2012-05-25

Prowincjonalnie, o smaku rabarbaru...


w prowincjonalnym małym mieście
tak niepozornie mija życie
i wszystkie dni są takie proste
jak prosta bywa pieśń lub miłość (...)

śpiewał mi rano Turnau. zapalenie krtani pozwala mi swobodnie milczeć, z przyjemnością po całym tygodniu słów oszczędzam. uporałam się z pracą, dziś już lekarstwa zażywam. odgłosów prowincji rano, w południe i wieczorem. dawka według uznania. przedawkowanie dozwolone. radość mnie wypełnia. spokój. ptaków zabawy nad głową... jest samiec kopciuszka, z czarną główką i rdzawym kuprem; i piękny samiec makolągwy, z czerwonym czołem i piersią. tańczą dla nich trawy, krzewy, drzewa, usuwają się przed ich niskim lotem. tyle wolnej przestrzeni, a taka cisza... moja ulubiona. tarasowe deski nagrzane, a po nich przeszły raz tylko pani doktor bose stopy moje. oszczędzam się, naprawdę, ale kiedy słońce wspina się po wzgórzu przeoranym, obejmuje stopniowo przyrodę, nie sposób się nie zatrzymać. czy można ominąć takie słońca wędrowanie? ptaków świergotanie? kwiatów kwitnienie? w taką pogodę w prowincjonalnym zakątku cieszy nawet chorowanie. cieszy też wyczekiwana od ośmiu lat ułożona właśnie kostka brukowa, boso mogę za ptakami biegać, po drodze wypatrywać kwiatów żółtej forsycji i niebieskiego hibiskusu przy furtce, dalej za rogiem poczuć zapach zwisających niczym kiście winogron kwiatów fioletowej wisterii. jestem w niebie. pachnie lasem, świeżym szczypiorkiem, ziemią przeoraną. wsiąkłam w ten klimat. korzeniami oplotłam się wokół chmur. każde spojrzenie w dół zachwyca. zjem kawałek ciasta rabarbarowego i jeszcze tu posiedzę na tej małej prowincjonalnej chmurce mojej...