2011-01-27

Meir Shalev - "bardzo rozrzutny pisarz"


Meir Shalev, izraelski pisarz, w wieku czterdziestu lat zadebiutował książką „Rosyjski romans”, która opowiada dzieje pionierskiej osady rolniczej z początków państwa Izrael. Ukazała się ona w Polsce piętnaście lat temu i była wówczas jedną z pierwszych wydanych izraelskich powieści na rynku polskim. Pod koniec zeszłego roku, Wydawnictwo Muza wznowiło tę książkę i równocześnie pojawiła się w sprzedaży kolejna powieść pisarza „Chłopiec i gołąb”. Ta druga, to historia przedstawiająca dwa wątki miłosne - jeden rozgrywa się w 1948 r., w czasie Wojny o Niepodległość Izraela, drugi wątek toczy się w czasach obecnych.
Pamiętam, że przeglądając nowości pod koniec roku, nie kojarzę już na jakiej stronie, trafiłam na te książki i utkwił mi w pamięci w locie uchwycony ptak na czarnej okładce, ale nie zainteresowałam się głębiej tą powieścią, bo nazwisko pisarza było mi zupełnie obce. Dziś, zarywając kolejną noc, przesłuchałam zaległe odcinki programu „Hurtownia książek” i zajrzałam na stronę Polskiego Radia, gdzie na Dwójce trafiłam na wywiad właśnie z Meirem Shalevem, którego początkowo w ogóle nie skojarzyłam z tamtą w pamięci odłożoną na "kiedyś" książką. Zaintrygowała mnie jego osoba, na wstępie sposób w jaki dokonuje procesu pisania, w następnej zaś kolejności fabuły wspomnianych wyżej powieści i wzmianka o tajemniczym odkurzaczu.
O pisaniu Meir Shalev opowiada Joannie Szwedowskiej niezwykle obrazowo, dokładnie i z przyjemnością. Cała rozmowa warta jest wysłuchania, ale zamieszczam jedynie mały fragment o ciekawej praktyce powstawania książek Shaleva na małych karteczkach:

Tak naprawdę nie zaczynam pisania od początku. Ten początek powstaje później. Każdą powieść piszę w formie scen, czy obrazów i dopiero później te obrazy układam w pewnym porządku i wciąż mogą zachodzić pewne zmiany. O tym, jakie będzie pierwsze zdanie decyduję później (...)
Ja po prostu znam swoją siłę i swoją słabość. Wiem, w czym jestem dobrym, w czym nie. Jestem dobry w wymyślaniu historii, w tworzeniu opowieści, a konstruowanie, budowanie w całość tych historii, które wymyśliłem, to moja słaba strona. Piszę powieść w formie iluś obrazów, iluś scen i w pewnym momencie wymyślam tytuły tych scen. Zapisuję te tytuły na malutkich karteczkach, czasami jest ich dwieście, czasami ponad trzysta. Potem rozkładam te karteczki na podłodze w moim pokoju, zdejmuję buty i chodzę po pokoju przyglądając się tym karteczkom. Muszę spojrzeć z góry na wszystkie te tytuły; chodzę po pokoju z takim kijem, którym przesuwam te karteczki na właściwe moim zdaniem miejsca. Czasami to trwa kilka dni, czasami tydzień... w pewnym momencie, gdy czuję, że wszystkie karteczki są już na swoich miejscach, zbieram je i według takiej kolejności układam historyjki w całość (...)

Ciekawa jestem jego książek. Szczególnie powieści „Chłopiec i gołąb”. Czytaliście?