2009-06-06

Smoczkowy dramat

Przeczytałam właśnie to ...
http://wiadomosci.onet.pl/1985013,11,item.html

Wróciły wspomnienia. Wspomnienia bolesne ze szpitala w Krakowie.
Było to 2,5 roku temu.
I widzę, że nic się od tamtego czasu nie zmieniło.
Przez sześć dni i siedem nocy z przerażeniem obserwowałam jak pielęgniarki wpychają noworodkom smoczki do buzi... smoczki ściągnięte z butelek, smoczki wypchane tetrową pieluchą z drugiej strony, żeby były twardsze. Dla pewności, że nie będzie się trzeba wracać po kilku minutach, pielęgniarki owijały resztą pieluchy dziecko, tak, żeby smoczek nie wypadł. Niektóre miały technikę wpychania pieluchy pod poduszkę.

Kilka razy udało mi się któreś z dzieci uwolnić...
Kilka razy pielęgniarki mnie nakryły i kazały zająć się własnym dzieckiem.
Milionów razy już nie widziałam...
Ale w pamięci mam każde z tych maluchów.

p.s wpadłam w sidła "Złodziejki książek"  Marcusa Zusaka i nie chcę się z nich wyplątać. Całe szczęście ma 500 stron. Wtapiam się w nią coraz bardziej, jak słońce w wiosenny pejzaż.
Książka inna, zupełnie, ale takiej szukałam. Narratorem jest śmierć... bohaterką dziesięcioletnia Liesel Meminger.
Wraz z bratem miała zostać oddana pod opiekę przybranych rodziców. Matka wiezie ich pociągiem do Monachium. Sześcioletni chłopczyk umiera na oczach siostry zmęczony podróżą i chorobą ... mimo wszystko matką ją oddaje. Z jedną walizką i skrywaną głęboko na dnie książką zostaje wyrwana siłą z samochodu pod domem państwa Hubermann... jest 1939 rok.

Zafundowałam sobie ostatnio lekką "Poczekajkę" Katarzyny Michalak i "Czerwony rower" Antoniny Kozłowskiej... pora na coś więcej, coś co już czuję zapadnie w mej pamięci tak jak ukochana "Dziewczyna z zapałkami" Anny Janko.



Miłego piątkowego wieczoru

Wasza nadal zachrypnięta