Nie potrafię chwilowo wypuścić z rąk "Mojego Znaku". I kończącego się ołówka, który zakreśla na marginesach i w tekście informacje, które chciałabym ulokować bezpiecznie w mej pamięci.
Mimo, iż to książka dość sporych wymiarów od tygodnia się z nią nie rozstaję. Zauroczyła mnie. Przeniosła w lata młodości Jerzego Illga (wydawcy, krytyka, redaktora naczelnego Wydawnictwa Znak), w otchłań dwudziestoletniej jego przyjaźni z wiecznie w mym sercu żyjącym Czesławem Miłoszem; z nie zawsze łatwo dostępną Wisławą Szymborską - nazywaną Gretą Garbo poezji; z kochającym Wenecję Josifem Brodskim (noblista z 1987r.) i przesympatycznym, traktowanym w Irlandii jak skarb narodowy -Seamusem Heaneyem (noblista z 1995r.) oraz ze Stanisławem Barańczakiem, tłumaczem ich poezji... a także w szczeliny znajomości z Normanem Davisem, Ryszardem Kapuścińskim, Leszkiem Kołakowskim i jeszcze kilkoma znakomitościami zaścianka literackiego.
Mimo, iż to książka dość sporych wymiarów od tygodnia się z nią nie rozstaję. Zauroczyła mnie. Przeniosła w lata młodości Jerzego Illga (wydawcy, krytyka, redaktora naczelnego Wydawnictwa Znak), w otchłań dwudziestoletniej jego przyjaźni z wiecznie w mym sercu żyjącym Czesławem Miłoszem; z nie zawsze łatwo dostępną Wisławą Szymborską - nazywaną Gretą Garbo poezji; z kochającym Wenecję Josifem Brodskim (noblista z 1987r.) i przesympatycznym, traktowanym w Irlandii jak skarb narodowy -Seamusem Heaneyem (noblista z 1995r.) oraz ze Stanisławem Barańczakiem, tłumaczem ich poezji... a także w szczeliny znajomości z Normanem Davisem, Ryszardem Kapuścińskim, Leszkiem Kołakowskim i jeszcze kilkoma znakomitościami zaścianka literackiego.
Jak dobrze, że dawno temu Pan Jerzy Illg, jako wykładowca został usunięty z Uniwersytetu Śląskiego ("za niewłaściwy wzorzec osobowy i negatywne oddziaływanie wychowawcze na studentów"), bo zapewne nigdy nie powstała by tak znakomita książka jak "Mój Znak".
Jeszcze jej nie skończyłam. Smakuję ją rozdział po rozdziale, wpatruję się w uśmiechnięte twarze poetów, i tak mi źle, że nie ma już Miłosza, Brodskiego, Kapuścińskiego...
Jeszcze jej nie skończyłam. Smakuję ją rozdział po rozdziale, wpatruję się w uśmiechnięte twarze poetów, i tak mi źle, że nie ma już Miłosza, Brodskiego, Kapuścińskiego...
Wprowadzona w stan błogostanu poetyckiego, skusiłam się dziś na zamówienie kilku pozycji pod choinkę - jakbym ich mało miała na nocnym stoliku - „Zaczynając od moich ulic” Czesława Miłosza, tomik poezji „Tutaj” z płytą CD Wisławy Szymborskiej, „Poezje wybrane” Julii Hartwig i „Światło elektryczne” Seamusa Heaneya.
I zła jestem, bo przegapiłam w piątek przed południem film o Miłoszu na TVP Kultura :(