2010-02-04

Wrrrrrrrrrrrrr...

Znowu nas przykryło płachtą białego puchu. Zaczyna mnie to męczyć i choć staram się  nie narzekać, to dziś czuję się jakbym nosiła na plecach skorupę niepowodzeń ostatnich dni i chyba mnie trochę przygniotło do poziomu średniej wielkości psa.
Mam dość zimy… ileż można się przewracać, zdrapywać lodu z szyby, pchać auto pod górę, ubierać się i rozbierać, przenosić psa w bezpieczne miejsce, żeby go spadający lód z dachu nie zabił, dmuchać w suche jak rodzynki dłonie i w dziurkę od zamarzniętej na skrzynce pocztowej kłódki. Ileż można odgarniać metrów śniegu i płacić kosmicznych rachunków za gaz. Ileż można spać w skarpetkach i szlafroku, cierpiąc przy tym na chorobę supła, czyli krótko mówiąc mieć odgnieciony notorycznie węzeł od szlafroka na brzuchu.


Dziś się nie wyspałam, bo wiatr tańczył rock&rola i prawie wyrwało nam rolety z okien, a kratka wentylacyjna u sufitu całą noc próbowała popełnić połamanie skacząc z wysokości i wierciła mi swoją niepewnością dziurę we śnie. Nie dojechałam też do dentysty i nie znalazłam po trzech dniach szukania wczasów - Villaggio, który zadowoliłby wszystkich , szczególnie Drugą Połowę. Zatem szukać przestałam. Nigdzie nie jadę.
Poza tym... nie ręczę za moje słowa, jak jeszcze raz ktoś do mnie zadzwoni i zaproponuje mi marketing wielopoziomowy rozpoczynając rozmowę od stwierdzenia bo ty masz w tym doświadczenie. Owszem mam, ale to właśnie doświadczenie traktuję jak opatrzność  boską i nigdy już na trzeźwo i na szeroki aż za uszy uśmiech nie wpakuję się takie bagno, które z ludzkiego wnętrza po upływie czasu robi kogel mogel i człowiek początkowo gubi przez dziurawe ego szacunek do siebie, a chwilę później do innych. Dlatego... już nigdy nie dam się nabrać na żaden MLM, żadne cud miód hiszpańskie biżuterie, rozlewane w garażu perfumy, żadne produkty gospodarstwa domowego, latające odkurzacze, magiczne szmatki, żadne ekologiczne kiełbasy, czy pieluchy dla starców. Oszczędźcie moich zszarganych nerwów i nie dzwońcie do mnie w tej sprawie!!!
I wiadomość z ostatnich minut tego koszmarnego dnia… dostałam przedsądowe wezwanie do zapłaty za studia, których nie rozpoczęłam.
Tadddddammmm, kocham Polskę!!! Nie podpisałam z uczelnią żadnej umowy, bo sobie z nami igrała raz tworząc grupę, raz nie... po czym teraz w lutym przypomnieli sobie, że odebranie indeksu 19 września, za który zapłaciłam osobne 21 zł, zobowiązuje mnie do zapłaty za pierwszy semestr studiowania. To, że jestem ze wsi, to nie znaczy, że dam się zastraszać... hellllooo, dziekanie, strzeż się. Idzie odsiecz e-mailem do Ciebie i jutro padniesz za zawał. 
Gdyby mnie długo nie było to znaczy, że jednak ten dzień mnie pokonał.

Wasza Waleczna z Wietrznego Wzgórza
Virginia