2010-08-17

Mur, a za nim słowa

Wybiła druga. W domu pół godziny temu przebiegły tylko dwie małe stópki z łóżka do łóżka, a reszta familiady śpi snem kamiennym. Pewnie znowu pozostał dla mnie znikomy fragment łóżka. Miałam coś napisać o fenomenalnym „Łuku triumfalnym” Remarque, albo o „Żonie Adama” Rakusy, albo o filmie, który dziś obejrzałam („Czarodziejska góra. Amerykański portret Czesława Miłosza", czasem dobrze być uwięzionym w domu w południe :), ale musiałam wcześniej popracować i siły mnie opuściły po walce z unowocześnionym, rzekomo ułatwiającym pracę programem. Niech go szlag trafi. Lubię wdrażanie nowych udoskonaleń  systemu monitorowania tak samo jak nowe komórki. O północy starczyło mi więc tylko sił na doczłapanie do kuchni, ułożenie na talerzyku dwóch kiszonych ogórków, trzech plasterków sera żółtego i zalanie kubka herbaty z cytryną.
Wyposażona w podtrzymywacze przejrzałam maile. Uwielbiam kiedy ktoś mi pisze co aktualnie czyta. Wynajduję tym sposobem różne perełki i poznaję na przykład Leopolda Tyrmanda, którego wcześniej nie znałam. Nie wspominając o Remarque, który dołącza do ulubionych. Poza tym mogę z kimś porozmawiać o książkach, czego na co dzień nie robię, bo mój mąż niewiele czyta i nic nie zapowiada zmian, bo przecież czytać każdy może, jeden lepiej, a drugi gorzej. Podsunęłam mu ostatnio „Znak wodny” Brodskiego, bo podobno kocha Wenecję, ale chyba przesadziłam, bo zasnął na drugiej stronie.
Poszłam po jeszcze jednego ogórka. Pasuje do cytryny i chwilowo pobudza.
Przejrzałam kilka znajomych stron i przeraziłam się tym co pani Anna Janko napisała na swoim blogu w ostatnim wpisie. Elegancko pochowałam marzenia i odprawiłam ceremonię pogrzebową zagryzając czerń myśli ostatnim kiszonym ogórkiem.
A teraz pójdę po kolejną książkę, bo wygląda na to, że w Polsce lepiej czytać niż choćby marzyć o pisaniu. Mam wrażenie, że pisarze są za osobnym murem, sami sobie, jakby słowo było wrogiem...