Książki pisane przez
kobiety z natury mają łagodny przebieg, dążą do równowagi i
wyciszenia emocji, a te z kolei układają się stopniowo w jedną
całość, bądź nawet kładą posłusznie i nic z tego nie wynika.
Po raz kolejny wydaje nam się, że gdzieś już to czytaliśmy,
zapominamy szybko i natychmiastowo sięgamy po następną książkę,
taką samą jak się z czasem okazuje. Podczas gdy mężczyzna
piszący (i nie tylko piszący zapewne) częściej zaskakuje,
intryguje, wkurza i zastawia za zakrętem pułapkę w postaci
kończącej się nagle drogi, co powoduje, że spadamy w przepaść
bezwiednie, niespodziewanie i nie w głowie nam już pytanie
dlaczego, ani co dalej.
W związku z powyższym
osiemdziesiąt procent czytanych przeze mnie książek stanowią te
autorstwa mężczyzn.
Lubię tę inność
przeżywania, tę niepewność, zmienność i nowe przestrzenie do
ogarnięcia. Ten rodzaj odrębnego, bardziej otwartego myślenia.
Różnorodności. To że podczas lektury mogę się złościć, nie
zgadzać, obruszać. Wracać kilka stron wstecz, czytać między
zdaniami, myśleć co mogło być przyczyną takiego pokierowania
zdarzeniami i czerpać satysfakcję czytelniczą z zupełnej
niewiedzy i braku domysłów co będzie skutkiem owych poczynionych
przez mężczyznę kroków. Lubię odkrywać w książkach obce mi tereny, widzieć
oczami płci przeciwnej, podejmować próby dostrzeżenia
podobieństw, bo przecież doskonale wiemy, że one istnieją, tylko
objawiają się inaczej. Bez względu na płeć cierpimy, tęsknimy,
mamy nadzieje, obawy, fobie i kompleksy. Kochamy, wzruszamy się,
boimy i nienawidzimy. Książka "Droga do Tarvisio"
Grzegorza Kozery jest takim właśnie męskim spektaklem o inności
przeżywania, o radzeniu sobie z samotnością, nienawiścią i
miłością. Trzema najważniejszymi w życiu człowieka odczuciami
oddziałującymi na nasze życie pod różnymi postaciami i w różnym
nasileniu. Do tego jest to proza bardzo męska, twarda, szczera i
konkretna. Bez zbędnych szczegółów dotyka ważnych relacji
międzyludzkich, a mimo momentami chłodu i oszczędności w słowach
zmusza do refleksji.
Od pierwszych stron
"Drogi do Tarvisio" wiedziałam, że to nie będzie powieść
tylko o zwiedzaniu, jakby mylnie mogły sugerować tytuły
poszczególnych rozdziałów czy nawet samej książki. Czułam, że
bohater ma poważny problem, i szybko się z nim nie upora, co
zapowiada ciekawą u jego boku podróż psychologiczną. Grzegorz K., grubo
ponad czterdziestoletni egocentryk, labilny emocjonalnie, momentami
grubiański, nietolerancyjny i ze skłonnościami do hipochondrii,
wydaje się mężczyzną, którego kobiecie trudno będzie polubić.
A jednak. Miał ich sporo w swoim życiu, za sobą nawet jedno
małżeństwo, i trwający pięć lat związek z Matyldą, która
właśnie go zostawiła z powodów nie do końca wyjaśnionych, zdaje
się nawet błahych i będących jedynie chwilową jej słabością
czy kaprysem. Grzegorz K. z urażoną dumą, zranionym sercem i
wielką wściekłością na świat, i siebie, rusza sam w zaplanowaną
wcześniej już podróż. Pokonuje tysiąc dwieście jeden kilometrów
w poszukiwaniu siebie, racjonalnych myśli i prawd. Ucieka od
problemów, ale jego ucieczka ma jakiś cel. Z wielką nadzieją
jedzie przez Czechy, Austrię do Włoch, do miejsc mu bliskich i
ważnych, i oczekuje od tych miejsc zrozumienia, oczyszczenia i
wskazania dalszej drogi. Niełatwo jednak jest mu w pełni czerpać
satysfakcję z tego wyjazdu, bo gonią go różne fobie, lęki,
nieudane związki, utracona miłość, problemy w pracy i ma paskudne
poczucie, że niczego w życiu wartościowego nie stworzył. Że jest
tylko zwyczajnym czytaczem i oglądaczem sztuki muzealnej. Co więc z
nim dalej będzie? Co z jego życiem, co z ukochaną Mat, która po
pięciu latach związku go zostawiła? Czy ona tęskni? Zadzwoni? W
którą stronę ma się udać by znaleźć odpowiedzi na te wszystkie
piętrzące się niejasności, dylematy i awersje? W trakcie tej
ważnej dla siebie pielgrzymki przez Frydek-Mistek do grobu Kafki w
Pradze, poprzez znienawidzony historycznie kraj, ale bliski
artystycznie - Niemcy, aż do Tarvisio i nieplanowaną Padwę, gdzie
św. Antoni staje się ostatnią deską ratunku; próbuje
odpowiedzieć sobie na istotne pytania, pozbyć się lęków
związanym ze stanem chorobowym, i odnaleźć siebie lepszego,
bardziej tolerancyjnego i pogodzonego z tym czego już zmienić się
nie da. Z historią, bytem wyższym i z samym sobą. Czy mu się uda?
Książka Grzegorza
Kozery może budzić odczucia ambiwalentne, szczególnie u kobiet,
choć mnie to ominęło. Jakoś bez przeszkód zrozumiałam brak
natychmiastowej reakcji i usilnego pukania do drzwi utraconej
kobiety. A także potrzebę wyciszenia i samotnej podróży, która
okazała się swoistym katharsis tak bardzo potrzebnym właśnie w
takiej formie. Każdy reaguje inaczej na utrudnienia życia. Różnie
staramy się też trafić na właściwą drogę. Byle tylko każdemu
to się w porę udało, czego życzę Grzegorzowi K., sobie i
wszystkim tym, którzy mają przeświadczenie, że gdzieś zbłądzili,
a ich życie biegnie niewłaściwym torem.
Grzegorz Kozera ( 1963) -
prozaik, dziennikarz i bloger. "Droga do Tarvisio" jest
jego trzecią książką. W dorobku ma powieść o uzależnienie
alkoholowym "Biały Kafka" (2004) oraz zbiór opowiadań
"Kuracja" (2008). Opublikował też sześć tomików
wierszy: "Upadek" (1989), "Strip-tease" (1989),
"Piosenka powieszonego amanta" (1993), "Niebieski
motyl i inne wiersze" (1995), "Sierżant Garcia nie żyje"
(1998) i "Data" (2011).
http://notespoetycki.blogspot.com/ - blog Grzegorza Kozery
http://notespoetycki.blogspot.com/ - blog Grzegorza Kozery
Pierwszy raz miałam w
rękach książkę Wydawnictwa Dobra Literatura i muszę przyznać,
że jestem nim zachwycona. Mała, poręczna, z ciekawym projektem
okładki i dobrym rozmieszczeniem tekstu. Co prawda trafiłam na
cztery literówki, ale
naprawdę z przyjemnością sięgnę po kolejne wydania. Mężczyzn
oczywiście, jeśli tylko na takie trafię, bo wydaje się, że seria "Proza z
wykrzyknikiem" będzie prezentować wysoki poziom literacki.
http://www.dobraliteratura.pl/
http://www.dobraliteratura.pl/