechały, w kolejności, Iga Papuga, Enna Kowalska i Martynka Holisz... Lola kazała mi zaadoptować trzy sieroty i nie opuszczać bidulek, więc od trzech dni jestem matką zastępczą trzech lalek. Ona ma pod opieką jeszcze sześć innych, ale te na śnieg wychodzić podobno nie muszą. Cwaniara, mnie przyszło ubierać na dwór piątkę dzieci. Na szczęście Charlie nie jest taki absorbujący, Aniołek docenił jego półroczną naukę i dostał pianino, co wiąże się już z zupełnym brakiem ciszy w domu, ale kiedy widzę te jego długie palce na klawiszach i kolejna kolęda odbija się od ścian, to jestem w stanie znieść wszystko i na zawsze, byle spełniał swe marzenia... Jak to jest, że w pewnym momencie nasze marzenia przestają być ważne? Że odpuszczamy, bo równie silną radość odczuwamy ze spełniania marzeń własnych dzieci. Całe życie uczę się być egoistką i jakoś mi to nie wychodzi, choć wiem, że jednego dnia zostanę z brakiem pomysłu na siebie. Zapatrzona we własne dzieci zgubię po drodze dwadzieścia lat i zacznę marudzić, że już jestem stara, samotna i do niczego się nie nadaję. Mam pewne plany, marzenia, ale ciągle puszczam kogoś lub coś przodem... ciągle dla kogoś, lub z jakiegoś powodu,  staję w cieniu peronu i patrzę jak pośpieszne pociągi zabierają tych co to przepchać do przodu się potrafią. Ja nie należę do tej grupy kobiet, które mają potrzebę wkomponowania się w tłum i jechania w tym samym kierunku, mnie wystarczy iść piechotą, wzdłuż torów, nawet dopuszczam wizję samotnego spaceru, ale muszę mieć cel. Czy zatem go nie mam, czy tylko obawiam się, że znowu będzie chybiony? 
Idę do wanny, posiedzę tam do Nowego Roku, może na coś wpadnę... 

 Tymczasem, nim oddam się rozwijającej moje myśli aromatycznej kąpieli prezentuję mój świąteczny stosik, w który wkład miały różne bliskie mi osoby (od dołu):
1) "Przelewickie opowieści" - Romana Kaszczyc
2) "Buddenbrookowie" - Tomasz Mann
3) "Spuścizna" - Isaac Bashevis Singer
4) "Rok potopu" - Margaret Atwood
5) "Portret Doriana Graya" - Oscar Wilde
6) "Dama Kameliowa" - Aleksander Dumas
7) "SOS" - Jerzy Surdykowski
8) "Hanemann" - Stefan Chwin (zakup własny)
9) "Za zakrętem" - Marika Krajniewska (zakup własny)
10) "The Waves" - Virginia Woolf (to pierwsza moja anglojęzyczna wersja książki Woolf; przyjechała do mnie prosto z Londynu i nie ukrywam, że to właśnie z niej w te Święta najbardziej się ucieszyłam)
11) "Grupa Bloomsbury. Brytyjska bohema kręgu Virginii Woolf "(zakup własny, przywieziony z wystawy w Krakowie i zapakowany pięknie pod choinkę... cudo, które dopełnia moją kolekcję książek o Woolf)

Dobranoc. Budzik do szuflady, miś pod poduchę, a nogi do wanny. Biorę trzy mandarynki, dodatkowy kaloryfer i Dumasa... swoją drogą zdarzyły się Wam jakieś wpadki w księgarni? Mój mąż poprosił  w Matrasie o "Damę Karmelową" i został wyśmiany. Powinien wiedzieć, czy pani powinna umieć się zachować? Potem się tak zakręcił w swych przekręceniach, iż wyszło z tego, że kupił "Dumę i uprzedzenie" :). Mnie się ta pani nie spodobała, przyfiluję ją sobie i zapytam następnym razem, czy wie co to na przykład użytkowanie wieczyste? Ale temat zachowań się w księgarni to osobny temat... może kiedyś znajdę na niego czas, jak i na wiele innych tematów. Prawda, że znajdę? :)