2010-12-14

Z dziennika cukiernika


Nie raz już wspominałam, że kuchnia nie należy do moich ulubionych miejsc w domu. Jedynie zapach parzonej kawy, a także widok kolekcji kaktusów i filiżanek do espresso na oknie sprawia, że odczuwam kilka razy dziennie przyjemność z przebywania w tym roboczym miejscu. Poza tym nic na dłużej mnie tam nie zatrzymuje, bo wiecznie odchudzający się mąż oraz mało kulinarnie wymagające dzieci krzywo patrzą na pomysły pieczenia kaczki ze śliwkami i nawet w niedzielę preferują sam ryż z masłem, ewentualnie do znudzenia mieniący mi się w oczach kotlet. Skończyłam już naiwnie wystawać godzinami w kuchni nad czterema garnkami łudząc się, że zasiądziemy do stołu z papierowymi serwetami na kolanach i zatrzęsiemy wspólnie uszami z radości nad owocami morzami, pieczenią na dziko, czy innym francuskimi, azjatyckimi, bądź włoskimi potrawami. Rutyna zniechęciła mnie do gotowania, a brak zainteresowania sernikiem, jabłecznikiem, czy nawet pączkami, sprawiło że piekarnik widuje tylko kurczaka, zapiekanki, pizzę, bułki i ciasto francuskie :)

Jednak kiedy nachodzi grudzień, miesiąc wyjątkowy pod każdym względem, zapala się zielone światełko i padają pytania jakie będą ciasteczka?, mamooo kiedy pieczemy?, mamoo czy to już, czy nie już, bo ja już chcę orzeszka, babeczkę, rogalika... . Jak długo żyję, nie pamiętam Świąt Bożego Narodzenia bez ciasteczek domowej roboty, na maśle i w sprawdzonych od lat foremkach zza czeskiej granicy. W rodzinnym domu Mama już początkiem grudnia strzelała po mieszkaniu łupinkami wyskakującymi ze starego dziadka do orzechów, mieliła biszkopty, wstawiała do barku piersiówkę, a największą radość sprawiało jej każdego roku próbowanie jakiegoś nowego przepisu. I tym oto sposobem, po tych wszystkich latach, zdarza się, że nawet dwanaście i więcej rodzajów ciasteczek mamy na stole wigilijnym, bo wspólnymi siłami ogarniamy ten coroczny rytuał, który wpisał się na stałe w kalendarz grudniowy. Są rogaliki, orzeszki, roladki figowe, kokosowe, kocie oczka, ule, bezy, babeczki, kule bakaliowe, kruche do ozdabiania, laseczki i tak już pewnie pozostanie, bo dzieci moje wykazują wielką chęć niesienia pomocy, lepienia ciasta, pieczenia, strojenia, a nawet dokładnego mycia foremek. Dom pełen jest zapachów, świeżo wyprane firany przesiąkają wanilią, mielonymi orzechami włoskimi, z półek znikają wszelkie zamykane pojemniki, a z lodówki sześć maseł. W radiu kolędy, na nosach cukier puder, w planach zlizywanie masy z różdżki od miksera... Mam nadzieję, że tradycja pieczenia drobnych ciasteczek przetrwa kolejne pokolenie i kiedy już nie będę miała sił, dzieci przyniosą mi moje ukochane rogaliki migdałowo-orzechowe zasypane cukrem pudrem w metalowej puszce po herbacie...

Na te rogaliki każdego roku cieszę się tak bardzo jak na zupę rybną, która tak samo jak tradycja pieczenia drobnych ciasteczek, znana jest najbardziej na Śląsku Cieszyńskim. Obecnie barszcz i grzybowa wypierają zupę z głów ryb, a ja nie wiem jak bez niej zniosę Wigilię kiedy Babci zabraknie. 

Tymczasem podaję przepis na moje ulubione Rogaliki migdałowo-orzechowe (porcja na około 100 sztuk - rogaliki polecam robić malutkie, bo w piekarniku się lubią rozejść na boki):
31 dag mąki (ja dałam zwykłą pszenną wrocławską)
21 dag zimnego masła
10 dag cukru pudru
5 dag zmielonych migdałów
5 dag zmielonych orzechów włoskich
pół łyżeczki cukru waniliowego
szczypta soli
cukier puder do zasypania
Wszystkie składniki przygotowuję sobie na stole, masło ścieram, bądź kroję w cienkie pasy i ugniatam ciasto ręcznie. Lepię maleńkie rogaliki, na 3,5-4cm i w temperaturze 175 stopni piekę około 10 minut, do zarumienienia.

Przepis na babeczki (potrzebna mała foremka - porcja na 140 malutkich babeczek):
40 dag mąki pszennej
15 dag cukru pudru
25 dag masła
1 całe jajko
1 żółtko
2 łyżeczki cukru waniliowego
Ciasto zarabiam ręcznie. Formuję kulę i wylepiam i wylepiam i wylepiam foremkę na pół cm... Piekę w temperaturze 170 stopni około 5 - 8 minut. Babeczki przystrajam czekoladą, wiórkami kokosowymi, albo kolorowymi cukiereczkami, bądź kremem z serka mascarpone i owocami (kiwi, brzoskwinia, malina)

Przepis na kruche ciasteczka (foremki dzwonki, serca, choinki itp.- na około 50 ciasteczek):
30 dag mąki pszennej
12 dag masła
12 dag cukru pudru
1 żółtko
3 łyżki śmietany (18%)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cukru waniliowego
Najpierw ucieram mikserem masło z cukrem pudrem i kolejno dodaję składniki ciągle mieszając. Rozwałkowuję na stole i wycinam foremkami ciasteczka. Piekę w temperaturze 190 stopni około 10 minut.

Przepis na Bezy czekoladowo-migdałowe (około 50 sztuk kształtów bliżej nieokreślonych):
4 białka z dużych jajek  (najlepiej niech poleżą z godzinę w temperaturze pokojowej)
1/8 łyżeczki soli
15 dag cukru pudru
12 dag gorzkiej czekolady, drobno posiekanej lub startej
10 dag opieczonych płatków migdałowych
łyżeczka startej skórki pomarańczowej (nie trzeba jeśli ktoś nie przepada)
Przez 3 minuty ubijam białka na wysokich obrotach. Potem stopniowo dodaję cukier ciągle miksując przez kolejne 3 minuty na sztywną pianę. Dodaję startą czekoladę i opieczone migdały, mieszam delikatnie plastikową szpatułką i spuszczam bomby łyżką wielkości orzecha włoskiego na pergamin wyłożony na dwóch blachach (w odległości od siebie 2,5cm).  Rzadko kiedy te bezy stoją niczym szczyt Mont Blanc, ale nawet takie rozlane smakują wyśmienicie. Piecze się je 45-50 minut w temperaturze 130 stopni. Po wyłączeniu najlepiej zostawić bezy jeszcze z 15 minut w piekarniku. Dopiero po wystygnięciu same odpadają od pergaminu (pierwszą porcję kiedyś wyszarpałam razem z pergaminem :)

Przepis na Laseczki Świętego Mikołaja (około 100 sztuk):
25 dag masła
2 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru pudru
1/2 szklanki ciemnego kakao
1 białko
1 mała paczka cukru waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Masło ucieram z cukrem pudrem, cukrem waniliowym i białkiem. Dodaję mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia i kakao. Wyrabiam mikserem na gładką masę. Wypełniam pojemnik do wyciskania (albo worek na masę) lekkim ciastem i wyciskam na blachę wyłożoną pergaminem ciasteczka w kształcie laseczki. Piekę w temperaturze 160 stopni około 15 minut. Posypuję cukrem pudrem. Bardzo kruchutkie. Mogą długo leżeć w zamkniętym pojemniku.

Powodzenia! :)
I smacznego.
No i znowu 1:30... ale skoro obiecywałam przepisy to musiałam dotrzymać słowa.
Szczególnie, że do Wigilii zostało 10 dni!!!