2008-09-20

Sezon marchewkowy otwarty

W środę wieczór Charlie źle się poczuł. Miał silny katar, uskarżał się na ból gardła i ogólne osłabienie. Ale gorączki nie miał. Wczoraj rano wszystko wskazywało na to, że nic mu nie jest, pozostał jedynie ból gardła. Ale ja tam szczerze mówiąc kompletnie nic nie widziałam.
Automatycznie zatem jego próby wymuszenia na mnie pozostawienia go w domu zetknęły się ze sprzeciwem. Pamiętam moje stukanie termometrem o kostkę od kciuka i tym samym sztuczne podbijanie gorączki (mamo wybacz).
W końcu jednak, ku mojemu późniejszemu niezadowoleniu wygrał i cały dzień rozrabiał, a jego energia odbiegała znacznie od energii dziecka chorego. Mimo wszystko wspomniał jeszcze kilka razy o gardle i pociągał coś nosem, więc zapobiegawczo dałam mu kilka lekarstw.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy na wieczór zaczął wyglądać jak zmutowana marchewka !!!
Pomarańczowy, opuchnięty, buzia w krostki.
Byłam pewna, że to wina zmieszania lekarstw i on jako alergik zareagował zaraz wysypką.
Na co Druga Połowa przyznała się z podkulonym ogonem, że w aptece mu powiedzieli, że Panadolu z Lipomalem nie można mieszać.
Jezusie kochany. Myślałam, że go spłuczę w toalecie.

 - To wcześnie mi mówisz o tym.
 - Nic mu nie będzie, zejdzie do jutra.

Ale do jutra nie zeszło. Co gorsze Charlie dziś z marchewki przemienił się w człowieka małpę. Przeraziłam się i to dość konkretnie. Nos dwa razy większy, spuchnięty między oczami. Te podkrążone i malutkie jak guziki. Broda niczym dojrzały bordowy pomidor, spuchnięta, zaogniona, szorstka, jakby go ktoś w nocy pumeksem wyszorował. Uszy spuchnięte, szyja i głowa cała w kropkach.Skóra na ciele nienaturalnie sucha, wygląda jak poparzona. Nie było na co czekać.

Wizyta umówiona na 12.
Stwierdzenie jednoznaczne.
Szkarlatyna. Dwa tygodnie antybiotyku, a potem wielkie łuszczenie się skóry, jak u węża.
Na śmierdzącego skunksa skąd żeś to chłopie przyniósł?
Piękne rozpoczęcie roku szkolnego.
Ale to nieważne. Damy sobie radę. Jeszcze pamiętam jak kolorować serię obrazków z religii.

Pytanie tylko... gdzie teraz ukryć Lolę?
Ona jest jeszcze mała, nie wyobrażam sobie teraz u niej szkarlatyny. Przyjmowanie lekarstw przez nią to moje wielkie siłowanie się, a jej plucie na cały pokój. Boję się, bo wczoraj miała gorączkę i o zgrozo piła z kubka Charliego.
Help, nie chcę dwóch zmutowanych marchewek w domu!!!

Na zakończenie dodam, że... boli mnie gardło, wszystkie kości i swędzi broda. Oczami wyobraźni widzę siebie ze spuchniętym nochalem.
Zaglądam co chwilkę do lusterka w celu namierzenia pierwszej krostki.

S.O.S...
S.O.S...
S.O.S...

Wasza przerażona wizją trzech zmutowanym marchewek
Virginia