2008-06-17

Wiatr podaje mi pod nos talerz całej okolicy

Lola śpi.
Nastał właśnie ten moment mojego dnia, kiedy mam przed oczami obraz narastających domowych obowiązków i nie wiem, w którą stronę się udać.
Wybrałam taras. Jest w koalicji z moją potrzebą napisania kilku słów.
Wzywał mnie od rana, pukając za pomocą delikatnego wiatru w okno tarasowych drzwi.
Poddałam się jego namowom. Często ulegam pokusom, które dają radość mojej duszy.
Na dworze chłodno, mimo słońca przedzierającego się przez las obłoków. Okrywam się moim ulubionym bordowym kocem i przerzucam pod nogami kilka kabli łączących mnie ze światem.
Kolorowy wiatraczek w donicy pełnej czerwonych kwiatów tańczy w rytm wystukiwany przez wiatr.
Płatki przekwitłych herbacianych róż wirują w powietrzu.
Wróble urządziły sobie pojedynek o samicę. Przelatują z drzewa na drzewo, trzepocąc energicznie małymi skrzydełkami.
Nie zwracają na mnie nigdy uwagi.
Wtopiłam się w ich życie. Codziennie boję się o ich los. Masywny sokół krążący nad ich codziennością spłyca ich zakochanie. Muszą być czujne w każdej minucie, nie mogą zapomnieć o swym przeznaczeniu.
Wieje, jak to zwykle bywa w środku kilkuhektarowego pola.
Wiatr podaje mi pod nos talerz całej okolicy.
Oczy same się zamykają.
Słyszę szum, jakby morze w oddali mnie zapraszało. Ale to tylko trawa za płotem, wysoka na prawie dwa metry. Ugina się pod ciężarem swej wysokości, po czym dumna podnosi się gdy wiatr postanawia zawrócić. Brakuje mi tylko zapachu morskiej soli.
Mogłabym tak spędzać godziny wyobrażając sobie plażę.

Robię łyk zimnej już kawy.
Przypominam sobie ostatnie miło spędzone dni.
Przyjaźń czyni cuda. Zaskakuje. Zatraca moje myśli.
Tak dawno nie widziałam się z Przyjaciółką, że jak wpadłyśmy sobie w czwartek w ramiona, to słowa zasypały nas jak kolorowe piłeczki moje dzieci w figlo parku. Miałyśmy sobie tyle do przekazania, opowiedzenia, że nie zwracałyśmy uwagi na czas, dzwoniące telefony i nawet na to co zamawiamy.
Ja, zagorzała fanka włoskiej krainy, zamówiłam sobie carpaccio, po czym doznałam szoku, kiedy na moim talerzu pojawiły się płaty surowego mięsa na zielonej sałacie!!!
Zjadałam. Nie myślałam o tym, gadałam i gadałam, na przemian z Przyjaciółką.
Przez dwa następne dni moje kubełki smakowe były mocno uszkodzone.

Przedwczoraj za to zostało mi to wynagrodzone.
Przyjaciele wiedzą co kocham, co sprawi, że się uśmiecham, co uwolni mnie od smaku carpaccio :)
Dostałam 40 czekolad!!! Dokładnie 41 !!!
Tak po prostu, bez okazji.
Jako dodatek do odwiedzin.
Niesamowite.
I jak tu nie być uzależnionym?
I jak tu nie kochać Przyjaciół?

Dziękuję, raz jeszcze.