Trzeci dzień ferii rzeźbi moje ciało na kształt pocisków rakietowych. Muszę być smukła, pełna blasku i rządna misji do spełnienia, bo przecież ferie zobowiązują... mamuś, to tylko 14 dni, spraw by trwały wiecznie - wytoczył swe spostrzeżenia Charlie pierwszego wolnego dnia. Zatem jest mnie kilka kobiet, czuję jak nadmiar wrażeń szkicuje me różne postacie i jestem trudna do uchwycenia na płótnie codzienności. Tempo dziecięcych pomysłów wyprzedza każdy mój ruch, nim zorientuję się, że leci śniegowa kula, mam już na twarzy resztki nieprzyjemnej lodowatej mazi. Chwilę później, ku uciesze dwóch roześmianych małych twarzyczek, zjeżdżam z nogami w górze na plastikowym jajku wypatrując na niebie odbicia siebie, jakby fale obłoków były niczym tafla jeziora... a potem przebieram, suszę, sprzątam zalany przedpokój, herbata, obiad, kremowy budyń polany sokiem malinowym, sterta naczyń, pięć minut na chłodną kawę, Lola chce malować motyle, Charlie bawić się w chowanego... szukam pędzli, liczę do dwudziestu. Telefon. Nie dam rady. Proszę zadzwonić później.
Najlepiej za pięć lat. Proszę się nie zniechęcać... To naprawdę niedługo.
Tylko nie wieczorem. Wieczorami mnie nie ma. Wychodzę sama ze sobą poza ramy codzienności.