2009-07-28

"Białe noce" Fiodor Dostojewski


"Białe noce" Fiodora Dostojewskiego to pierwsza z książek jakie wybrałam do wyzwania Kolorowe Czytanie. Sięgnęłam po nią z wielką ciekawością, bo przyznam szczerze, że wcześniej twórczość Dostojewskiego jakoś przepływała niezauważona w pędzącym wokół mnie nurcie książek, które chciałam przeczytać. Nad czym aktualnie ubolewam, bo Dostojewski (przynajmniej tym opowiadaniem) bardzo mnie mile zaskoczył i niebawem biorę się za "Łagodną"- drugie znajdujące się w tej książce opowiadanie, oraz za przypomnienie "Zbrodni i kary", bo zupełnie nie pamiętam odczuć po przeczytaniu jej jako lektury szkolnej (całkiem możliwe,że trzynaście lat temu typowo psychologiczna proza tego pisarza, była zbyt ciężka na dogłębne jej zrozumienie).
"Białe noce" to jedno z pierwszych dzieł Dostojewskiego (1848r.). Już na pierwszej stronie znajduje się podtytuł Powieść sentymentalna. Ze wspomnień marzyciela, sugerujący czytelnikowi fakt, iż wkraczać on będzie w życie człowieka bardzo wrażliwego i nie do końca odnajdującego się w realiach, bo jak czytamy na dalszych stronach Marzyciel, jeśli chodzi o ścisłe określenie, nie jest człowiekiem, lecz jakimś gatunkiem pośrednim.
Takim gatunkiem pośrednim jest bohater tego opowiadania, dwudziestosześciolatek mieszkający od ośmiu lat w Petersburgu. Samotny, zagubiony, nieszczęśliwy. Bez rodziny, przyjaciół i kobiety. Podąża zamyślony ulicami Petersburga, wzdłuż rzeki Newy, przygląda się ludziom i uczy się ich na pamięć.
W ten właśnie sposób, na petersburskim moście, poznaje Nastusię. Siedemnastoletnią dziewczynę wychowywaną po śmierci rodziców przez niewidomą babcię, która w ciągu dnia ma w zwyczaju przypinać wnuczkę agrafką do własnej sukienki. Sama reperuje pończochy, a dziewczynie każe czytać na głos. Tylko wieczorami, kiedy babka śpi Nastusi udaje się wymykać z domu.

Tego wieczoru, który miał ich połączyć, Nastusia stała na moście odwrócona w stronę rzeki i cichutko łkała. Nieśmiały jak zwykle młodzieniec obserwował ją z drugiej strony ulicy, po czym podszedł do niej dopiero w momencie, kiedy widział,że zostaje zaczepiona przez dziwnego jegomościa... Niech mi pani da rękę - powiedziałem do mojej nieznajomej - to on już nie ośmieli się nas zaczepić. Od tego momentu rozpoczynają się ich rytualne spotkania wieczorne. Tytułowe cztery białe noce.
Młodzieniec wiąże z Nastusią przyszłość, zrealizowanie marzeń o wielkiej miłości (...) bo ja już dawno panią znałem, boja już dawno kogoś szukałem, a to znaczy, że szukałem właśnie pani, i że było nam sądzone teraz się spotkać, teraz w mojej głowie otwarło się tysiąc zapór i muszę rozlać się rzeką słów, inaczej się uduszę (...). Ona jednak w znajomości tej widzi tylko przyjaźń, ewentualnie braterską miłość, bo serce jej oddane jest człowiekowi, który wyjechał na rok do Moskwy i obiecywał wrócić i się z nią ożenić. Początkowo ignoruje zatem nowe wyznania miłosne, nie pozwala im zakwitnąć, zabija ledwo zrodzone w drugim człowieku szczęście... niech pan się we mnie nie zakocha" -mówi. Ale jest już za późno. Owy młodzieniec się zakochał.

Mimo, iż z każdą kartką dalej robi się coraz bardziej sentymentalnie i momentami niesprawiedliwie w obliczu miłości, która chce rozkwitnąć, a nie może, to jednak opowieści o miłości, nawet tej niespełnionej, zawsze są piękne. Dostojewski bardzo sprawnie i płynnie przedstawia psychikę głównego bohatera, otwiera go przed nami i pokazuje zranioną, opuszczoną i samotną duszę,która próbuje łapać się miłości , żeby odzyskać wiarę w szczęście i spełnienie. Jednak nie każda dusza, szczególnie ta wrażliwa, krucha i delikatna, jest w stanie przeżyć bez czyjejś pomocy. Czasem umiera ona w powolnym procesie usychania, miota się jak ryba wyrzucona na brzeg, kruszy z każdym zadanym boleśnie słowem i łamie pod naciskiem cierpienia.

Taka właśnie nieszczęśliwa, ale piękna jest dusza pewnego młodzieńca z  Petersburga...

Gorąco zachęcam do lektury tego krótkiego, ale jakże głębokiego w swym przekazie opowiadania. Szczególnie tych, którzy cenią sobie historie o miłości  trudnej i niebanalnej.

Wasza biorąca udział w "Kolorowym czytaniu"
Virginia... też marzycielka

p.s zdjęcie książki pochodzi z bloga  www.poczytnik.wordpress.com