2011-03-09

Z dialogów rodzinnych odc.18 - rozmowy (nie) kontrolowane


Nie wiem jak smakuje drzemka po południu, w kocu, na hamaku, czy bujaku. Nigdy w ten sposób nie odbierałam sobie dnia, ale zostając mamą liczyłam na to, że moje dzieci zgodnie ze stereotypowym modelem małego dziecka, a potem przedszkolaka, będą choćby krótką drzemkę uprawiać, a wieczorami o dwudziestej zapadać w głęboki sen. Szybko zorientowałam się, że moje geny przeważyły w tej kwestii i umiejętność zasypiania na kanapie o każdej porze posiada tylko mój mąż. Charlie przestał sypiać w ciągu dnia mając dziewięć miesięcy, jego siostra jeszcze szybciej. Obecnie czteroletniej Loli nie jest w stanie nic zmęczyć, ciągle jest energiczna, kreatywna i bardzo rozmowna, a wieczorami uprawia dziecięcą filozofię. Nie wystarcza czytanie do snu, do tego kilka pytań o miniony dzień, przytulenie, nawijanie loczków na palec... Lola każde słowo potrafi przerobić na kolejne kilka zdań, dziesięć pytań i ciąg rozważań, o tym na przykład co to jest starość,  czytanie w myślach, albo skąd biorą się dzieci.

Dzień pierwszy. Leżymy przykryte po szyję, między nami dwa psy, Lola zwija metkę, a ja spoglądam na zegar. Jest prawie dwudziesta druga.
- A wiesz... Charlie mi powiedział, że umiera się jak ma się sto lat. Kiedy to będzie? Powiesz mi jak będziesz mieć sto lat?
- Powiem, zresztą sama to zobaczysz - odpowiadam krótko zmierzając ku wyciszeniu jej myśli.
- Będziesz siwa, zmęczona i będziesz miała laskę?
- Nie wiem, różnie wyglądają starzy ludzie.
- Aha... bo ja czasem jestem zmęczona i strzela mi kostka w pięcie, ale to chyba jeszcze nie starość, prawda?


Dzień drugi, również późnym wieczorem:
- A wiesz skąd biorą się dzieci? - pyta Lola odkładając na szafkę książkę o Martynce i jej braciszku.
- Wiem... A ty wiesz? - zaciekawiona wersją czteroletniej córki uśmiecham się i z przyjemnością czekam na jej odpowiedź.
- To jest tak... Z nieba sfruwa taka pani, ma taką długą suknię i magiczną różdżkę, w fioletowo żółte kwiaty, i tak macha tą różdżką i wyczarowuje trzy wróżki. Te wróżki fruną przez cały świat i przylatują do pięknego domu, takiego oooo, dużego i zaczarowują pana lekarza, a ten pan lekarz zaczarowuje wszystkieeeee mamy na świecie i powstają dzieci... A jak wyglądał ten pan lekarz to już ty mi musisz powiedzieć, bo przecież u ciebie też był.


Dzień trzeci. Jesteśmy już po wieczornych pogaduszkach na tematy równie ważne. Zabieram książkę i zaczynam czytać. Lola przymyka oczy, drgają jej powieki. Otwiera. Zamyka. Otwiera. Zamyka. Z lewej na prawą, z prawej na lewą. Pcha się na mnie. Patrzy na książkę. Z lewej pies, z prawej ona. Zamyka, otwiera, zamyka, otwiera. Nie wytrzymuje...
- Mamooo, jak ty to robisz, że czytasz tak cicho? Te twoje książki wyglądają tak ciekawie, a ja nigdy nie słyszę o czym są.
- Bo czytam w myślach, kiedy ty masz już spać. Nie chcę ci przeszkadzać.
- Aha.... no ale nic nie będziesz słyszała. Zawsze jak mówię za cicho to pytasz ciągle Co i Co i Co!
- Słyszę swoje słowa, ale po cichu, to mi wystarcza by zrozumieć książkę.
- To niemożliwe, ty nawet nie ruszasz ustami, więc jak możesz to słyszeć? - pyta unosząc głowę z poduszki i zaczyna wpatrywać się w moje usta. Ja w tym czasie przymykam oczy i staram się znaleźć jakąś rozsądną odpowiedź. Lola widząc moje zmęczenie mówi:  - No dobra, dobra, idę już spać, a ty zastanów się jak mi to jutro mądrze wytłumaczyć.