2008-04-17

Jak bańka na choince

Nienawidzę wisieć w niepewności. Niestety od rana sobie w niej wiszę.Tak naprawdę to wiszę już od poniedziałku. I czekam i czekam, liczę i liczę, przeglądam te wszystkie papierzyska firmowe i ciekawość mnie zżera czego też się doczekam. Albo będzie w końcu ten awans, albo znowu jak długa rozłożę się centymetr przed metą. Cierpliwość nie jest moją mocną stroną i dlatego żeby nie zgrzytać zębami objadam się rodzynkami (zapas czekolady się zakończył). Co gorsza rodzynki też się już kończą.
List polecony oczywiście nie dotarł na czas, jakby mogło być inaczej.Pani na Poczcie wysyczała w okienko, że list polecony to nie przesyłka gwarantowana tylko planowana. Chyba jak mi pewna znajoma poradziła, zainwestuję w gołębie pocztowe. Może nie są tańsze, ale na pewno sympatyczniejsze.
Mimo tego jestem dobrej myśli, może warszawiacy wykażą się większym zrozumieniem, choć z tą moją firmą to bywa czasem tak jak z Pocztą Polską. Czasu nie przyśpieszę, muszę grzecznie, z pełną buzią rodzynek czekać.

Moja mała złośnica śpi. Mam chwilkę oddechu. Mogę zrobić sobie kawę i wypić ją z nadzieją, że nikt mi jej nie wyleje na kremowy dywan. Mogę w końcu też zajść do ubikacji i nikt nie będzie mi się na kolana drapał.
Moja córcia ma bowiem etap wiszenia na mnie jak bańka na choince. Nie mogę kroku zrobić bez niej, jak nie wisi na rękach, to wisi na nogawce. Jak się schylę do kredensu po garnek, to wisi małpiatka na plecach, jak siądę do komputera to ciągnie mnie za bluzkę i próbuje ukraść myszkę. A jak gdzieś się z nią wybiorę w teren, to jakby mi ją kropelką do klatki piersiowej przylepili. Taka z niej mała kangurzyca. Mam wrażenie, że ma na czole napisane "zawsze i wszędzie z mamą".
Męczące to strasznie, bo nawet przez telefon mi nie da porozmawiać, ale pewnie minie niebawem stan wiszenia na mnie (głęboko w to wierzę :) i moje dziecko będzie  bardziej samodzielne.
Na razie będę jej Mamą Kangurzycą.