2011-04-23

Międzynarodowy Dzień Książki


Odłóżmy na chwilkę jajka, mazurki, szmatki i ostatnie przedświąteczne zakupy, bo dziś Międzynarodowy Dzień Książki, o którym mam wrażenie tego roku zapomniano, i ze względu na Wielkanoc potraktowano u nas po macoszemu. Z wielką nadzieją wkroczyłam kilka dni temu do Empiku, liczyłam bowiem na promocję, która obowiązywała w zeszłym roku ( 3 książki w cenie 2), jednak na otarcie łez dostałam jedynie niewielkiej objętości książkę Moniki Szwai "Nie dla mięczaków". Przyznać za to muszę, że na wysokości zadania stanął w tym roku Matras, ze swoją kwietniową promocją - 25% na większą część książek, a niektóre nawet można zakupić w cenie - 70%, 80% (już jest przebrane, to fakt, ale początkiem kwietnia można było się nieźle obłowić).

Czy obowiązują w jakiś innych księgarniach atrakcyjne promocje? Macie jakieś donosy o różach dodawanych do zakupionej książki, jak to bywa w Hiszpanii? A może wybiera się ktoś do Buenos Aires w najbliższych czasie? To argentyńskie miasto właśnie dziś rozpoczyna całoroczne świętowanie, bo zgodnie z decyzją UNESCO i trzech pozostałych organizacji związanych ze światowym rynkiem książki (IPA - Międzynarodowe Stowarzyszenie Wydawców; IBF - Międzynarodowa Federacja Sprzedawców Książek; i IFLA - Międzynarodowa Federacja Bibliotek) Buenos Aires na rok 2011 przemieniło się w Światową Stolicę Książki. Popatrzcie sami na jedną z najpiękniejszych świątyń książki na świecie, biblioteka i księgarnia w miejscu dawnego Teatru. Oto  El Ateneo Grand Splendid.





Nic innego mi nie pozostaje, jak udać się do mojej miejskiej księgarni, która nie równa się tej powyżej, ale mam do niej wielki sentyment, bo stoi w tym samym miejscu od lat i pracują w niej bardzo miłe panie. Jest piętrowa, ale tylko na parterze mieszkają książki, na balkonie zaś można podziwiać malarstwo, w przewadze nasze regionalne. Nigdy nie przechodzę koło niej obojętnie, nawet jeśli nie mam w planach zakupów. Sięgając przypadkowo po jakiś tytuł, często wynajdę książkę, do której bym nigdy nie dotarła drogą internetową. Dlatego rzadko kupuję książki przez internet, ja muszę zobaczyć, dotknąć, przewertować, sprawia mi to przyjemność i stanowi nałóg. Papier, zapach farby drukarskiej, forma wydania i ogólna estetyka książki mnie podnieca, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi. Lubię nowe książki, lubię obcować z ludźmi, którzy są tam z tego samego powodu co ja, i którzy przyciskają do piersi wyłowioną z regałów perełkę. Nigdy nie biorę koszyka, przytulam ją od razu do siebie, a kiedy biorę więcej układam w stosik pod pachą. Są moje, zżywam się z nimi od pierwszej chwili, w koszyku leżałyby samotne, jakby niepewnie tam wrzucone, bez uczucia,  jak ziemniaki na obiad. Dlatego uśmiecham się często w stronę książki, która znalazła się dłoniach nowego właściciela, będzie jej tam dobrze. Te z koszyka są często prezentami, które dołączą do kolejnych sierot na półkę książek zapomnianych, niepotrzebnych i niechcianych.
Oprócz książek pachnących nowością mam też słabość do tych archiwalnych wydań, książek na których wznowienia czeka się latami, albo które są słabo dostępne, dlatego częściej bywam w antykwariatach niż księgarniach, a kiedy trafia mi się taki stryszek jak niedawno, to od czubka głowy po końcówkę małego palca tkwię w jakiejś tajemniczej, jedwabistej powłoce uniesienia i nie sposób z tego raju sprowadzić mnie na ziemię.

A Wy, częściej bywacie w księgarniach, czy antykwariatach?
Zapraszam wieczorem, będę mieć dla Was drobne książkowe upominki z okazji Dnia Książki i dodam z przyjemnością do nich czekoladowe zajączki  :)