2009-06-10

Z pokładu codzienności


  

Lola nie została przyjęta do żadnego z pięciu przedszkoli do jakich ją zgłosiłam.
A już takie miałam plany na wrzesień ...
Tymczasem jestem w kropce.
Wielkiej jak słoń.

Zaważyło osiem dni, bo jako dziecko urodzone 8 stycznia 2007, musiała przepuścić całe tłumy urodzone w 2006r, bo teraz ten rocznik szedł do przedszkola. A że tłumy były spore, to wykopały ją daleko w ciemny las, na listę rezerwową. Babcie zapracowane, prowadzące własne działalności. Żłobki przepełnione, po brzegi, okna i wszystkie kąty. Nianie kasują fortuny niczym "menedżerki do spraw rozwoju rodziny".

Wysyłam sygnał S.O.S.
Cały plan poległ na kolana.

p.s.
pytacie o moje zdrowie. Dziękuję Wam za pamięć i troskę.  Halluksy są do wycięcia... pan doktor czeka na moją decyzję  i trochę sobie poczeka, bo przede mną wakacje i dwoje dzieci żądne zabaw i organizacji czasu. Nie mogę dać się w gips wcisnąć. Kręgosłup do wycięcia, jeżeli chcę żeby mi nic nie drętwiało. A jeżeli nie chcę już nic wycinać to... 2-3 h dziennie ćwiczeń z rehabilitantem. Trzy razy w tygodniu basen, masaże i bio prądy... ja się pytam kiedy? Kiedy to mam zrobić? Tymczasem leki przeciwbólowe jak mnie gdzieś pstryknie i żyć trzeba dalej.
Temat ręki jest bardziej złożony, bo nikt nie wie skąd się drętwienia w niej biorą. A na samą myśl o tym, że mam wysłuchać kolejnej wersji o zespole guyona, boleriozie czy innych dolegliwościach, to ja już wolę nauczyć się być leworęczna :)


Ale leje. Z moich kwiatów na tarasie wiecznie wylewam wodę. Wiecznie je też przestawiam, bo wiatry bezczelnie, bez pytania podkradają te najpiękniejsze pączki, zanim one jeszcze zdążą zakwitnąć. Idealna pogoda na książkę... a te oto pozycje dostałam od "Bluszcza" z dedykacją i pozdrowieniami od redakcji. Miło. Dziękuję.

Chciałabym mieć drugie życie. Życie tylko do czytania.

Wasza kroplą deszczu ubarwiona