2010-10-04

Z dialogów rodzinnych odc.14 - rozmowy (nie) kontrolowane

Każda niedziela, począwszy od września, jest jak wracający bumerang, który pędzi z góry zaplanowanym celem zapędzenia mnie w kozi róg. Staram się umknąć. Jednak Lola jest czujna. Powraca niechęć, niepewność, tkliwość; domowe zacisze ją rozmiękcza, łaskocze swym lenistwem, a wisząca na suszarce przedszkolna piżamka prowokuje do złych wspomnień i staje się bodźcem do zadawania mamie niezręcznych pytań.
- Czy ja muszę chodzić do tego przedszkola – pyta Lola ze spokojem w głosie, ale nadzieją w oczach.
- Kochanie, wszystkie dzieci chodzą – odpowiadam zaatakowana podczas sypania pietruszki do rosołu i staram się utopić w nim szybko słowo „musisz”.
- Ale ja się tam smucę – dodaje przyklejona do mojego kolana i swym natrętnym zwyczajem staje nerwowo stopą na stopę.
- Nie musisz się smucić, przecież wiesz, że się śpieszę po ciebie i cały dzień jestem w twoim serduszku...
- Wcale nie – przerywa mi natychmiast. - Skoro w nim jesteś, to dlaczego z niego nie wyskakujesz zaraz po obiadki i muszę leżakować? - pyta wlepiając we mnie swe duże błękitne oczy.
- Bo to nasza tajemnica skarbie, inne dzieci nie mogą się o tym dowiedzieć – próbuję ratować sytuację. - Ale ja w nim naprawdę jestem, tak jak ty jesteś w moim, kiedy jestem w pracy...
- Wcale nie – przerywa mi znowu. - Nie mogę być w twoim serduszku. Przecież ja jestem w przedszkolu, kiedy ty jesteś w pracy.