
"Zadaniem pisarza - twierdzi Woolf - jest uchwycić to coś, co zupełnie wymyka się budowniczym zgrabnych fabuł, opartych na regule prawdopodobieństwa. Spójrzmy w głąb - proponuje - a przekonamy się, że życie nie jest takie. A jakie? - chciałoby się zapytać. Woolf udzieliła na to pytanie odpowiedzi, która przeszła do historii literatury jako klasyczna wykładnia modernistycznej wrażliwości:
Życie to nie jest szereg symetrycznie ustawionych reflektorów, życie to jest jasna aureola, półprzejrzysta przesłona otaczająca nas od pierwszego przebłysku świadomości aż do samego końca. Czyż nie jest zadaniem powieściopisarza oddać tego zmiennego, tego nieznanego i nieokreślonego ducha, niezależnie od tego jaką objawia aberrację i złożoność... - czytamy we fragmencie wstępu do opowiadań "Dama w lustrze" napisanym przez Agnieszkę Graff.
Jaki będzie "Nawiedzony dom"? Czy wyniknie z tych opowiadań coś nowego, czy możliwe będzie dojrzenie kolejnych prób literackich, eksperymentów i fascynacji szczegółem, które Woolf tak chętnie celebrowała? Nie sądzę by mnie osobiście zawiodła. Może tych czytelników jednej jej powieści skutecznie zanudzi. Bo Virginię Woolf trzeba obejmować w całości. Ona dopiero w blasku swych całościowych dokonań zaczyna nabierać kształtów i barw właściwych. Dzięki niej nauczyłam się dostrzegać więcej. Patrzeć inaczej. Szczegół znaczy więcej niż ogół, czasem dzień więcej niż cały miesiąc. Chciałabym tak móc żyć każdego dnia, uważnie, by nic nie umykało, by wszystko cierpliwie chłonęła pamięć, nie gubiąc nic po drodze. Bardzo jestem ciekawa tego pokaźnego zbioru nowelistycznego... tymczasem zadowolić się mogę jedynie "Tajemniczym przypadkiem panny V." w majowym numerze "Bluszcza". Tak niewiele, a aż tyle, że porzuciłam piątkowe porządki i patrzę na zachód słońca inaczej.