Kilka ostatnich sobót nakryło się masą obowiązków związanych z przyjęciem gości. Nie było więc czasu na poranne czytanie, pocieranie stópek pod kołdrą i szlafrokowe lenistwo. Dziś zapach kakao unosił się znacznie dłużej niż w tygodniu i mieliśmy czas by spojrzeć sobie w oczy. Tak głęboko, swobodnie, pomiędzy kosmykami luźno spuszczonych włosów. Zwykle takie zatrzymanie wzroku na drugiej osobie wywołuje panikę, mamy ochotę wskoczyć pod kamień, albo pożegnać się jeszcze przed powitaniem. Unikanie wzroku to reakcja na skrępowanie, całkiem naturalna, i sama też często błądziłam wzrokiem nim dzieci nauczyły mnie pielęgnować pojedyncze spojrzenia. Z oczu wiele można wyczytać. Dzieci są doskonałym materiałem badawczym, ich nie peszą dłuższe spojrzenia, same też chętnie patrzą prosto w oczy i z ogromną pewnością własnych racji przekazują cieniutkimi liniami, od tęczówki do tęczówki, swoje myśli, racje i wątpliwości. Lola często mnie hipnotyzuje, na dłuższą chwilę uczepia się moich oczu, by napoić się ich siłą. Kiedy spuszczam wzrok, ona traci odwagę, kiedy utrzymuję jej spojrzenie, i dodatkowo ubarwiam uśmiechem, czuje że może mówić cokolwiek na co ma ochotę...
- Mamoooo, a czy ty masz jakiegoś innego chłopaka? - zapytała dziś niespodziewanie, ale pewnym głosem, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie mam - odpowiedziałam szybko, bez roztrząsania tematu chłopak-mąż-znajomy-przyjaciel, bo uznałam, że poczekam na jej kolejny krok nim niepotrzebnie skomplikuję dziecięcy tok rozumowania.
- A nie mogłabyś sobie znaleźć chłopaka, żeby ci smutno nie było... bo wiesz, ja chcę się z tatą ożenić.