2010-01-19

Byle do czwartku

Życie kobiety raz w miesiącu zamienia się teatr. Skłonna jest ona w te dni zagrać masę różnorodnych ról, począwszy od scen dantejskich pełnych ryzykownych poczynań, a skończywszy na łzawych dramatach, w których jej twarz prezentuje się jak pomarszczony mak w stanie depresji. Wówczas najlepiej ową twarz wcisnąć w poduszkę, albo odstrzelić całą miotającą się na wietrze główkę.
Ja już odstrzeliłam swoją, bo wolę tulipany od maków...

Pojutrze narodzę się ponownie. Trole nie będę szydzić z moich potknięć, zmęczenia, ciągłego marznięcia, bólu głowy, brzucha, szczęki, kręgosłupa... Lola znowu stanie się najcudowniejszym dzieckiem na świecie, Charlie pokocha tabliczkę mnożenia;  na moje życie przestaną polować metrowe sople, lodowe pułapki i roztańczony samochód. Nadejdzie odwilż, śniegi stopnieją i przestanę być więźniem prywatnej drogi, na którą nie wjeżdża gminny pług. Podobno pojawi się też listonosz z przesyłką z Merlina zamówioną prawie miesiąc temu i będę uprzejma. Ale tylko podobno.
W pracy nierealne plany zrobią się same, raporty wydrukują same, przesyłki zaadresują się same. Chętni staną w kolejce i będą walczyć o mój czas. Pełna będę miłości do nich, zrozumienia i wiary, że lepiej już być nie może.

A w lodówce znowu uroczyście o poranku powita mnie mleko do kawy, którego dziś nie ma i jestem na odwyku. Help!!!

p.s nastrój poprawia mi "Hotel Europa" (i naleśniki z nutellą na obiad) to niesamowicie szczere wywiady Remigiusza Grzeli z ludźmi filmu, teatru, muzyki, literatury... poznaję ludzi, których nie znałam, a których znać warto.
No i Czechow wieczorem mnie przygarnie. Na Tvp Kultura emitują dziś sztukę "Wiśniowy sad" z Krystyną Jandą w roli Raniewskiej.

Chaotycznie dziś i z żalem na języku, ale nie chcą mnie aktualnie żadne inne słowa.