2010-09-06

"Oryginał Laury" Vladimir Nabokov

 

Vladimir Nabokov jest dla mnie mistrzem, tak jak Virginia Woolf, z tą jedną różnicą, że w przypadku Nabokova przede mną jeszcze przyjemność wynikająca z zagłębiania się w jego literaturę i biografię. Jednak wystarczyła mi lektura „Lolity”, by bez wątpliwości stwierdzić, że stał on się jednym z moich ulubionych pisarzy i z czasem stopniowo będę starała się jego postać dogłębnie prześwietlić.
„Oryginał Laury” to ostatnia, niewydana za życia pisarza, książka Nabokova. Pracował nad nią ponad dwa lata, od czasu nieszczęśliwego upadku na zboczu góry Davos, który to napoczął jego zdrowotne problemy, aż do czasu ostatnich miesięcy swojego życia, które spędził w szpitalu w Lozannie. Prawdopodobnie to w tym klaustrofobicznym mikrokosmosie szpitalnej izolatki przeprowadził poważną rozmowę ze swoją żoną Verą, w której podkreślał, że gdyby nie zdążył ukończyć napoczętej Laury, to należy rękopis niezwłocznie spalić. Jednak wdowa po pisarzu nie spełniła ostatniej woli swojego męża i jedynie ukryła rękopis w głębinach szwajcarskiego banku, gdzie żył on w cieniu szuflad ponad trzydzieści lat, pilnie strzeżony, tajemnicą owiany i długo przez miłośników Nabokova wyczekiwany, z czym nie lada problem miał syn pisarza Dmitri. Wiele lat, już po śmierci matki, zastanawiał się on, czy spełnić wolę ojca i docelowo spalić rękopis, czy opublikować wbrew jego prośbom dzieło nieskończone. W końcu, po szczegółowej analizie apeli zwolenników i przeciwników publikacji Laury, postanowił po uprzednim dokonaniu niewielkich zabiegów edytorskich wydać dzieło ojca. Tym oto sposobem przepięknie wydana anglojęzyczna wersja "The oryginał of Laura" pojawiła się w sprzedaży (równocześnie w Londynie i Nowym Jorku) 17 listopada 2009r. i co ciekawe istnieje w niej możliwość wyciągania pojedynczych fiszek i układania ich we własną wersję powieści. W polskiej wersji czytelnicy takiej możliwości nie otrzymali, co jest niezgodne poniekąd z oryginałem i odbiera jeszcze większą przyjemność z odczytywania tej książki, ale tu chyba górę wzięły kwestie finansowe, bo takowa oprawa podrożyłaby jeszcze i tak już mocno wygórowaną cenę. Jednak, mimo pewnej niezgodności, Wydawnictwo Muza stanęło na wysokości dzieła i z właściwym poszanowaniem wielkiego pisarza przekazuje w ręce czytelników jego ostatnie słowa. Przyznam, że nie spotkałam się jeszcze z taką formą wydania jakiejkolwiek powieści, w której znajduje się pełny, oryginalny zapis słów autora i jest to zdecydowanie w tej chwili najpiękniejsza książka, sama w sobie, jaką mam w biblioteczce. To perełka na wagę ciągłego przytulania do piersi, głaskania po okładce, odszyfrowywania ołówkowych przekreśleń i analizowania pojedynczych słów. Zdecydowanie warta wydania i przygarnięcia przez miłośników nie tylko Nabokova, ale także wszystkich tych, których interesuje sam kunszt powstawania powieści.
Sama treść niewiele nam mówi. Bo to tak naprawdę powieść, której nie ma. Czytelnik otrzymuje tylko jej fragmenty zmontowane z fiszek, niedokończonych zdań i chaotycznych, wyłapywanych szybko, często nierozwiniętych myśli, punktów, zamysłów ku stworzeniu powieści. Czasem nawet pojedynczych słów, jak na ostatniej fiszce... wymazywać, wykreślać, kasować, usuwać, wygumkowywać, ścierać, unicestwiać.
Z pomiędzy wielu, w pełni udanych, zakończonych zdań, wyłania się postać dwudziestoczteroletniej Flory, do przesady szczupłej, niecierpliwie pięknej, w aksamitnych pantofelkach, ale z widoczną rysą stworzoną z powtarzających się zdrad wobec męża Philipa Wilda. On z kolei, inteligentny, potężny, sławny neurolog, upokorzony zdradami żony, szuka sposobu na śmierć bezbolesną... i znajduje... intrygującą samobójczą metodę wymazywania poszczególnych części ciała z wcześniej narysowanego swojego mentalnego portretu. Nic więcej nie zdradzę, oprócz tego, że to książka w książce i tytułowa Laura jest postacią wzorowaną na Florze, a może Flora na Laurze? Właśnie to jest w tej książce najpiękniejsze... poszukiwanie... wynajdywanie punktu zaczepienia, zdań które byłyby pierwszymi; słów, które nie zostały rozwinięte w zdania, a także samego Nabokova, który pisząc swe ostatnie słowa zapewne też szukał sposobu na śmierć bezbolesną, która nieuchronnie się zbliżała. To niewątpliwie dzieło, mimo iż nieskończone, wymagające zaledwie trzydziestu minut na przeczytanie... niewiele prawda? Wręcz rzec by się chciało niepotrzebnie mąci w głowie, prowokuje niezrozumienie i zabiera czas. Dla mnie jednak ma swoją wartość i myślę, że dla wielu będzie to książka wyjątkowa, intrygująca i nadal pełna tajemnic.