Gdyby Virginia Woolf mogła dziś świętować swoje urodziny to na torcie w kształcie latarni morskiej widniał by napis „Ginia – 128 lat”. Jednak z racji ludzkiej śmiertelności na jej grobie cyfry bezlitośnie przypominają, że w przyszłym roku będziemy obchodzić siedemdziesięciolecie jej śmierci. W związku z tym głęboko wierzę w to, że na rynku pojawią się jakiejś nowe tłumaczenia jej tekstów, bo jest jeszcze kilka czekających na druk.
Moja fascynacja Woolf zaczęła się jakieś pięć lat temu, kiedy obejrzałam film „Godziny” na podstawie książki Michaela Cunninghama. Zobaczyłam tam postać Woolf graną przez Nicole Kidman i kilka dni później miałam już w domu płytę z muzyką Philipa Glassa, biografię Virginii Woolf napisaną przez jej siostrzeńca Quentina Bella oraz książkę „Pani Dalloway” (która w pierwotnej wersji miała mieć tytuł „Godziny”). Przyznać muszę, że początkowo nie do końca proza Woolf była tym bodźcem, który mnie uwiódł ... bardziej Ona jako pisarka, żona i kobieta zaintrygowała mnie do tego stopnia, że zaczęłam szukać o niej coraz więcej i więcej. Zaopatrzyłam się w opasłe aczkolwiek żałuję, że niepełne „Dzienniki”( w wersji oryginalnej składają się z pięciu tomów), „Listy Vity Sackville - West do Virginii”, oraz kolejne książki, dzięki którym wiem o niej coraz więcej i rozumiem ją znacznie lepiej, bo Woolf była autorką autobiograficzną głęboko skupioną na sobie, czemu dawała upust w swoich tekstach. Nieustannie zadawała sobie pytanie, czy można opisać samą siebie... Spoglądała głęboko w swoją duszę, starała się ją zrozumieć i ubierała bohaterów swoich książek w siebie, by móc później z boku się im przyjrzeć i poczuć do siebie odrazę kończącą się kolejnym załamaniem nerwowym związanym z postawieniem ostatniej kropki, bądź oddaniem książki do druku.
Virginia miała przez całe życie kompleks na punkcie swojego wykształcenia. Czuła się nie godna pisania dobrych książek. Rodzice nigdy nie posłali jej do szkoły, jak zresztą żadnej z czterech córek (w przeciwieństwie do czterech synów) i to oni z nikłą pomocą guwernantek kształcili córki, wpajając im wiedzę z zakresu matematyki (Virginia i tak całe życie liczyła na palcach), literatury oraz łaciny i francuskiego. Uczono je jazdy konnej, tańca i gry na fortepianie. Virginia jednak skupiła się tylko na nauce tego co dawało jej satysfakcję, a mianowicie czytała nocami książki z obszernej biblioteki ojca (Leslie Stephen był cenionym pisarzem, krytykiem literackim, biografem i historykiem) pogłębiając swoją wiedzę na różne tematy. Jako sześcioletnia dziewczynka pisała już listy, a jako dziewięciolatka czuwała nad rodzinną gazetką, bo jej uwielbienie do zabawy słowami i zdaniami stawało się coraz bardziej uzależniające. Wkrótce zaczęła systematycznie pisać dzienniki i opowiadania pracując skrupulatnie nad formą, ortografią i własnym językiem.
Wszystko wskazywało na to, że idylla Virginii będzie trwać wiecznie, a jej dzieciństwo przebiegnie bez zakłóceń, otoczone niczym ochronnym murem marzeniami o pisarstwie. Jednak kiedy niespodziewanie umiera jej matka Julia Stephen (w wieku 49 lat), okazuje się to być zbyt dużym obciążeniem psychicznym dla trzynastoletniej dziewczynki obdarzonej wrażliwością niezwykle podatną na zadawane rany, i świat wali się jej na głowę (dwa lata później umiera też na zapalenie otrzewnej przyrodnia siostra Virginii – Stella). Wówczas Virginię dotyka jedno załamanie nerwowe za drugim. Nie jest w stanie poradzić sobie ze stratą i popada w stan lękowy nie pozwalający na dalszą naukę; nie potrafi oddychać, ma przyśpieszone tętno, a ludzie stają się barierą nie do pokonania. Również ojciec Virginii bardzo przeżywa śmierć swojej drugiej już żony i odchorowuje kolejną stratę rakiem żołądka, dołączając do Julii dziewięć lat później.
Virginia jako 22 - latka zostaje sierotą… co daje jej bilet do wolności słowa i możliwość wyboru dalszej drogi życia. Jednak piętno śmierci zostawia bolesny odcisk na kruchej i przeźroczystej jak skrzydło motyla duszy co komplikuje błogi spacer ową wymarzoną drogą.
Cdn.
Happy Birthday Virginio Woolf…
(a to Virginia Woolf wykonana dla mnie z masy solnej przez moją Przyjaciółkę Olę - dziękuję kochana :)