2010-10-26

Podjechały pod dom "Wielkie ciężarówki..."


Wczoraj wieczór pisałam, że potrzebuję oprócz codziennych obowiązków, zrobić dla siebie coś, co mnie na tyle zadowoli, że dobrnę do końca tygodnia. Nie jestem wymagająca, jest w stanie mnie rozświetlić drobnostka, czerwone korale zawieszone na szyi, które dostałam w prezencie od Zahirinki, czy wizyta w antykwariacie, bądź spacer po księgarni... dziś jednak w związku z tym, że Charlie lekcje skończył o 10:35, zostałam w domu i zastanawiałam się od rana, brodząc po domu w szlafroku, co zrobić, by sobie poprawić nastrój. Gorące kakao. Potem kawa. Nadal nie z ekspresu, ale z pianką ręcznie wykręconą. Do niej nowy numer wydrukowanego Archipelagu, a w nim kilka stron zdjęć domów pisarzy, Trumana Capote'a, Jane Austen, Vladimira Nabokova i innych. Zaczęłam zaglądać pisarzom w okna, kiedy przed domem zatrąbił listonosz... zaplątałam się w szlafrok i wpadłam w panikę, bo odkąd pracuję zostawia mi awiza w skrzynce, na początku ulicy. Widocznie wraz z jesiennymi liśćmi pod nogi przywiało mu moją melancholię i wyjątkowo postanowił sprawdzić, czy kogoś nie zastanie. Taadaaaam, a tam ja we wrzosowym szlafroku, spinkach Loli i w biegu porwanym szalu w polne kwiaty. Łudzę się, że nie zauważył mojego upierzenia wręczając mi przesyłkę z Wydawnictwa Siedmiogród, choć jego uśmiech zdradzał wszystko... ależ mnie przy tym płocie ciekawość zżerała, niczego się nie spodziewałam, choć książki, to najczęstsze przesyłki jakie są mi wręczane. 
Nie ważne co listonosz sobie pomyślał, podkuliłam szlafrok pod siebie i uśmiechnęłam się na widok liści wbiegających do przedpokoju, wielkiego psiego ogona uderzającego mnie w uda i dzieci wspólnie rozrywających przesyłkę... ja to mam szczęście! Pani Marta Fox przesłała mi swoją ponownie wydaną książkę "Wielkie ciężarówki wyjeżdżają z morza". Dziękuję! Jak dobrze, że tego dnie postanowiłam zostać w domu... 

Na wstępie czytam kilka słów od samej Autorki:

"Kiedy na spotkaniu autorskim Czytelnicy pytają, którą swoją książkę najbardziej lubię, odpowiadam niezmiennie, że Wielkie ciężarówki... Należę do tego typu narcystycznych pisarzy, którzy nie ukrywają, że lubią swoje książki. Każdą inaczej i za coś innego, jak matka, która kocha swoje dzieci i nie ma u niej "bardziej", choć bywa "inaczej", bo inaczej kocha córeczkę w typie kujonka, a inaczej w typie urwisa.
Ciężarówki była pierwszą powieścią, którą wymyśliłam, choć wydane zostały jako czwarta. Od czasu jej napisania minęło czternaście lat. Nigdy nie zainteresowali się nią recenzenci ani krytycy, przeszła właściwie bez wzmianek w prasie, choć doczekała się dwóch wydań. Cenią ją Czytelnicy, niekoniecznie z grupy tzw. dorosłych, a ja lubię Czytelników, którzy mi o tym mówią. Zawsze wtedy budzi się we mnie czułość, którą mam ochotę wyrazić zaproszeniem na kawę i ciasto bakaliowe, uwielbiane przez moją rodzinkę, które piekę tylko dwa razy w roku, z okazji świąt.
Powieść opowiada o miłości Moniki i Marka. Ona jest dziennikarką, on tancerzem. Piszą do siebie listy, choć mieszkają obok. Monika odkrywa, że Marek "zdradził ją" z innym mężczyzną. Jest pewna, że ich miłość jest tak wielka, że nie tylko góry przeniesie, ale także zmieni naturę Marka. Czy rzeczywiście Monikę i Marka połączył związek oparty na niemożności i pięknie, które zakwita tam, gdzie nie ma spełnienia? Czy rzeczywiście tego spełnienia nie ma?
Nie o to chodzi, bym opowiedziała Czytelnikom trzeciego wydania powieści, co autorka miała na myśli. Sygnalizuję tylko tematykę, sugerując tym samym, że powieść w tamtym czasie, dotykała tematu z kręgu tabu. Nowe już nadchodziło, ale jeszcze nie było "coming outów" i otwartego deklarowania własnej tożsamości seksualnej.
Dzisiaj myślę, że Ciężarówki są ogniwem "pomiędzy" nową a starą obyczajowością, także i rzeczywistością. Monika staje się dziennikarką, kiedy dobre zasady patronujące temu zawodowi są wypierane przez dziennikarstwo hołdujące sensacji. Artykuły wystukuje jeszcze na maszynie do pisania, choć komputeryzacja już zagląda do redakcji, a świat zaczyna pędzić jak szalony, przymierzając się do powszechnego dostępu do internetowej sieci.
W tamtej rzeczywistości tradycyjna korespondencja bohaterów powieści może uchodzić za kaprys oryginalności i nadwrażliwych dusz, hołdując romantycznym zwyczajom, dziś trudno byłoby Czytelników przekonać do takiego sposobu porozumiewania się zakochanych. Dlatego nic nie zmieniam w kolejnym wydaniu powieści. Niech będzie taka, jak była. Niech świadczy o końcu lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych XX wieku. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Dziesięć lat później nikt by nie pisał listów na karteczkach, nie zostawiał pod wycieraczką, wysłałby SMS-a, napisałby mejla, wszedłby na czat.
Dziś mogę powtórzyć jeszcze i to, że Ciężarówki to najbardziej ulubiona, ale i najbardziej osobista z moich powieści, może nawet bardziej niż Święta Rita od Rzeczy Niemożliwych, którą nazwałabym powieścią autobiograficzną. Czuję, że jest w niej tajemnica.
Polecam tę powieść, korzystając z tego, że mogę dopisać kilka słów od autorki. Polecam z nadzieją, że Czytelnik polubi moich bohaterów".