2012-05-11

"Nawiedzony dom" Virginia Woolf - zapowiedź


Pod koniec maja nakładem Wydawnictwa Literackiego ukaże się zbiór opowiadań Virginii Woolf. "Nawiedzony dom" to ponad pięciuset stronicowy tom złożony z opowiadań tych najbardziej znanych, jak i nigdy dotąd niepublikowanych. Cieszę się bardzo, bo ostatni zbiór opowiadań Virginii Woolf  "Dama w lustrze" wydany był prawie dziesięć lat temu przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Zawiera on dziewiętnaście opowiadań, w których Virginia swobodnie eksperymentuje z nowymi formami, ulubionymi poetyckimi metaforami czy symbolami. Kilka z nich wydaje się zupełnie nieudanymi próbami, mało interesującymi, co się jej zdarza w opinii krytyków. Uparcie bowiem, przez większość swego twórczego życia, dążyła do zminimalizowania wartkiej fabuły, zastępując ją rozważaniem o życiu i jego pojedynczych aspektach, co nie do wszystkich trafia. Jednak dla uważnych jej czytelników, nie tylko powieści, ale też esejów, listów, dzienników czy właśnie opowiadań, jasne będzie, że każde z tych z pozoru nudnych, nic nie wnoszących pojedynczych stron, ma znaczenie symboliczne, i napisane jest nie od niechcenia, a z wielkim duchowym przekonaniem, że ten właśnie ślimak, perłowe guziczki na rękawiczkach czy opuszczone wrzosowisko, warte były opisania. Musiała to zrobić, by móc się z tego znaku na ścianie czy z Mary V. oczyścić, usunąć je z myśli, ustąpić miejsca kolejnym spostrzeżeniom i zachwytom. Virginia traktowała pisanie opowiadań jak odskocznię od cięższych, wymagających większego skupienia form, jakimi były jej powieści czy wartościowe literackie eseje. Niejednokrotnie jednak fragmenty opowiadań nawiązują do późniejszych powieści i dla mnie są równie ważnym elementem jej twórczości.

"Zadaniem pisarza - twierdzi Woolf - jest uchwycić to coś, co zupełnie wymyka się budowniczym zgrabnych fabuł, opartych na regule prawdopodobieństwa. Spójrzmy w głąb - proponuje - a przekonamy się, że życie nie jest takie. A jakie? - chciałoby się zapytać. Woolf udzieliła na to pytanie odpowiedzi, która przeszła do historii literatury jako klasyczna wykładnia modernistycznej wrażliwości:
Życie to nie jest szereg symetrycznie ustawionych reflektorów, życie to jest jasna aureola, półprzejrzysta przesłona otaczająca nas od pierwszego przebłysku świadomości aż do samego końca. Czyż nie jest zadaniem powieściopisarza oddać tego zmiennego, tego nieznanego i nieokreślonego ducha, niezależnie od tego jaką objawia aberrację i złożoność... - czytamy we fragmencie wstępu do opowiadań "Dama w lustrze" napisanym przez Agnieszkę Graff.

Jaki będzie "Nawiedzony dom"? Czy wyniknie z tych opowiadań  coś nowego, czy możliwe będzie dojrzenie kolejnych prób literackich, eksperymentów i fascynacji szczegółem, które Woolf tak chętnie celebrowała? Nie sądzę by mnie osobiście zawiodła. Może tych czytelników jednej jej powieści skutecznie zanudzi. Bo Virginię Woolf trzeba obejmować w całości. Ona dopiero w blasku swych całościowych dokonań zaczyna nabierać kształtów i barw właściwych. Dzięki niej nauczyłam się dostrzegać więcej. Patrzeć inaczej. Szczegół znaczy więcej niż ogół, czasem dzień więcej niż cały miesiąc. Chciałabym tak móc żyć każdego dnia, uważnie, by nic nie umykało, by wszystko cierpliwie chłonęła pamięć, nie gubiąc nic po drodze. Bardzo jestem ciekawa tego pokaźnego zbioru nowelistycznego... tymczasem zadowolić się mogę jedynie "Tajemniczym przypadkiem panny V." w majowym numerze "Bluszcza". Tak niewiele, a aż tyle, że porzuciłam piątkowe porządki i patrzę na zachód słońca inaczej.