Pielęgnuję
swoje przyzwyczajenia. Zachłannie ich dociekam. Bywam poirytowana,
kiedy znika mi z oczu jakiś przynależny tylko i wyłącznie mojej
osobie przedmiot. Na przykład aparat fotograficzny. Albo któreś z wiecznych piór, ołówków na wykończeniu,
notesów czy książek. Chciałabym móc zawsze je mieć pod ręką.
Czuć ich obecność, oddanie i przynależność. Tymczasem korzystam z nich tak często, że
śledzenie historii ich przemieszczania się nie sposób kontrolować.
Bywają w różnych miejscach domu (i torebki). Czasem zamyślona, ich siłą
przeniesiona w inny wymiar, zapominam gdzie ostatni raz czytałam,
pisałam, obserwowałam, miałam spokój. Niecodziennie przecież mogę pozwolić
sobie na skupianiu się tylko na sobie i własnym pragnieniu czy to czytania, czy notowania czy gapienia się tylko dla przyjemności na porozrzucane tu i tam książki. To jedynie część mojego
życia, a więc uczę się nią zarządzać tak, jak każdą inną jego częścią, z naciskiem na kontrolę, by przyjemności owej nie nadużyć, bo pragnę by końca nie zaznała. Z nowym rokiem niewiele się zmieni. Tak mi się
marzy. Zdaje się, że już większych zmian nigdy nie będzie. Może
jedynie przedmioty wyżej wymienione staną mi się jeszcze bardziej sentymentalnie
bliskie. Potrzebne. Częściej im będę ulegać. Systematyczniej. Z pierwszym zawsze ma się ochotę kosztować zmian. Nie na darmo rok się kończy i zaczyna nowy.
Książki
już niedługo oznaczę exlibrisem, skataloguję, pokuszę się o
przeliczenie, które planuję od dwóch lat. W końcu, zgodnie z
obecnym zapotrzebowaniem, ułożę w przyjazne napadom myśli grupy.
Notesy z kończącego się już roku zwiążę szarym sznureczkiem i
złożę jak to mam w zwyczaju do kufra, by w ramach wspomnień
kiedyś do nich (może) wrócić. A pióra? One jedyne nie odczują
zmian. Towarzyszyć mi będą przez kolejne miesiące. Fioletowo
pisząca Ginia marki Inoxcrom, niebieski Leon marki Waterman i
czarny Parker – Szekspir. O pióra zawsze drżę najbardziej. Na samą myśl o zaginięciu
ciemnoczerwonego skórzanego etui cisną mi się łzy do oczu. Nie
jestem piśmienniczą sybarytką, która nie korzysta z długopisu czy ołówka. Wręcz przeciwnie, ołówek trzymam w dłoniach najczęściej. Piórem jednak wnikam w jakiś innym
poziom słów i trudno byłoby mi zaakceptować ich stratę. Wypisuję
nimi pocztówki, piszę listy, notuję. Najczęściej ostatnio
Szekspirem, bo on jest mi najbardziej pobłażliwy i chyba
genetycznie ma zakodowane sprostanie wszelakim z piórem związanym
przeciwnościom. A kto piórami pisze, ma świadomość ich
niesubordynacji i egoistycznych poczynań.
Sonnet
Parker 5th
od samego początku skojarzył mi się z Szekspirem i jego sonetami.
Dlatego mówię na niego Szekspir, choć ma wyjątkowo kobiecą
stylistykę, bo został stworzony z myślą o kobietach i ich
zapotrzebowaniu na solidny, trwały luksus (delikatny kolor Różowego Złota
CT, subtelność Perłowej Laki GT i perfekcja wykończenia Perła i
Metal CT - według danych firmy Parker - choć ja zamiast różu widzę piękny rozjaśniony słońcem kolor łososiowy, a zamiast luksusu w torebce noszę szybciej bijące serce).
Kiedy napisałam nim pierwsze słowa poczułam, że oprócz elegancji i klasyki, którymi zadziwia od pierwszej chwili, jest w nim niezwykle misternie rozwinięta nowoczesność. To pióro pisze samo, z niezwykłą lekkością i precyzją, zachowując tak charakterystyczny i (mnie osobiście) potrzebny szmer na papierze. Tym modelem najlepiej wypisuje mi się pocztówki, bo jego wielką zaletą jest niebrudzenie co pozwala na szybkie zmieszczenie się ze wszystkim co pilne na małej powierzchni. Bez obaw o rozmazanie i zlanie się liter. Przyjazny też jest dedykacjom, które zamieszczam czasem w ramach prezentu w książkach. Słowa się nie odbijają nawet gdy zamykam książkę po sekundzie, i nie przebijają na kolejną stronę, co doceniam też pisząc nim w notesie czasem bardzo intensywnie przeskakując na różne strony.
Zawdzięcza się to przełomowej technologii 5th, której ta amerykańska firma poświęciła 18 miesięcy. pracy. Dzięki zaangażowaniu twórców system napełniania Parker 5th eliminuje wycieki tuszu spowodowane ciśnieniem, naciskiem i temperaturą (co zostało sprawdzone w różnych warunkach pogodowych), a końcówka wkładu umieszczanego pod metalową stalówką jest zaprojektowana w taki sposób, aby nie zasychała pozostawiona nawet na całą noc. Efekt tych innowacji jest doskonały. Daje poczucie pewności, niezawodności i przyjemności. To dla mnie najważniejsze w pisaniu. Bym mogła martwić się tylko o efekt literacki, a nie wizualny i estetyczny. Dlatego, choć jego zewnętrzna szata jest pełna wdzięku i lśnienia, nadałam mu imię męskie. Wydaje mi się stanowczy w swych zamierzeniach i genialny, tak jak Szekspir w swoich sonetach.
Kiedy napisałam nim pierwsze słowa poczułam, że oprócz elegancji i klasyki, którymi zadziwia od pierwszej chwili, jest w nim niezwykle misternie rozwinięta nowoczesność. To pióro pisze samo, z niezwykłą lekkością i precyzją, zachowując tak charakterystyczny i (mnie osobiście) potrzebny szmer na papierze. Tym modelem najlepiej wypisuje mi się pocztówki, bo jego wielką zaletą jest niebrudzenie co pozwala na szybkie zmieszczenie się ze wszystkim co pilne na małej powierzchni. Bez obaw o rozmazanie i zlanie się liter. Przyjazny też jest dedykacjom, które zamieszczam czasem w ramach prezentu w książkach. Słowa się nie odbijają nawet gdy zamykam książkę po sekundzie, i nie przebijają na kolejną stronę, co doceniam też pisząc nim w notesie czasem bardzo intensywnie przeskakując na różne strony.
Zawdzięcza się to przełomowej technologii 5th, której ta amerykańska firma poświęciła 18 miesięcy. pracy. Dzięki zaangażowaniu twórców system napełniania Parker 5th eliminuje wycieki tuszu spowodowane ciśnieniem, naciskiem i temperaturą (co zostało sprawdzone w różnych warunkach pogodowych), a końcówka wkładu umieszczanego pod metalową stalówką jest zaprojektowana w taki sposób, aby nie zasychała pozostawiona nawet na całą noc. Efekt tych innowacji jest doskonały. Daje poczucie pewności, niezawodności i przyjemności. To dla mnie najważniejsze w pisaniu. Bym mogła martwić się tylko o efekt literacki, a nie wizualny i estetyczny. Dlatego, choć jego zewnętrzna szata jest pełna wdzięku i lśnienia, nadałam mu imię męskie. Wydaje mi się stanowczy w swych zamierzeniach i genialny, tak jak Szekspir w swoich sonetach.
Na dobranoc wrócę do Szekspira...
5th Sonnet
The lovely gaze where every eye doth dwell,
Will play the tyrants to the very same
And that unfair which fairly doth excel:
For never-resting time leads summer on
To hideous winter and confounds him there;
Sap check’d with frost and lusty leaves quite gone,
Beauty o’ersnow’d and bareness everywhere:
Then, were not summer’s distillation left,
A liquid prisoner pent in walls of glass,
Beauty’s effect with beauty were bereft,
Nor it, nor no remembance what it was:
But flowers distill’d, though they with winter meet,
Leese but their show; their substance still lives sweet.
(http://shakespeare.edublogs.org)
One
godziny, których prace błogie
Kształt
utworzyły oczom wszystkich miły,
Wnet
jak tyranki zabawią się srogie
I
piękności zniszczą, gdzie jej blaski lśniły.
Czas
niestrudzony ku zimie prowadzi
Młodziutkie
lato i tam wiotkie zdradzi.
Sok
skrzepnie w mrozie, zginą wdzięczne listki,
Śnieg
krasę skryje; wszędzie nagie pustki.
Gdyby
nie była zawarta treść lata
W
szklanym więzieniu, co ją płynną mieści,
To
by piękności stała się utrata,
O
pięknie nawet zaginęły wieści.
Kwiat
w woni żyje: srogie zimy słoty
Szatę
mu zedrą, nie zniszczą istoty.
Wiliam
Shakespeare, Poezje wybrane, wybór i opracowanie Bohdan Drozdowski,
przekład 5. Sonetu - Mus (Maria Sułkowska)