2011-04-10

Strych, kurz i efektowne książkobranie


O takiej chwili często marzę. Między pajęczynami, kurzem, starością i tajemniczymi cieniami dać się opętać magii zapuszczonego stryszku. I trafiło się! Pewni sympatycznie państwo wyprowadzają się z domu, w którym mieszkali dwadzieścia dwa lata i słuchy mnie doszły, że wybiera się do nich antykwariusz, by odkupić dość pokaźne zbiory literatury. Postanowiłam więc go uprzedzić, odgarnąć z czoła pajęczynki, i podrobić między książkami, które były dosłownie wszędzie i zsypywały się na mnie z każdej strony. Oczy moje odtańczyły polkę podnieconą, i chłonęły pierwsze kilka minut obraz stryszku z marzeń. W jednej części było tak ciemno, że grzmotnęłam w filar, ale to wyszło mi tylko na dobre, bo w dalszej chwili potknęłam się o zbiór gazet ułożony tuż za nim... były to Przekroje z 1947r., 48, 49 itd., jakieś półtora metra radości. A potem było już wielkie przeglądanie, kręcenie główką raz w lewo, raz w prawo, kurz na dłoniach, pył we włosach, brud na policzku... i obraz mnie, ciągnącej wór na śmieci po schodach, wypełniony 58 zdobyczami. Tak się zastanawiam, jak wiele takich miejsc jest w starych domach, ile książek rozchodzi się za bezcen, ile zupełnie marnieje, ile razy trafi mi się jeszcze szczęście i znajdę się w takim miejscu jak dziś, uprzedzając antykwariusza i wygrzebując pokaźną serię Czytelnika z lat sześćdziesiątych. Mam słabość do tych małych książeczek i zasnę niepokojem otulona, czy aby wszystkie na pewno wygrzebałam :)


                            (dzisiejsze zdobycze to te dwa stosiki i jeden rządek, łącznie 58 książek)