
Vladimir Nabokov jest dla mnie mistrzem, tak jak Virginia Woolf, z tą jedną różnicą, że w przypadku Nabokova przede mną jeszcze przyjemność wynikająca z zagłębiania się w jego literaturę i biografię. Jednak wystarczyła mi lektura „Lolity”, by bez wątpliwości stwierdzić, że stał on się jednym z moich ulubionych pisarzy i z czasem stopniowo będę starała się jego postać dogłębnie prześwietlić.
„Oryginał Laury” to ostatnia, niewydana za życia pisarza, książka Nabokova. Pracował nad nią ponad dwa lata, od czasu nieszczęśliwego upadku na zboczu góry Davos, który to napoczął jego zdrowotne problemy, aż do czasu ostatnich miesięcy swojego życia, które spędził w szpitalu w Lozannie. Prawdopodobnie to w tym klaustrofobicznym mikrokosmosie szpitalnej izolatki przeprowadził poważną rozmowę ze swoją żoną Verą, w której podkreślał, że gdyby nie zdążył ukończyć napoczętej Laury, to należy rękopis niezwłocznie spalić. Jednak wdowa po pisarzu nie spełniła ostatniej woli swojego męża i jedynie ukryła rękopis w głębinach szwajcarskiego banku, gdzie żył on w cieniu szuflad ponad trzydzieści lat, pilnie strzeżony, tajemnicą owiany i długo przez miłośników Nabokova wyczekiwany, z czym nie lada problem miał syn pisarza Dmitri. Wiele lat, już po śmierci matki, zastanawiał się on, czy spełnić wolę ojca i docelowo spalić rękopis, czy opublikować wbrew jego prośbom dzieło nieskończone. W końcu, po szczegółowej analizie apeli zwolenników i przeciwników publikacji Laury, postanowił po uprzednim dokonaniu niewielkich zabiegów edytorskich wydać dzieło ojca. Tym oto sposobem przepięknie wydana anglojęzyczna wersja "The oryginał of Laura" pojawiła się w sprzedaży (równocześnie w Londynie i Nowym Jorku) 17 listopada 2009r. i co ciekawe istnieje w niej możliwość wyciągania pojedynczych fiszek i układania ich we własną wersję powieści. W polskiej wersji czytelnicy takiej możliwości nie otrzymali, co jest niezgodne poniekąd z oryginałem i odbiera jeszcze większą przyjemność z odczytywania tej książki, ale tu chyba górę wzięły kwestie finansowe, bo takowa oprawa podrożyłaby jeszcze i tak już mocno wygórowaną cenę. Jednak, mimo pewnej niezgodności, Wydawnictwo Muza stanęło na wysokości dzieła i z właściwym poszanowaniem wielkiego pisarza przekazuje w ręce czytelników jego ostatnie słowa. Przyznam, że nie spotkałam się jeszcze z taką formą wydania jakiejkolwiek powieści, w której znajduje się pełny, oryginalny zapis słów autora i jest to zdecydowanie w tej chwili najpiękniejsza książka, sama w sobie, jaką mam w biblioteczce. To perełka na wagę ciągłego przytulania do piersi, głaskania po okładce, odszyfrowywania ołówkowych przekreśleń i analizowania pojedynczych słów. Zdecydowanie warta wydania i przygarnięcia przez miłośników nie tylko Nabokova, ale także wszystkich tych, których interesuje sam kunszt powstawania powieści.
„Oryginał Laury” to ostatnia, niewydana za życia pisarza, książka Nabokova. Pracował nad nią ponad dwa lata, od czasu nieszczęśliwego upadku na zboczu góry Davos, który to napoczął jego zdrowotne problemy, aż do czasu ostatnich miesięcy swojego życia, które spędził w szpitalu w Lozannie. Prawdopodobnie to w tym klaustrofobicznym mikrokosmosie szpitalnej izolatki przeprowadził poważną rozmowę ze swoją żoną Verą, w której podkreślał, że gdyby nie zdążył ukończyć napoczętej Laury, to należy rękopis niezwłocznie spalić. Jednak wdowa po pisarzu nie spełniła ostatniej woli swojego męża i jedynie ukryła rękopis w głębinach szwajcarskiego banku, gdzie żył on w cieniu szuflad ponad trzydzieści lat, pilnie strzeżony, tajemnicą owiany i długo przez miłośników Nabokova wyczekiwany, z czym nie lada problem miał syn pisarza Dmitri. Wiele lat, już po śmierci matki, zastanawiał się on, czy spełnić wolę ojca i docelowo spalić rękopis, czy opublikować wbrew jego prośbom dzieło nieskończone. W końcu, po szczegółowej analizie apeli zwolenników i przeciwników publikacji Laury, postanowił po uprzednim dokonaniu niewielkich zabiegów edytorskich wydać dzieło ojca. Tym oto sposobem przepięknie wydana anglojęzyczna wersja "The oryginał of Laura" pojawiła się w sprzedaży (równocześnie w Londynie i Nowym Jorku) 17 listopada 2009r. i co ciekawe istnieje w niej możliwość wyciągania pojedynczych fiszek i układania ich we własną wersję powieści. W polskiej wersji czytelnicy takiej możliwości nie otrzymali, co jest niezgodne poniekąd z oryginałem i odbiera jeszcze większą przyjemność z odczytywania tej książki, ale tu chyba górę wzięły kwestie finansowe, bo takowa oprawa podrożyłaby jeszcze i tak już mocno wygórowaną cenę. Jednak, mimo pewnej niezgodności, Wydawnictwo Muza stanęło na wysokości dzieła i z właściwym poszanowaniem wielkiego pisarza przekazuje w ręce czytelników jego ostatnie słowa. Przyznam, że nie spotkałam się jeszcze z taką formą wydania jakiejkolwiek powieści, w której znajduje się pełny, oryginalny zapis słów autora i jest to zdecydowanie w tej chwili najpiękniejsza książka, sama w sobie, jaką mam w biblioteczce. To perełka na wagę ciągłego przytulania do piersi, głaskania po okładce, odszyfrowywania ołówkowych przekreśleń i analizowania pojedynczych słów. Zdecydowanie warta wydania i przygarnięcia przez miłośników nie tylko Nabokova, ale także wszystkich tych, których interesuje sam kunszt powstawania powieści.
Sama treść niewiele nam mówi. Bo to tak naprawdę powieść, której nie ma. Czytelnik otrzymuje tylko jej fragmenty zmontowane z fiszek, niedokończonych zdań i chaotycznych, wyłapywanych szybko, często nierozwiniętych myśli, punktów, zamysłów ku stworzeniu powieści. Czasem nawet pojedynczych słów, jak na ostatniej fiszce... wymazywać, wykreślać, kasować, usuwać, wygumkowywać, ścierać, unicestwiać.
